czwartek, 24 marca 2016

nr 27, 24 marca



24 marca 2016 r., 
Czwartek

Ciąża: 37 tydzień, 6 dzień
Waga: 69 kg (tracę apetyt, dziś w ogóle kiepsko, tracę smak)
Pogoda: Cudowna, trzyma mnie przy życiu. Chociaż może nie przy życiu, ale dzięki niej funkcjonuję. Jakoś, ale nie zagrzebuję się w koc.


15:31

Obudziłam się całkiem niezła. Wczoraj wieczorem dokuczały mi skurcze przepowiadające. Miałam zmęczony brzuch, co od razu odbiło się na mojej formie (czy raczej jej braku). Miałam lekkie przeczucie, że coś mnie "zbiera", ale zignorowałam to. Już nie pierwszy raz w tym sezonie zimowym (o ile można go tak nazwać) wieczorne złe samopoczucie rozchodziło się po kościach. 

Ale dziś rano katar i ból gardła przy przełykaniu już sygnalizował, że coś się rozwija. No niestety nie przeskoczę tego, że nie mogę zażywać tego, co wszyscy. 

Zajechałam do Klubu z małą Buńką, która dziś była w lepszym nastroju niż wczoraj - poprawiło jej się, ewidentnie, po czym szybko do Rossmanna i do sklepu - ostatni szlif zakupowy przed Świętami. Nie chciałam już się tam pokazywać wiedząc, że tłumy, wielgachne zakupy, kolejki i przebrane towary nie są na moje nerwy. A na tym etapie ciąży w szczególności. 

Kiedy dojechałam do domu, okazało się, że jacyś pracownicy znów coś i eR. przywitał mnie słowami: 
- Zrobisz im kawę?
- O, matko,... - jęknęłam. Wziął ode mnie zakupy. Widział, że już byłam w średniej formie. - Źle się czuję. Jadłeś coś?
- Nie... - przyznał.
- To zrobię ci śniadanie, ale nie mam sił na robienie całej sterty kanapek dla nich także - wyznałam szczerze.
Ostatecznie to eR. robił tosty. Poszła cała wędlina

 - Ale kawę zrobię. I muszę się położyć. Jak ja przeżyję te korki, nie mam pojęcia...

Daję korepetycje. Z angielskiego i z historii. Dziś miałam mieć historię. Musiałam jeszcze wydrukować materiały i zadania na źródłach. Trochę tego było. A sił mało.

Dobrze, że pogoda mnie wspierała. Słońce wprost cudownie wpadało przez czyściutkie (dzięki Pani B.) okna. Dzięki temu mogłam się zmobilizować. Wypiłam herbatę, zjadłam papierowe muesli z kefirem... totalnie bez smaku (to wszystko przez katar). Ciężkie powieki, ból gardła... Ale nie odwołałam korepetycji. Mamy mało czasu, bo w maju dziewczyna ma maturę, a już w zeszłym tygodniu nie mogłyśmy się spotkać. No i w międzyczasie rodzę, co zablokuje ma na pewien czas korepetycje. Czyli musiałam zawalczyć, chociaż już w rękach miałam telefon. 

Udało się. 
A teraz leżę i zastanawiam się jak poskładam się do kupy, żeby odebrać H. z Klubu. eR. w Krakowie, najprawdopodobniej nie wyrobi się.



17:18

I stał się cud. Objechałam po Buńkę. I pewnie poszłybyśmy jeszcze na spacer, póki słońce świeci, ale chowamy się do domu, bo ja ledwo ciągnę. eR. wciąż w trasie. Święta, jak nie Święta. Zawsze Wielki Czwartek po południu to był taki szlif porządków i szykowanie się powoli do Triduum. Nie sposób zapomnieć, że dziś takie święto. A jednak. Od rana mam wrażenie, że jest środa. I to raczej nie Wielka Środa - ta z Wielkiego Tygodnia. Jestem wyjęta z kontekstu przez chorobę, przez ciążę... wszystkie dni są jednostajne, różnią się jakimiś drobiazgami. No i fakt, że mieszkam na wsi a nie w mieście powoduje, że człowiek nie odczuwa tego zabiegania przedświątecznego, nie nakręca się, nie odlicza dni, nie szaleje z ciastami, sałatkami i w ogóle jedzeniem. Dopiero wczoraj widziałam pierwsze oznaki zakupowego szaleństwa w markecie. Ale to też bez przesady, bo robię zakupy dobrze po 9, w czasie, kiedy nie ma zbyt wielu ludzi w sklepach.


Moje wynurzenia na temat szaleństwa jakie ogarnia ludzie tuż przed Świętami będą w kolejnym poście. Teraz się kładę z dużym kubkiem mocnej herbaty z miodem i cytryną. Smaruję się Amolem i modlę, żeby jutro było lepiej, a nie gorzej. Święta w takim stanie (gdzie tyle zobowiązań, że będziemy tu czy tam, urodziny któregoś z małych siostrzeńców eR....) byłyby koszmarem i prawdziwą męczarnią...



środa, 23 marca 2016

nr 26, 22-23 marca - Inspiracje Wielkanocne

To nie ja na tym zdjęciu, jakby kto pytał ;)



22 marca 2016 r.,
Wtorek


Ciąża: 37 tydzień, 5 dzień
Waga: 69, 2 kg (uff...)
Pogoda: Beznadziejna, mówiąc krótko. Deszczowa, mokra, wilgotna i nieprzyjemna.


20:56


Dziś dużo poleguję, bo wczoraj - naprawdę czuję się jak burżuj - była u mnie Pani B., która odstawiła mi dom, że wszystko lśniło. Takie porządki z cyklu tych generalnych (szafki, sprzęty) robiłam sobie systematycznie od miesiąca. To był ostatni, piękny szlif i najchętniej do porodu bym się wyprowadziła, by nie zepsuć efektu :). 

eR. usypia Bulinkę, która uparcie nie chce spać. Musi się wygadać przed snem i słyszę, że eR już traci powoli cierpliwość. Chyba niedługo będę musiała się tam udać i go zmienić, chociaż na tym etapie - nie ma co ukrywać - jest to dla mnie wyzwanie.






23 marca 2016r.,
Środa

Ciąża: 37 tydzień, 6 dzień
Waga: 69 kg. 
Pogoda: Trochę lepsza od wczorajszej. Nawet zapowiadała się dobrze koło godziny 8 rano. Słoneczko, zapach wiosny... ale od kilku godzin jest jakoś bezpłciowo - nie tylko szaro, ale jakoś tak wilgotno, jakby co jakiś czas padał deszczyk-kapuśniaczek.



17:14

Nie mam dziś apetytu. Zjadłam coś, ale raczej bez entuzjazmu i raczej symbolicznie, w ilościach również symbolicznych.

Dziś trochę przeglądałam zasoby Internetów w poszukiwaniu prostych świątecznych dekoracji. W sieci aż kipi od tych pięknych, czaso- i pracochłonnych. Większość z tych zdjęć nie zostało zrobionych w domu, w którym jest chociaż jeden mały berbeć. Ozdoby są piękne, ale czasu na ich zrobienie nie ma żadna mama. Najczęściej nie ma też możliwości uchronienia ich przed zniszczeniem. No, chyba, że dzieci ma "odchowane".

Okej, okej. Wiem, że są turbo-mamy, cyborgi, które jakimś cudem są w stanie ogarnąć porządki świąteczne, potrawy świąteczne, dzieci, męża i jeszcze robią takie zachwycające dekoracje. Ja tego nie potrafię. Ale czy w związku z tym muszę całkowicie z nich rezygnować? Znalazłam w internecie bardzo proste ozdoby. I najczęściej także tanie.

Może któraś z Was szuka podobnych prostych, ładnych dekoracji?


1. Rustykalnie wyglądające wazoniki-słoiki z uroczymi wiosennymi kwiatami. Od biedy, na moje oko wystarczy zamienić kwiaty na bazie i powiększyć słoik.




2. Odświętny stół na śniadanie wielkanocne. W zasadzie wszystkie elementy można "podmienić" tymi, które posiadamy w domu, kierując się ogólnym zamierzeniem.



3. Aranżacja stołu. Prostota na stole. Tym razem monokolorystycznie. I tutaj wydaje się być to kluczem. Nie mamy takich elementów, wybieramy takie w jednym kolorze.



4. Ostatecznie można postawić na wiosenną żywą zieleń i żółć i dodać wyjątkowo złożone - króliczki.

Bunny Fold for Napkins 

 5. Na talerzu, w ramach (jadalnej) ozdoby lub obok talerza, mała dekoracja. Prosta i szybka w wykonaniu, ale trzeba pamiętać o niej ze dwa tygodnie wcześniej, bo to rzeżucha. No i jest przy tym tania :)

2015 easter Table Centerpiece, 2015 easter party ideas
2015 easter Table Setting 

6.  Czasami wystarczy prostu bukiet (liście plus wiosenne kwiaty) wsadzić do doniczki z kilkoma jajkami. Jak widać na zdjęciu, nawet nie muszą być fantazyjnie ufarbowane.

This fresh take on a traditional Easter centrepiece uses mini chrysanthemums and hard-boiled eggs. Simply fill a small ... 


Znalazłam ponadto parę naprawdę fajnych, prostych i szybkich sposobów na dekorowanie pisanek. Ważne, że część z nich mogę zrobić razem z Buńką, która - jestem pewna - będzie zachwycona.

1. Pisanki ozdabiane papierowymi serwetkami. Prosta sprawa, zwłaszcza jak na taki efekt! Na pewno będziemy próbować. 

Jak przygotowac pisanki 

 2. Ozdabianie jajek odciskami palców. Nie muszą to być "obrazki". Mogą być po prostu ciapki. Abstrakcyjna sztuka. Myślę, że to właśnie ona przypadnie H. do gustu.

fingerprint-easter-egg-activity 

3. Pisanki w bohomazy. Dla dzieciaków idealny pomysł. Wystarczy farby "wrzucić" do woreczka. Nawet nie trzeba sobie rąk brudzić :)

decorate easter eggs in a bag 

4. Trzy unikalne sposoby farbowania jajek. Efekt jest czadowy, biorąc pod uwagę jak proste i tanie jest ich zrobienie. 

 - w bitej śmietanie z barwnikiem (to był szok, jak o tym przeczytałam)
A different way to dye
 - z użyciem alkoholu do przemywania ran i markerów (kolorowych)
A different way to dye

- w bibule

A different way to dye

 5. Oczywiście farbowanie w czerwonej kapuście i łupinach cebuli zawsze działa. Jeśli mamy złotą farbę, to dodatkowo możemy zrobić upstrzone na złoto jajka.

DIY Dyed Robin Eggs | HonestlyYUM

6. Użycie koloru w sprayu (np. złotego czy srebrnego) do ufarbowanych już jajek sprawi, że będą wyglądały świetnie, a nie zabierze ci masy czasu.

7. Ozdabiać można też "kropkując" jajka patyczkami do uszu, słomkami czy gumką od ołówka :)

A Wy macie jakieś metody? Będziecie w tym roku eksperymentować? A może spodobał się Wam któryś z pomysłów? Dajcie znać :)

 

 

niedziela, 20 marca 2016

nr 25, 20 marca - Mój kryzys, koszmary i walka z ciążowymi lękami - najszczerzej

20 marca 2016 r., 
Niedziela

Ciąża: 37 tydzień, 2 dzień
Waga: Nie mam siły stanąć na niej, olewam system.
Pogoda: Pod psem. Szaro, buro, zimno, wietrznie. Słowem: nieprzyjemnie. Jeszcze powinno na to wszystko lunąć. Brr.



13:57

Dziś mam stacjonarny dzień. Leżę pod kocem i robię wszystko, żeby nie zamykać oczu, bo jestem sama z małą H. i muszę - chcąc-nie-chcąc - patrzeć na nią. eR pojechał do kościoła. A widzę, że też nie jest w najlepszej formie. Chyba go wczoraj i przedwczoraj zawiało. Ucieszył się pogodą i zaszalał wychodząc zewnątrz zbyt lekko ubrany.

Czy robię wszystko, żeby nie zasnąć w tym momencie? Nie, to nie na sen mam ochotę. Sen to, prawdę powiedziawszy, ostatnia rzecz, o jakiej myślę. Boję się koszmarów, które mnie nawiedzają średnio co drugą noc. Są takie prawdziwe i powtarzalne, że zaczynam się łapać na myśleniu o nich. Nie tyle o nich, ale o tym, o czym opowiadają.

Od prawie ośmiu miesięcy marna ze mnie żona i kochanka, bądźmy szczerzy. Przez połowę ciąży miałam zakaz wszelkich namiętności. Początkowo żadne z nas nie miało nawet ochoty przygnębione faktem grożącej nam diagnozy, której ostatecznie nie postawiono. Nieważne. Grunt, że kiedy mnie wciąż wszystko bolało, dokuczały mdłości i w ogóle czułam się nieobecna w otaczającej mnie rzeczywistości, eR. powoli zaczął odczuwać, co oznacza zajmowanie się Buńką, mną i jeszcze swoją pracą. I do tego abstynencja seksualna. No, dla mężczyzny to poważna próba na wielu płaszczyznach. Coraz częstsze kłótnie, spięcia, żale... Czy mogę mieć pretensje? Nie. Każdemu zdrowemu puściłyby nerwy. Więc i jemu czasem też puszczają.

Dlatego mam już dość tej ciąży i koszmary są po prostu krystalizacją moich obaw i wyrzutów sumienia. O wielu rzeczach trudnych, intymnych czy w jakiś sposób kontrowersyjnych łatwo się pisze, kiedy nie trzeba się z nimi identyfikować, a omijanie utożsamienia się z danym problemem pozwala nam napisać więcej, niż odkryłybyśmy przed naszymi przyjaciółkami. Tak właśnie było w tym przypadku.

Kiedy już jestem na "ostatniej prostej" do porodu, tym bardziej mam dość. I eR. ma dość. I mimo rozmów wciąż mam wrażenie, że mówimy sobie to, co chcemy usłyszeć. Staramy się wzajemnie przekonywać, ale już brakuje nam siły, by brzmieć wiarygodnie. Tu nie chodzi o to, że się okłamujemy, unikamy szczerości czy czegoś w tym guście. Tu chodzi o to, że czasem nie mamy sił przekonująco zapewnić się o wsparciu, o wierze w to, że sobie poradzimy, o tym, że pewnymi kwestiami nie warto się przejmować. Chociaż druga strona naprawdę tego potrzebuje.

Te dziewięć miesięcy trwa o wiele za długo. Wydaje się wręcz, że trwa znacznie dłużej niż dziewięć miesięcy. Ja sama mam poczucie, że uziemiona jestem przynajmniej półtora roku. I co w takiej sytuacji? Nie wiem. Piję ciepłe mleko, biorę prysznic, wyciszam się przez długie oddechy, a koszmary są coraz brutalniejsze, dosadniejsze, dotkliwsze i bardziej realne. To nie tak, że sposoby, które miały pomagać, pogarszają jedynie sytuację. Po prostu na tym etapie już nie działają. I nie wiem, czy cokolwiek może pomóc. Nawet szybsze rozwiązanie chyba nie jest tym, co pomoże w tej sytuacji, ale na pewno zakończy tę moja ciążową mordownię i będzie jakimś początkiem. Co prawda czekają nas inne wyzwania, kryzysy na innym tle, ale wiem, że to będzie wstęp do poprawy i stabilizacji.


18:13



Gdzieś koło 15 (ale nie mogę być tego pewna, bo straciłam poczucie czasu), zmogło mnie zmęczenie. eR. włączył koncert e-moll Chopina w kuchni i coś sprzątał. Mała Buńka towarzyszyła mu, więc w pokoju panował spokój. Przy drugiej, wolnej części, po prostu odleciałam. 

Przebudziłam się, po miłej drzemce i widząc eR. z H. bawiących się rozkosznie klockami (budowali ponciok - pociąg), obróciłam się z trudem na drugi bok i zasnęłam. 

Obudziłam się cała w nerwach. Nawiedził mnie kolejny koszmar. Nie dość, że czuję się dziś jak przeżuta i wypluta, tragicznie obolała i zmęczona - tak po prostu - kiedy masz poczucie, że boli cię każda komórka ciała, a ruchy dziecka tylko ten ból potęgują. I masz ochotę wyć. No. To teraz jeszcze trzeba dodać do tego ten koszmar - długi, szczegółowy i nieszczędzący dramatycznych zwrotów akcji. 

Teraz, kiedy już ze mnie to "zeszło" myślę, że to naprawdę jakaś ironia losu - sen, który ma pomagać, który tak jest zalecany jako nieprzecenione wsparcie w leczeniu wszelkich infekcji a także tych nerwicowo-depresyjnych stanów, nie tylko nie pomoże, ale pogorszy sytuację...

... idę wziąć prysznic. Może... może... tym razem coś to pomoże.





sobota, 19 marca 2016

Ciężarna to też kobieta

19 marca 2016 r.,
Sobota

 

 

Ciężarna też kobieta



No przecież!, chciałoby się zakrzyknąć. Bo to takie oczywiste. No, pod warunkiem, że nie jesteś ciężarną. 
Tak, właśnie tak. A to dlatego, że wszyscy - prócz kobiet ciężarnych - zgodnie stwierdzą, że nie ma bardziej kobiecego stanu, niż stan błogosławiony. Dlatego ten wpis szczególnie dedykowany jest kobietom w ciąży. 

Oczami ciężarnej


Jesteś w ciąży. Wszyscy aż się rozpływają nad gratulacjami, tylko ty jedna nie uważasz, że gratulacje to jest to, czego ci trzeba: wciąż wymiotujesz i masz mdłości. I masz dość, rzecz jasna. 
Na kolejnych etapach spotykasz ludzi, którzy z uśmiechem próbują pomacać ci brzuch. I znów gratulują. Ale ty wiesz, że szalejące hormony sieją spustoszenie w twoim organizmie: psuje się cera, masz zgagę i zachcianki... nie wspominam już nawet o wahaniach nastroju. 
Brzuszek rośnie, więc wszyscy jeszcze bardziej się rozczulają na twój widok. Sama czasem mam wrażenie, że przypomina to bardziej użalanie się nade mną. Tak czy siak, ty wiesz, że poza brzuchem, masz problemy z trawieniem, kręgosłupem, ubieraniem i w ogóle z dbaniem o higienę w takim stopniu, jak to było dotychczas.

(tutaj możesz poczytać, czego jeszcze nie można polubić w ciąży)

No i ta waga, która rośnie. Jeśli nie od początku, to od drugiego trymestru zaczyna dość szybko piąć się w górę. Tracisz nad nią kontrolę. Bo jeśli odżywiasz się racjonalnie i zdrowo, potrafisz nad nią zapanować w normalnych warunkach. Ale czas ciąży nie ma nic wspólnego z tym, co było przed nim i mimo zbilansowanej diety, waga rośnie uparcie. Można się poczuć przynajmniej niepewnie, jeśli dotychczas był to temat dość delikatny i ważny dla ciebie. A kiedy brzuch rośnie, oglądając się w lustrze można mieć wrażenie, że kobiece kształty utonęły w przypływie masy ciała. Głównie w okolicy brzucha i pupy.

Do tego dochodzą realne wątpliwości, czy sprostasz wyzwaniu, pt. dziecko, czy nie będzie przyczyną poważnej próby dla związku? A może zastanawiasz się jak bardzo zmieni się twoje życie? Czy będziesz dobrą matką? Czy mąż będzie wsparciem, czy raczej będzie uciekał od obowiązków?
 
Masz też obawy o to, jak przebiegnie ciąża, czy nie będzie problemów, czy dziecko będzie się dobrze rozwijało i urodzi się zdrowe? A poród? To jedna wielka niewiadoma. Za każdym razem, więc w tym miejscu też czeka cię stres. 

Wątpliwości się piętrzą. W nocy masz napady lęków, męczą cię koszmary... Początkowo absurdalne, a z biegiem czasu bardzo realne, jeszcze bardziej nakręcają twój niepokój. I kółko się zamyka. 

Kiedy zbierzemy sobie do kupy to wszystko, nagle okazuje się, że w ciążowej głowie trwa nieustanna zawierucha myśli, obaw czy pytań. 

I na to wszystko pojawia się mąż i namawia cię na seks.
Myślisz: No, ręce i piersi opadają.

Wszystko w naszej głowie a jednocześnie poza nią.


To nasza, błogosławiona, głowa próbuje pomieścić te trudne myśli, obawy i pytania. I jeszcze usilnie stara się na nie odpowiedzieć, chociaż wie, że nie może na nie odpowiedzieć. Więcej: nikt nie jest w stanie uspokoić cię, dając gotowe i pewne odpowiedzi.

Jeśli wydaje ci się, że wieloma kwestiami się nie przejmujesz, to wierz mi - robi to twoja głowa. Podświadomie. I przekonasz się o tym dopiero, kiedy minie stres z mini związany. Wiele obaw ujawniają nasze sny. Mnie w pewien sposób uświadomiły, czego się podświadomie boję. 

Sposoby na ciążowe lęki.


Niestety lęków ciążowych nie wygasimy prostą tabletką ziołową czy melisą. Żadna z opcji nie jest raczej niepolecana w ciąży. Co można?

1. Najprostszym sposobem jest wypicie gorącego kakaa lub mleka tuż przed snem. Pozwoli nam głębiej zasnąć. Często zapobiega pojawianiu się snu w ogóle. A im wyżej w ciąży, tym trudniej o głęboki sen. Możesz pokusić się też o mały kawałeczek makowca. Ale nie codziennie, oczywiście.
2. Prysznic, bo kąpiel nie jest polecana. Weź długi ciepły, ale nie gorący prysznic. Może peeling i relaksujący masaż? 
3. A propos masażu: sam w sobie pomoże ci się rozluźnić. Trzeba tylko przekonać męża, by zrobił delikatny, ale długi masaż okolic kręgosłupa, karku, barków i odcinka lędźwiowego.
4. Kilka długich oddechów także może zdziałać cuda. Tylko nie takich zwyczajnych. Połóż się na wznak na plecach (to nie potrwa długo) ale nie na płasko, kiedy jesteś w ciąży. Zamknij oczy i rozluźnij się, a ręce ułóż wzdłuż ciała. Weź długi oddech - powoli, tak, byś miała wrażenie, że "napompowujesz" powolutku powietrzem wszystkie części ciała. Potem również bardzo powoli wypuszczaj powietrze przez usta w taki sposób, jakbyś trzymając za "ogonek" balonika powolutku upuszczała z niego powietrze. Do końca, aż poczujesz, że nie ma w tobie w ogóle powietrze. I znów nabierz powolutku powietrze nosem i tak dalej. W sumie 3-4 oddechy. Kiedy robisz je codziennie, w pewnym momencie zasypiasz przy drugim oddechu :)
5. Rozluźniający seks. O tak, może pomóc. O ile dobrze wam w łóżku w tym czasie. Seks jest drażliwym tematem dla wielu par spodziewających się dziecka. O tym jednak za moment.

Kochać się czy nie kochać? Seks a poczucie własnej wartości


Oczywiście, że tak. Jeśli obawiacie się o dziecko, to ... nie obawiajcie się, tylko korzystajcie, że nie musicie martwić się antykoncepcją, a kobieta - dzięki dobremu ukrwieniu macicy w tym czasie - będzie miała na to większą chęć. O ile, rzecz jasna, nie ma przeciwwskazań medycznych, i korzystacie z komfortowych i bezpiecznych pozycji.

Warunkiem udanego seksu jest poczucie własnej atrakcyjności. Jeśli na tym polu coś nie gra, to nie pociągniesz na udawaniu za długo. Hormony już się o to postarają i ostatecznie wszystko wyjdzie na jaw. Podobno robiono badania udowadniające, że w ciąży wzrasta poczucie własnej wartości. No nie wiem. Może w drugim trymestrze jest coś lepiej, ale na pewno nie w pierwszym czy trzecim. Wtedy na pewno jest dokładnie odwrotnie.

A tu brzuch rośnie, kobieta w ogóle robi się pełniejsza w kształcie... bardziej opływowa. A przy tym mniej zwinna, mniej gibka i po prostu mniej sprawna. Jeśli jeszcze teraz musicie zmienić przyzwyczajenia i przestawić się na bardziej lub całkiem stacjonarny seks - wzrasta również poczucie winy. Bo w końcu to przez ciebie takie a nie inne zmiany trzeba było wprowadzić.

Oczywiście mąż może mieć obawy, że dziecko, że brzuch, że coś się stanie... i nie będzie czerpał przyjemności nawet kiedy wytłumaczysz mu, że już od dawna potwierdzono licznymi badaniami, że dziecku nic nie będzie. Więcej: on wcale nie musi ci o tym powiedzieć. Po prostu nie będzie o ten seks tak zabiegał. 

I co ty wówczas myślisz? Nie podobam mu się już, bo taka grupa, nieporadna jestem..., albo na pewno nie lubi teraz ze mną się kochać, bo seks nie jest interesujący, wciąż te same pozycje... I te niedomówienia mogą doprowadzić do naprawdę przykrej sytuacji, którą bardzo trudno będzie odkręcić. 

Jednak pocieszające jest to, że wielu mężczyznom naga ciężarna wydaje się cudowna i piękna. Pełna. Dosłownie i w przenośni. I tak jest. Tylko nasze, kobiece oko, przyzwyczajone do tego wychudzonego kanonu piękna, które obowiązuje obecnie w świecie, nie potrafi tego dojrzeć.

Mężczyzno! Działaj!


Tutaj mały-duży apel do mężów, partnerów, narzeczonych itd. Rozmawiajcie! W ciąży trzeba jeszcze więcej rozmawiać. Zbyt wiele was czeka, zbyt wiele niewiadomego, którego nie da się do końca przewidzieć; zbyt wiele rzeczy, które się zmienia w czasie ciąży i zmieni po niej. Zbyt wiele też zmienia się w waszym związku - tym bardziej trzeba o tym rozmawiać. 
Poza tym, powtarzaj swojej błogosławionej kobiecie, jak bardzo jest atrakcyjna w tym stanie. Jeśli z jakiejś przyczyny nie chcesz teraz tak często się kochać, pogadajcie o tym. Ona to zawsze weźmie do siebie. Staraj się wspierać ją w tych zmianach. Tu nie chodzi tylko o to, by mówić jej, że sobie poradzicie. Tu chodzi o to, by na co dzień częściej mówić, jaka jest piękna, jak bajecznie wygląda w tej sukience z tym brzuszkiem i jakie pyszne zrobiła śniadanie, więc maleństwo będzie chętnie jadło. 

W ciąży nic nie jest na pewno. Nic nie jest oczywiste. I nic nie jest takie samo, jak było. Ty też powinieneś pokazać, że to widzisz i reagować, wciąż utwierdzając swoją kobietę w tym, jaka jest piękna, ważna i kochana. Kochana przede wszystkim.

Jak kobieta nie może przekonać kobiety


Nawet nie myślę o tym, by apelować i tłumaczyć coś samym kobietom. To nie działa, wiem o tym, bo na mnie też by nie działało. Kobietę może przekonać tylko jej mężczyzna. Ewentualnie jej dziecko/dzieci. Dlatego jeśli już zaczynasz dostrzegać symptomy poczucia nieatrakcyjnej, niekochanej, pełnej wątpliwości, których nikt nie może rozwiać, wymuś na mężu czy partnerze rozmowę. Uświadom mu, jakie to ważne i jak bardzo tego potrzebujesz. Być może on też tego potrzebuje, ale o tym nie wie lub ukrywa to przed tobą. A może zamyka się ze swoimi wątpliwościami? Tylko rozmowa może pomóc. Ty musisz mieć poczucie wsparcia z jego strony. I to bardzo widoczne: w końcu to ty będziesz nosić dziecko pod sercem i będziesz rodzić. Poczucie osamotnienia w tym ogromnym wyzwaniu może zrujnować nie tylko twoje poczucie własnej wartości, ale także twoją psychikę i doprowadzić do jakiejś nerwicy. A przecież dziecko się urodzi! Czyż to nie wspaniałe? Tym faktem można się ucieszyć, jeśli tylko masz poczucie, że możesz się na kimś oprzeć (nawet jeśli już masz te 10 kg do przodu) bez obawy, że się złamie.


A Wy co sądzicie o poczuciu własnej atrakcyjności, własnej wartości u kobiet w ciąży? Czy u Was był ten problem? A może macie jakiś swój patent na to, jak poczuć się lepiej we własnym (niewłasnym, bo przecież tak zmienionym diametralnie) ciele? Chętnie się dowiem :)






piątek, 18 marca 2016

nr 25, 18 marca - Pogoda = power



18 marca 2016 r., 
Piątek

Ciąża: 37 tydzień, 1 dzień
Waga: 69 kg (bez zmian i niech tak zostanie...)
Pogoda: Iście wiosenna. Pachnąca, przepełniona śpiewem ptaków, z tym swoim cudownym błękitnym niebem i zapachem ziemi. Chociaż u nas w ogrodzie trwają roboty porządkujące "chaos podwórkowy", więc ziemię to my na pewno czujemy bardziej :)


10:00 
 
Szalony dzień. Najpierw ostatnie już badania, czyli bieganie z ukrywanym w woreczku moczem po szpitalu i  i średniokomfortowym badaniem w kierunku GBS. I to wszystko bladym świtem. Dobrze, że spaliśmy u rodziców i nie musiałam zrywać się H. o nieludzkiej porze. 6:45 planowany wyjazd do szpitala od rodziców, by zdążyć nim tłumy rzucą się pod igłę, jak to się dzieje z momentem otworzenia punktu zakładu diagnostyki laboratoryjnej w szpitalu.
A tu - szok. Słonko świeci zapowiadając bajeczną pogodę, ale przymrozek trzyma. Drapanie samochodu u tej porze nie należy do najmilszych czynności. Przynajmniej zapalił. A mała mogła ten czas być z moją mamą.
 
Potem powrót, śniadanie i zawożę Buńkę do Klubu, robiąc po drodze zakupy. 

Wpadam do punktu obsługi PLAY (smsy wybiórczo nie chcą do mnie dochodzić i zastanawiam się jak wiele ważnych wiadomości do mnie nie mogło dotrzeć), ale niestety rozwiązanie, które kiedyś działało (wymiana karty SIM), okazało się nieskuteczne. Wiem, że mam przynajmniej kilka ważnych i zaległych wiadomości, a telefon milczy. Wydaje się, że czeka mnie wysłanie telefonu do serwisu. Na - uwaga - 20 dni! Przecież to jak wysłanie człowieka na bezludną wyspę! Zwłaszcza w mojej sytuacji: teraz to się wszytko może zdarzyć i po prostu mogę zacząć rodzić. A ja sama w domu na co dzień i bez telefonu będę po prostu udupiona, mówiąc dosadnie. 
Eh, tak to jest w tej naszej Polsce. Nie dostanę zastępczego telefonu, bo wszystkie zostały popsute. Wiadomo: po co szanować coś, co do nas nie należy, nie? Ta nasza prymitywna mentalność mnie dobija...

Dosłownie wpadam do domu rodziców po nasze manatki i pędzę, bo jeszcze do biblioteki, gdzie goni mnie termin oddania książek. Ale mimo zmęczenia, jestem pełna energii, zmobilizowana i jakaś optymistyczna. To na pewno dzięki pogodzie. Wczorajszy zły nastrój... jakiś taki depresyjno-nerwicowy w żadnym razie nie zwiastował dzisiejszego. 

13:45

Nie wychodzę z kuchni. Zanim ogarnęłam przestrzeń w domu, rozpakowałam wszystkie siaty, od razu zabrałam się za obiad. eR. i dwóch pracowników grzebią w ziemi małą koparką, doprowadzając powoli nasz ogród do stanu, który pozwalałby na wybudowanie porządnej wiaty na samochody i zadbanie o tzw. zielony teren. Myślę, że koło 15 po prostu zmiecie mnie z powierzchni ziemi ze zmęczenia.

20:28

Miałam rację. Jestem flak. Fizycznie, bo nadal mogę pisać, ale nawet brakuje mi sił, żeby się umyć. I pomyśleć, że jutro też robią. Cały dzień. Aż mi się zaczęło gorzej oddychać na samą myśl. 

środa, 16 marca 2016

nr 24, 16 marca - mój 37 tydzień ciąży




16 marca 2016 r.
Środa

Ciąża: 36 tydzień, 6 dzień
Waga: 69 kg (ej, ale  j a k   t o?!)
Pogoda: Piękny słoneczny dzień, cudownie pachnie wiosną.

21:36

37 tydzień ciąży - ostatni tydzień, po którym można już rodzić


Waga.


Oburzam się, że jak to?! Przecież nie objadam się. Nie jem więcej. Może nawet jem mniej, a waga tylko rośnie. Ale czytam właśnie, że dziecko może ważyć już te 3 kg. Jak pomyślę, że z przodu wisi trzy kilo żywej wagi, to nagle przestaje mnie dziwić, że mam problemy z równowagą przy siadaniu i wstawaniu. To już nawet nie wielkość brzucha przytłacza, a jego ciężar. Nie myślę nawet o doliczaniu wagi wód płodowych i łożyska. 

Rozwój dziecka.


Wygląda na to, że jak dociągnę do końca tego tygodnia (1-2 dni), ciąża będzie donoszona. Dziecko można będzie uznać na tym etapie na w pełni rozwinięte i jeśli urodzę, to nie tylko nikt się nie zdziwi (dziecko urodzone będzie o czasie), ale i wszyscy ucieszą. Całe otoczenie tylko czeka, żeby ta moja ciąża dobiegła końca. Szczęśliwego końca, rzecz jasna. 

No, ale i tak może się zdarzyć, że dzidziuś będzie miał problemy z oddychaniem na tym etapie, dlatego od tego momentu każdy tydzień w brzuchu działa na jego korzyść. 

Jeśli do tego czasu niekoniecznie myślałam o tym jak to z tymi uczuciami u dziecka jest, to czas najwyższy się temu przyjrzeć. Otóż wyobraźcie sobie, że dziecko teraz świadomie zaczyna reagować i czuć. Świadomie, jak świadomie, oczywiście. O ile dobrze zrozumiałam (ale jeśli ktoś wie lepiej, to proszę, by mnie poprawił), dotychczas za zmysły odpowiadała macica i środowisko wewnątrzmaciczne, które to stymulowało zmysły dziecka. Dzięki temu reagowało na dotyk brzucha, głos mamy/taty, odbierało czytane książeczki, muzykę, rozpoznawało światło i ciemność, smak potraw itd. Na tym etapie jednak jeśli dziecko nie jest stymulowane, potrafi samo wysyłać sygnały i tworząc jakby ścieżki, które prowadzą od bodźca do mózgu. W ten sposób uczy się jak po porodzie odbierać wrażenia zmysłowe.

Dolegliwości 37 tygodnia.


Jeśli jesteś na tym etapie, dolegliwości nie trzeba ci opisywać. Ale dla tych, co nie wiedzą, co je czeka, bo to wciąż przed nimi... oto one:
- Zmęczenie. Niezależnie od kondycji w jakiej jesteś. Z moją - z wiadomych powodów - jest kiepsko, więc i zmęczenie pojawia się zanim zdążę pomyśleć, że czuję się dziś nieźle - tak krótko mija dopołudniowy czas lepszego samopoczucia. Bywają też dni, kiedy dzień zaczyna się już od stwierdzenia "czuję ogromne zmęczenie". I pomyśleć, że po porodzie będzie jeszcze gorzej...
- Kręgosłup. Nic nowego. Tylko będzie bardziej dawał w kość, a przewrócenie się z boku na bok będzie poważnym wyzwaniem. 
- Ulga w oddychaniu. Jeszcze nie zauważyłam szczególnej ulgi. Kiedy brzuch opada, macica automatycznie schodzi niżej i zwalnia ucisk na płuca. 
- Ucisk na kość łonową. Podczas tej ciąży daje mi popalić. Dziecko ma niżej główkę i naciska na kość łonową. Taka kolej rzeczy. Boli (najbardziej, jak złapie w pozycji stojącej), ale przynajmniej jest to znak, że poród się zbliża. Czyli wszystko gra. Tylko ten ból...
- Sikanie. Jeśli sądziłaś, że w toalecie spędzasz większość dnia z powodu częstych wizyt, to teraz będzie ich jeszcze więcej. Obniżający się brzuch to spowoduje - będzie jeszcze większy nacisk na pęcherz. 
- Wizyty w toalecie c.d... Nacisk nie dotyczy tylko pęcherza, ale także jelit. A to oznacza problemy z trawieniem i prawidłowym wypróżnianiem. Tutaj każdy "orze jak może", więc poznawszy już swój organizm najlepiej dostosować dietę, która pozwoli nam na regularne "oczyszczanie jelit". Ja piję dużo wody, bo w mojej diecie jest dużo błonnika (nie muszę dodatkowo żreć otrębów i innych "wspomagaczy"). No i ograniczyłam też "suche" jedzenie, wszelkie chrupacze, nawet zdrowe mogą zatykać w takiej sytuacji. To samo dotyczy ciężkostrawnych potraw. Kiedy czuję, że będzie zastój, przechodzę na "dietę" z dużą ilością płynów. Jem lekkie zupy, ograniczam chleb i skupiam się na warzywach. Jeden dzień wystarczy.
- Skurcze przepowiadające. To skurcze macicy. Tylko takie lekkie (w porównaniu z tymi porodowymi :)). Mają przygotować organizm i samą macicę do porodu. Przyjmuje się, że wręcz powinny się pojawić. 

Moje przygotowanie


W zasadzie już niewiele brakuje, bym moje przygotowania mogła uznać za dopięte na ostatni guzik. Postanowiłam tym razem nie brać się za gruntowne sprzątanie, a zapłacić zaufanej pani sprzątającej, która przygotuje mój dom na przyjście dziecka. Na ostatni moment czekam też ze zmianą pościeli i garderoby (częściowo już to zrobiłam, ale zostawiłam kilkanaście sztuk, by donosić w nich ciążę). 
Torba do szpitala spakowana. I dla mnie i dla dzidka. nawet spakowałam ubrania na wyjście we szpitala, bo przecież mój eR. zgłupieje, kiedy zacznę mu przez telefon tłumaczyć, co ma wziąć mnie, a co dziecku. 
Wyprawka skończona. Tylko nie mam pampersów (w szpitalu, w którym rodzę zapewnia się je dziecku). Nie wiem, jakie ostatecznie będzie miało, kiedy wrócę do domu. 
Mogłabym jeszcze z niektórymi rzeczami zwlekać, lecz po drodze mamy Święta i nie chcę się denerwować, że mogę urodzić w Święta, a to czy tamto jeszcze w sklepie - niekupione. 

Tylko tak sobie myślę teraz, że jeśli spadnie śnieg na Święta, jak rok czy dwa lata temu i wróci zima, to jestem w czarnej du***. Mimo wszytko: kto myśli kupować zimowe ubranka w kwietniu?! Ja udaję, że nie ma tematu i kwiecień to już przedwiośnie. Nie, żeby jakoś ciepło, ale bez mrozu, jakieś kilkanaście stopni (poniżej piętnastu). Wolę na gwałt kupować, niż wydawać kolejną fortunę na zimowe ciuchy, bo ostatecznie wydaje się, że musiałabym obrabować bank, żeby stać mnie było na garderobę newborn  w stylu "Cztery pory roku" -  na każdą porę roku.

Któraś z Was może też jest na podobnym etapie? Macie podobne odczucia, czy zupełnie inne?


środa, 9 marca 2016

nr 23, 9 marca (Co zrobić, by dziecko dłużej spało w weekendy?)


9 marca 2016 r.,
Środa

Ciąża: 35 tydzień, 6 dzień
Waga: 67, 7 kg (waga stoi! jupi!)
Pogoda: Mgliście, szaro, buro, wilgotno. Może ucieszyłaby mnie, gdybym była dżdżownicą. Ostatecznie nie ma mrozu, więc to chyba nieźle, że nie trzeba drapać szyb w aucie.



20:32

Padam na twarz. Mało leżałam, więc od razu czuje to mój brzuch. I kręgosłup.

Dziś wyjątkowo wszystko poszło nadzwyczaj dobrze. Po tym, jak przez przeziębienie wydłużył się Buńce weekend o dwa dni, można było się spodziewać wszystkiego. A ona, jak na złość, spała do przed ósmą. I to tylko dlatego, że ją obudziłam. Bo inaczej spóźniłybyśmy się do Klubu na śniadanie. 

Gdyby mogła tak pospać w sobotę albo w niedzielę... Swoją drogą to jest jakiś fenomen: w weekend pobudka o 5 lub 6 a w tygodniu śpi do 8. A i tak trzeba ją budzić. 

I trwa to już jakiś czas, więc zaczęłam się zastanawiać...
 

...co zrobić, by dziecko dłużej spało w weekendy.


W niedzielę obudzi się o 05:30, żeby poleżeć grzecznie przy nas. Ale pół godziny to jest max. No i żebym ja te pół godziny przespała! To skąd: mała szepcze coś do siebie czy do misia i mam już pospane :) Potem zaczyna się "Wstajemy, tatuś! Wstajemy, mamuś!" Bezskutecznie udajemy, że nie ma tematu: że śpimy i nie sposób nas obudzić. Czasem przyniesie książeczkę, ale wnet okazuje się, że książeczka tak, ale tylko oglądana z tatusiem albo mamusią. 

Ostatnio doszliśmy do wspólnego wniosku, że największym błędem, jaki można popełnić w takiej sytuacji, to dać dziecku smartfona i puścić bajki na youtube.  Po histerii jaka nastąpiła ostatnio, kiedy w końcu kategorycznie powiedzieliśmy, że koniec bajek stwierdziliśmy, że te pół godziny dodatkowego snu nie rekompensuje ponad godzinnego ataku histerii. Mowy nie ma, żeby się ubrała czy zjadła śniadanie w przeciągu kolejnych dwóch godzin. 

Innym błędem, moim zdaniem, jest wstanie razem z dzieckiem o tej barbarzyńskiej porze. Oczywiście, że nie da się w nieskończoność leżeć, aż przyjdzie upragniona ósma i wstać bardziej zmęczonym niż przed położeniem się dnia poprzedniego. W ten sposób wydłuża się nam dzień, nie sposób temu zaprzeczyć, ale weekend to jest czas, kiedy naprawdę chcesz się wyspać (nie mylić z: spać do południa). 

Co, wg mnie, można w takiej sytuacji zrobić?

Dziecko trzeba nauczyć, że rodzice chcą się wyspać. Nie chodzi o to, żeby udawać przez dwie godziny, że nas nie ma i całkowicie ignorować dziecko. O ile nie leży grzecznie i samo bawi się np. zabawkami, które ma w łóżku. 

Jak to zrobić? To wymaga trochę zachodu, ale jeśli wiesz, że twoje dziecko jest właśnie takim typem skowronka weekendowego, warto zainwestować w to energię. 

Jeśli wiesz, że to ty miałaś cięższy dzień, niech ciężar przejmie mąż/partner. Jeśli to on wrócił późno z pracy i po całym tygodniu tylko czeka, że się w końcu wyśpi, przejmij pałeczkę. 

1. Kiedy dziecko się obudzi (mówimy tu o dwulatku, który zrozumie już wiele z tego, co mu się tłumaczy), weź go do swojego łóżka. Poproś, żeby przyniosło książeczkę, albo "ćwiczenia" dla dwulatków z naklejkami. Może mini puzzle, ale koniecznie z podkładką czy dużą książką w twardej oprawie. Buńka dostała na Mikołaja sensoryczną książeczkę (tutaj możesz zobaczyć, o czym mowa, chociaż to nie nasza książeczka ;), która świetnie się nadaje do takiej zabawy w łóżku. 

2. Cały czas mów szeptem i proś, by i ono mówiło szeptem, "bo tatuś/mamusia śpi". Wytłumacz, że rodzic jest zmęczony i potrzebuje jeszcze trochę snu a głośne mówienie go obudzi. 

3. Zapal lampkę, jeśli w sypialni panuje półmrok tak, by wywołać wrażenie "nocy". A w nocy się śpi. W ten sposób pokażesz dziecku, że to nie jest naturalna pora, żeby wstać. No, ale skoro już wstało...

4. Nie rozbudzaj dziecka. Oglądajcie książeczki, naklejajcie, układajcie puzzle czy przeglądajcie książeczki sensoryczne, ale jeśli widzisz, że dziecko nie nadąża za czymś - odpuść. Lepiej te trzy puzzle wstawić za niego w tym momencie, niż kazać mu się wysilać. Normalnie tego bym nie polecała, ale nic się nie stanie, jeśli dodasz przy tym, jak bardzo jest wcześnie - a jak jest tak wcześnie, to się źle myśli, więc ty mu pomożesz.

5. Misie jeszcze śpią. Klasyka: nauka rozwiązywania problemów na pluszakach. Powiedz, że misiu się obudził, ale bardzo chce jeszcze spać, bo jest baaaardzo wcześnie i chyba trzeba go położyć spać i utulić. 

To wszystko działa długofalowo. Nie tak tak, że takie sposoby to są sposoby-cud, działają od razu i na wszystkie dzieci. Ale u mnie to działa. Pokazujemy H., że jest bardzie wcześnie na różne sposoby. I uczymy szanowania tego, że ktoś drugi śpi. W szczególności wcześnie rano. 

Mała wciąż wstaje wcześnie, ale już nauczyła się szacunku do naszego snu. Daje nam pół godziny. Szepcze i stara się nas nie budzić. Jestem dumna, nie powiem, że nie. 

A Wy jakie macie doświadczenia? Czy Wasze pociechy też budzą Was wcześnie rano w weekendy? Może macie jakieś sprawdzone sposoby, których tu nie podałam?




wtorek, 8 marca 2016

12 rzeczy, których nie da się polubić w ciąży



7 marca 2016 r.,
Wtorek

Ciąża: 35 tydzień, 5 dzień
Waga: 67 kg (o, matko! przecież nie jem tyle, żeby tak szybko przybierać! *boi się*)
Pogoda: Iście wiosenna. Nie to, co wczorajsza zawieja, deszcze, ciapa i ostatecznie płaty śniegu w dużej ilości.




12 RZECZY, KTÓRYCH NIE DA SIĘ POLUBIĆ W CIĄŻY



Mówisz:
- Jestem w ciąży.
Albo:
- Spodziewam się dziecka.

A wtedy słyszysz:
- To cudownie!
- Ależ to wspaniała nowina!
- No to się rodzina cieszy!
- Gratulacje!

I wtedy cię zemdliło. Próbujesz nadal się uśmiechać ale to nie takie proste, bo w tym właśnie momencie poczułaś zapach czyiś dusznych perfum i kawałek bułki, który w siebie wmusiłaś w ramach śniadania właśnie podszedł ci do gardła.

Wiele mówi się o tak zwanych urokach ciąży. Czasem nawet przez usta nie chce przejść określenie "stan błogosławiony". Dla kogo jest on niby błogosławiony? Chyba nie dla przyszłej matki... Bowiem mało która przechodzi ciążę tak, jakby nie była w ciąży (no, gdyby nie ten brzuch).

Sama jestem już na finiszu. Ostatni miesiąc. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że gorzej być nie może. Dziś wiem, że może. Bo jest. Niby wszystkim mówisz, że spoko; że czego się nie robi; że różnie; że czasem dokucza kręgosłup, ucisk na płuca i odrętwienie w nocy, ale już tylko miesiąc, więc dociągniesz. I cały czas tym stwierdzeniom towarzyszy uśmiech. Albo jakiś grymas, który miał być uśmiechem. A przecież te dolegliwości to i tak szczyt góry lodowej...


Mój TOP 12 ciemnych stron bycia w ciąży:


/lista nie jest listą wszystkich najważniejszych dolegliwości, a tych najbardziej dokuczliwych - według mnie/

12. Wahania nastroju.

Płacz, śmiech, wzruszenie, złość i znów płacz, śmiech, wzruszenie i złość... i tak w koło. Klasyka gatunku. Wystarczy krzywe spojrzenie, słowa powiedziane niewłaściwym tonem, czyjaś mina, miłe słowo i od razu budzą się w tobie skrajne emocje. To jest właśnie to, o czym mówię. Wahania nastroju męczą głównie otoczenie ciężarnej. Wszyscy chodzą wokół ciebie na palcach i obchodzą się jak z jajkiem, a ty zastanawiasz się, co się im porobiło? Przecież gdybyś nie była w ciąży też zareagowałabyś w taki sposób! To jest właśnie to, co robią hormony: my, ciężarówki, mamy poczucie, że nic się nie zmienia. Tylko środowisko zaczyna być wobec nas jakieś takie... ostrożne.

Moja rada: Uświadom męża, że tak może być. Wszystkich nie uświadomisz, ale jeśli on wie, będzie przynajmniej mógł się psychicznie nastawić na to, że pewne momenty trzeba będzie po prostu przemilczeć.

11. Dolegliwości, kiedy brzuch jeszcze nie rośnie - czyli kiedy nikt nie widzi, jak bardzo źle się czujesz.

To jedna z najbardziej znienawidzonych przeze mnie ciążowych utrapień. Wygląd jeszcze nie zdradza "stanu wyjątkowego", ale przeokropne mdłości, wymioty, wiecznie śpiący wyraz twarzy, wahania nastrojów (płacz i śmiech z byle powodu) czy cera jak w okresie dojrzewania już dają o sobie znać. I jak tu w dusznym autobusie powiedzieć komuś: "Przepraszam, jestem w ciąży. Ustąpi mi pan miejsca? Bo chyba zaraz rzygnę. A jak nie rzygnę to zemdleję..."

10. Zapominanie i "uciekające z języka" słowa. Brak koncentracji.

Zaczyna się niewinne: umknęło ci słowo lub zapomniałaś imienia swojej koleżanki z liceum. Nic podejrzanego. Ale szybko zaczynasz zdawać sobie sprawę, że dzieje się to zbyt często. To jest normalne, bo mózg po prostu sam zadecydował, że teraz nie jest ci potrzebne to imię czy słowo. Dla mózgu liczy się teraz ciąża i szalejące hormony powodują, że nie ogarniasz prostych zadań. I w ogóle nie możesz się na nich skupić. Twoją uwagę pochłania myślenie o dziecku. Niezależnie od tego, czy myśleniem zajmuje się nasza świadomość czy podświadomość. W pewnym momencie po prostu zaczyna cię to irytować. Masz poczucie, że w czasie jednej rozmowy przynajmniej dziesięć razy nie potrafiłaś się wysłowić. I zaczynasz czuć się przynajmniej nieswojo. Pocieszające jest to, że po połogu ci przejdzie. Pfff, też mi pocieszenie.

Moja rada: To nie koniec świata. Denerwujące to jest, ale przecież da się z tym żyć. Jeśli obawiasz się (z racji swojej pracy), że będzie to miało wpływ na efekt ważnych rozmów, zażartuj, kiedy zdarzy ci się „wpadka”, mówiąc np.: „A mówili, że w ciąży człowiekowi zapominają się najprostsze słowa!”.

9. Przeziębienie staje się nagle kwestią naprawdę problematyczną.

Budzisz się już jakaś nieswoja, ale myślisz: "Rozchodzę to jakoś". Potem wmuszasz w siebie śniadanie, którego smaku praktycznie nie czujesz. W południe zaczyna się ból głowy. Pociągasz nosem i kichasz. Wieczorem masz już gorączkę i ból gardła. I wtedy wydaje ci się, że agonia jest blisko, bo wyczytujesz w Internetach, że "sory-Memory", ale przeziębieniteks, który normalnie postawiłby cię na nogi po prostu odpada. Nic nie możesz zażyć. Tylko babcine sposoby: mleko z czosnkiem i miodem, herbata z prawdziwym sokiem malinowym czy herbata z lipy na noc na rozgrzanie. Wsio. Jeszcze wypadałoby jeść cytrusy na kilogramy, by wzmacniać się witaminą C. Leczenie farmakologiczne odpada. Można sobie apap strzelić. Może pomoże, ale swoje trzeba odleżeć i zamiast 2 dni, umierasz przez tydzień, żeby przez kolejny pociągać nosem.

Moja rada: W tym wypadku porady z cyklu „lepiej zapobiegać niż leczyć” należy potraktować na serio. Łamie cię w kościach, od razu „walnij sobie” mleko z czosnkiem i miodem (nie może być za gorące, bo miód straci swoje właściwości!) i pod kocyk. Zrób wszystko, żeby zasnąć i się wypocić zanim przeziębienie nabierze mocy. Postaw na profilaktykę: jedz dużo cytrusów, codziennie porządnie wietrz mieszkanie, nie przesiaduj w zbyt ciepłych pomieszczeniach (do 20*C), wysypiaj się.

8. Cera dojrzewającego nastolatka.

Hormony. Znów. Niby żadna sztuczność, bo to przecież sama natura nas w je wyposaża, ale te zawirowania powodują, że zamiast tryskać witalnością, wyglądam jak po szturmie tarki do warzyw na moją twarz, dekolt i plecy. Pocieszenie: potem się uspokaja, ale najpierw swoje trzeba przejść.

Moja rada: Stosuj sposoby, które stosowałaś, gdy miałaś problemy w czasie dojrzewania. I zamień zwykły podkład na ten antybakteryjny, specjalny do „problematycznej cery”.

7. Poranne mdłości/ wymioty.

Napisałam "poranne"? Jeśli możesz pozwolić sobie na sen do południa (tak charakterystyczny dla pierwszego trymestru) to poranne mdłości pojawią się wczesnym popołudniem i będą się ciągnęły do wieczora. Jeśli jesteś zmuszona wstać rzeczywiście rano, mdłości pojawią się, jak tylko wstaniesz i będą trwały... no cóż, w najlepszym razie do popołudnia. A jeśli ma cię zemdlić do wymiotów, to zemdli cię niezależnie od pory dnia. Rzygające dziewczyny o poranku, które twierdzą z uporem, że na pewno im "coś zaszkodziło", po czym z wybiciem godziny dwunastej w południe zaczynają obżerać się kiszonymi ogórkami i czekoladą zobaczysz tylko na filmach.

Niemniej jeśli będziesz zmuszona zapoznać się bliżej ze swoją muszlą klozetową, potrwa to przynajmniej do czwartego miesiąca. Przynajmniej dopóki hormony się nie uspokoją. Kiedy w drugim trymestrze uda ci się od tego uciec, to wróci w trzecim trymestrze w ramach ucisku dziecka na żołądek.

Moja rada: Śniadanie. Nie wrzucaj byle czego na ruszt. Kiedy otworzysz rano oczy pomyśl, czy masz na coś ochotę. Jeśli tak, pomyśl o tym jeszcze trochę, by twój organizm naprawdę zechciał to zjeść. Jeśli akurat trudno ci myśleć o jedzeniu, miej pod ręką neutralną przekąskę (ani słoną, ani słodką), jak np. wafle naturalne, czy chrupki kukurydziane. Zjedz je zanim się podniesiesz, bo inaczej przy wstawaniu może cię zemdlić i nie nabierzesz apetytu w ogóle. Wstawaj powoli i odczekaj chwilę w pozycji siedzącej. Jedz regularnie i mało, ale często. Zrób wszystko, by się tego trzymać, inaczej mdłości oraz wymioty pokonają cię. Wierz mi, lepiej zmusić się do tych zmian, niż mordować kilka miesięcy z mdłościami i wymiotami.

6. Obcinanie paznokci u nóg.

Tak jak jeszcze malować ich w ciąży nie muszę, to jednak obciąć trzeba. Niby nic, czynność, którą nie wykonuje się jakoś bardzo często, ale kiedy masz już taki duży brzuch nagle wydaje ci się, że paznokcie (w szczególności te u nóg) rosną jak szalone. Sporym wyzwaniem jest czynność ubierania skarpetek i butów, ale o to można ostatecznie poprosić męża.

Moja rada: Spróbuj po turecku :)

5. Zgaga.

Okropność. Pieczenie w gardle, jakby coś wypalało przełyk. Na początku ciąży pojawia się jako "skutek uboczny" rozregulowanej gospodarki hormonalnej. Kiedy wszystko się normuje w drugim trymestrze, wciąż trzeba się pilnować z jedzeniem. Zbyt ciężkostrawne jedzenie możne z łatwością wywołać potwora-zgagę. Nawet jeśli przed ciążą nie znałaś tego pojęcia, w trzecim trymestrze (a im dalej w ciąży, tym gorzej) na pewno zaznajomisz się z nim i zdążysz znienawidzić. Rosnący maluch uciska na żołądek i głównie wieczorem, w pozycji leżącej, wywołuje zgagę. I, nawet przy lekkiej diecie, niewiele da się z tym zrobić.

Moja rada: Jedyny sposób, jeśli bardzo ci dokucza, to rezygnacja z ostatniego posiłku - około siedemnastej. Czasem pomaga mleko (ale bywa, że tylko na chwilę, a zgada wraca i do tego jeszcze silniejsza). Ja starałam się nie kłaść całkiem na płasko, tylko tak, by głowę mieć wyżej. Wtedy jakby trochę rzadziej atakowała mnie zgaga.

4. Kichanie.

Nie wiem, czy wszystkie ciężarne tak mają, ale wiem, że dotyczy to naprawdę sporej grupy. Ból przy pojedynczym kichnięciu potrafi być tak gwałtowny i silny zarazem, że wydawać by się mogło, że człowieka rozerwie. A im wyżej w ciąży, tym gorzej. Jeśli kichasz na początku przeziębienia, albo masz alergię... szczerze współczuję. W tym roku tak mi kichanie dokuczało, że przy czwartym pod rząd kichnięciu myślałam, że się rozpłaczę. Pocieszenie jest następujące: możesz być spokojna o swoje zdrowie i dziecko. Ból przy kichaniu nie oznacza niczego złego.

Moja rada: Tutaj trudno o rozwiązanie problemu. Niektórym pomaga trzymanie się za brzuch, innym pochylenie w momencie kichnięcia. Mnie nie pomagało nic.

3. Częste sikanie.

Od pierwszych dni ciąży aż do samego końca. Jeśli jednak miałaś wrażenie, że w pierwszym trymestrze latasz do toalety często, to nie wiem, jak określić częstotliwość wizyt w toalecie w dziewiątym miesiącu. Ja osobiście mam wrażenie, że jestem tam co 5-10 min. I zawsze mam poczucie, że to jeszcze nie koniec. No i masz rację: za chwilę znów jesteś z powrotem. Podróże stają się katorgą. Także dla współpasażerów. A noc? W ostatnim miesiącu dokucza wszystko i noce wcale nie muszą być czasem odpoczynku: człek budzi się odrętwiały a w środku nocy kilka razy budzisz się z poczuciem, że jak się nie wysikasz teraz-już-zaraz, to po prostu popuścisz! Kiedy jednak przychodzi co do czego, to okazuje się, że leciałaś na złamanie karku, by wysikać trzy krople na krzyż.

Moja rada: Odkryłam jednak coś, co może pomóc. I owszem, mam poczucie, że odkryłam Amerykę. Wystarczy pod koniec sikania pochylić się do przodu. Będziesz miała wrażenie, że chyba masz drugi pęcherz, o którym nie wiedziałaś. I nagle wizyty w toalecie są o kwadrans a może dwadzieścia minut rzadsze. Cudowność.

2. Uciążliwe gazy.

W życiu nie dały mi w kość tak, jak w czasie, kiedy byłam w ciąży. Potrafią być naprawdę dotkliwie śmierdzące. A to dlatego, że kiedy organizm nie wypróżnia się tak jak trzeba, musi radzić sobie z toksynami, czy "odpadami", których nie strawił. A czemu ma coś szwankować w układzie trawiennym? Dzidziuś rośnie, więc twój organizm ma coraz mniej miejsca dla swoich własnych organów. Dlatego żołądek (stąd szybkie uczucie sytości) i jelita pracują wolniej i generalnie mają trudności, żeby funkcjonować jak Bóg przykazał.

Czy można temu zaradzić? Na pewno nie pomoże schabowy z zasmażaną kapustą czy wadowicka kremówka.
Pierwsza zasada: lekkostrawne pokarmy.
Druga zasada: różnorodność (zbilansowane posiłki)
Trzecia zasada: 4-5 małych posiłków dziennie.
Czwarta zasada: błonnik w diecie (ale nie przesadzaj, bo inaczej zamiast się odblokować” to po prostu„się „zatkasz”).
Piąta zasada: duuuuuużo wody.



Jeśli nie masz jeszcze takiego brzucha jak ja w tym momencie, już teraz zacznij doceniać fakt, że na spokojnie możesz dopilnować depilacji różnych części ciała. W szczególności tych intymnych. Jeśli wydaje cie się, że robisz to tak często, że potrafisz to robić na pamięć - wierz mi: tak ci się tylko wydaje. A w ciąży naprawdę przychodzi taki czas (mniej więcej wtedy, kiedy będąc wyprostowana nie widzisz swoich ud czy brzucha poniżej pępka), kiedy masz wrażenie, że golenie nigdy wcześniej nie było tak wymagające, a ty nigdy nie byłaś aż tak niezdarna.

Moja rada: Teraz najbardziej efektywne a przy tym wygodne będą kremy do depilacji. Wosk czy elektryczny depilator może poczekać na lepsze czasy. Co do golenia: Użyj lustra. Dużego. Jeśli robisz to pod prysznicem, małe lusterko będzie zaparowane i nie pomoże w niczym. Korzystaj z krzeseł czy krzesełek, by swobodnie móc oprzeć na nich nogę.



A jakie Wy macie doświadczenia z ciążowymi utrapieniami? Jestem ciekawa, czy macie swoje „faworyty” z listy (a może lista wygląda całkowicie inaczej?) Może Was w ciąży denerwowało coś zupełnie innego? A może sama o czymś zapomniałam? 

 

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric