Może to będzie nietypowe porównanie, ale dla mnie z tą książką jest dokładnie tak, jak z Biblią. I nie mam tu na myśli treści. Po prostu kiedy decydujesz się na ten trudny krok zaproponowania dziecku Biblii, jako książki (mam tu na myśli uproszczoną wersję dla dzieci, rzecz jasna), wiesz, że nie powinien się ani rozpoczynać, ani kończyć na wskazaniu jej palcem. Podskórnie czujesz, że to będzie błąd, który najprawdopodobniej zaboli głównie dziecko. Dlatego wiesz, że powinnaś się trochę przygotować do tego kroku, nastawić na czytanie - uważne! - z dzieckiem i kontrolowanie jego rozumienia Biblii. Nie zrozummy się źle: nie chodzi o cenzurę myślenia, a jedynie sprawowanie pieczy nad nim, czy gdzieś dziecko nie wysuwa mylnych wniosków, ale pozwolić dziecku myśleć! Po przeczytaniu fragmentu najlepiej jest z dzieckiem chwilę porozmawiać. Dla mnie takie rozmowy to klucz do głowy mojej córki. Ma tylko 3,5 roku. Odkąd czytamy w taki bardzo aktywny sposób, mam wrażenie, że jest dużo dojrzalsza.
I dokładnie to samo przekonanie jest we mnie odkąd zapoznałam się z książką, a raczej zbiorem trzech utworów Joanny Papuzińskiej "Opowieść". Dokładnie pamiętam do uczucie po jej przeczytaniu. Coś w rodzaju niepewności; czy aby na pewno to jest książka dla takiego małego dziecka. Okazało się, że nie jestem pierwsza, która miała takie wątpliwości. Ale o tym za chwilę.
Książeczka składa się z trzech niedługich wierszowanych utworów: "Czarna jama", "Ja" oraz "Opowieść".
I o ile ilustracje Stasysa Eidrigevičiusa, wykonane ewidentnie kredkami, porwały mnie swoją naturalnością, szczerością ale i pomysłem na przedstawienie niejako wizji myślenia dziecka, jakby dziecko chciało narysować swoje myśli ręką dorosłego, o tyle wraz z tekstem budziły niepokój. Przeglądałam i czytałam książkę kilkukrotnie, by dojść źródła owego lęku. Udało mi się. Myślę, że to wina kolorów: trochę jakby każdy użyty w książce był zabrudzony. A może to po prostu wina tła - kartek, które są chyba lekko żółtawe. A obrazki są bardzo symboliczne. Kojarzą mi się z książką, którą znam z dzieciństwa, a która miała ilustracje w podobnym stylu. Byłam mała i nie rozumiałam przesłania, jakie niosły, ale wiedziałam podskórnie, że uśmiech nie jest szczery, oczy są przejmująco smutne, a za spojrzeniem czai się jakiś dziwny cień. Sama nie umiem powiedzieć, czy tylko ja - mając w głowie tę starą książkę z dzieciństwa - tak odbieram te ilustracje.
Tekst bardziej przypomina wiersz, którego każdą zwrotkę umieszczono na osobnej stronie. Ale to nie jest nadmuchiwanie objętości. Ten manewr świetnie podkreśla, ile można (a nawet trzeba!) wyczytać z tej jednej zwrotki, która ma swoją ilustrację - czasami pomocną, a czasem dającą jeszcze więcej do myślenia. Nie wiem, czy to moment na interpretacje każdej z ilustracji. To trochę jak z niektórymi wierszami: każdy widzi inną interpretację, bo ma inne życiowe doświadczenie, na innym jest etapie życia i tak dalej.
Wróćmy jednak do tego mojego pierwszego wrażenia i dziwnego przeczucia...
"Czarna jama" ukazała się w 1984 roku i zaraz została zaatakowana, bo takie opowiadania - jak sugerowano - zniszczą niewinność dzieci, będą wiercić okrutnie i bardzo boleśnie dziurę w malutkiej niewinnej główce i wsączać jad, który wykrzywi ich bezbronne umysły i zasieje niedający się wyplenić lęk. Wizja niczym z horroru, w którym to dorośli znęcają się nad dziećmi psychicznie. Sam utwór nie jest aż tak straszny, ale w połączeniu z ilustracjami...
Skąd taki odbiór? Utwór opowiada o tym, że wieczorem dzieci się boją nie samej ciemności, ale tego, że w ciemności sam pokój wygląda inaczej, jakby nie był sobą, a jego różne zakątki, jakby skrywały nieznane dziwne stwory. Ale ostatecznie w utworze tym ciekawość jest silniejsza od lęku i dziecko samo dochodzi do tego, czy to, co skrywa ciemność jest zawsze takie straszne. Cała ta sytuacja jest tak naturalna i tak prawdziwa, że udawanie, iż jej nie ma wyrządza dziecku większą krzywdę, bo - jak argumentuje sama autorka w Posłowiu - "jedynie pogłębia jego osamotnienie i bezradność". Dzięki takim utworom, jak "Czarna jama" rodzic ma szansę wywlec za bebechy problem na światło dzienne i rozprawić się z nim raz na zawsze. Razem z dzieckiem, oczywiście.
Utwór "Ja" jest również reedycją. Jest przyjemny do czytania i do interpretowania go wraz z dzieckiem. Na czytaniu go skorzysta także rodzic. Jak zwykle dopatrzyłam się i lekcji dla dorosłych, którzy w pewnych sytuacjach lubią porównywać dziecko do dorosłego. I, o ile w niektórych powinni (a tego nie robią...), o tyle w innych nie powinni. Na przykład jeśli chodzi o samoświadomość dziecka i jego myślenie (na pewno takiego jak moje, 3-4 lata). Do niego dopiero powoli dociera, że jest odrębną jednostką, która chce (na pewno w pierwszej kolejności chce, w drugiej dopiero może...) stanowić sama o sobie, ale jeszcze nie wie jak. Zaczynają się pierwsze bunty i brak zdecydowania. To znaczy: dziecko jest zdecydowane postawić na swoim, ale nie do końca wie, co to konsekwencja wyboru (eh te śniadania: "Chcę jajecznicę", a po kwadransie zbulwersowana twierdzi, że nie lubi jajecznicy, że przecież chciała kanapkę). Ten utwór świetnie te sprzeczności pokaże rodzicom. A dzieciom uświadomi, że to wszystko jest normalne, że tak ma być, że zaczną z czasem panować nad tymi myślami.
"Opowieść", która otwiera cały zbiór, pojawia się w takiej formie po raz pierwszy, ale idealnie dopełnia pozostałe dwa utwory. I jest o tym, jak wiele się musi wydarzyć i jak wiele musi się stać, by powstała rodzina. Dla dziecka to nowość. Swoje życie widzi bardzo wąsko i nie zastanawia się (przynajmniej moje jeszcze nie poruszyło tego tematu), co było zanim się urodziło. Wystarcza mu fakt, że rodzice kiedyś byli mali, jak ono i przechodzili przez to wszystko, co ono teraz przechodzi. Nie chce znać historii małżeństwa i znajomości rodziców. A tutaj autorka zgrabnie zamyka w alegorii całą historię: o mamie uwięzionej w wieży, której pilnował smok i o tym, jak tata bez trudu pokonał smoka. Ba! oswoił go. Mimo, że śmiałków nie brakowało, by się z nim mierzyć. Ze smokiem, nie z tatą, oczywiście. Skrótowo pokazuje dziecku, sam...hm... przedpoczątek.
Moja ocena: Bardzo polecam. Książka jest bardzo mądra. I bardzo pomocna, chociaż na początku odnosi się inne wrażenie, bo nie buchają z niej radosne, cieszące oko kolory, bo jest zagadkowa, nie za prosta, bo wypadałoby, by rodzic najpierw sam ją przetrawi, zanim poda dziecku i z nim przeczyta, pomoże mu zrozumieć. No tak, to wymaga wysiłku, którego po całym dniu pracy nie mamy siły podjąć. Ale warto. Warto, mówię Wam! Kolejny raz już będę pisać o tym na blogu, ale książka po pierwszych wahaniach zachwyciła mnie podwójnie. Pani Elżbieta z Wydawnictwa Mila (tak, tak, sama wydaje książki, co mnie zdumiewa za każdym razem, kiedy sięgam po książki tego wydawnictwa) znów pokazuje, że można wydawać książki na najwyższym poziomie, nie bacząc na trendy.
Tytuł: Opowieść
Autor: Joanna Papuzińska (ilustracje: Stasys Eidrigevičius)
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mila
Rok wydania: 2010
ISBN: 9788392656555
ISBN: 9788392656555
Oprawa: twarda, kartki błyszczące
Liczba stron: 48
Liczba stron: 48
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Mila:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!