Mama Aid

... czyli gdzie Obywatelka Matka szuka ukojenia.



Jestem mamą. A to automatycznie oznacza permanentnie nadwyrężanie nerwów. Konstrukcja psychiki matki, a wiedzą to wszystkie rodzicielki, nie jest ze stali, jak się może na pierwszy rzut oka wydawać. Aby przetrwać jeden dzień, matka powinna zachowywać odpowiednią higienę swojej psychiki... 

 

 


Mąż wraca z pracy ze starszą córką (z przedszkola). W domu panuje względny porządek, w garnku może nawet znajduje się coś do jedzenia. Informuję eR., że jadę na zakupy, bo zwariuję, jeśli nie zobaczę innych dorosłych ludzi (on się przecież nie liczy). Wyjątkowo nie zabieram starszej. Chcę być sama. Po kwadransie telefon:
- Długo ci jeszcze zejdzie? - W tle dochodzi mnie krzyk Buńki domagającej się bajki, lecz częściowo zagłusza go głośne "leeee!" w wykonaniu Mańki.
- Spróbuję być do dwudziestu minut - odpowiadam krzywiąc się. Czuję, jakby na piersi coś mi usiadło. Sam powrót trwa dziesięć minut, a ja dopiero zaczęłam robić zakupy.

Czasami nie dzwoni, ale nie zawsze jest to dobry znak. Zakupy przeciętnie trwają gdzieś do czterdziestu minut w sumie.
Wchodzę do domu obładowana, z pourywanymi rękami. Zastaje obraz chaosu, jakiego nie było przed stworzeniem świata: Na stole i parkiecie poprzyklejana plastelina, po całym domu walają się porozrzucane kartki z Dorą do kolorowania i kredki. Buńka cały czas trajkocze o nie wiadomo czym, po czym napada na mnie, czy coś jej kupiłam. eR. gorączkowo przygotowuje mleko coraz głośniej marudzącej Mani, która ewidentnie ma już dość śpiewającej i obracającej się karuzeli. Na stole talerz po czymś, co miało dziś być obiadem i pusty kubek, na krzesłach kubki z pozaczynanym piciem i kolorowe rurki.
- Muszę do toalety - oznajmia eR. Już wiem, że nie będzie go kwadrans. Albo tyle, ile potrzeba na okiełznanie tej żyjącej własnym życiem anarchii.

Biorę Manię na ręce i podaję butelkę. Rzuca się na nią, jakby lata świetlne nic nie miała w ustach. Bunię angażuję do pomocy przy rozpakowywaniu zakupów, bardzo to lubi. A potem powoli sprząta po sobie, jeśli chce mieć dziś do kolacji dobranockę. Działa. Mania uspokaja się, kiedy odbekniętą kładę na swoim brzuchu. W pokoju pojawia się eR. Wręczam mu Maniulę bez słowa i wychodzę. Wracam z przygotowanymi płatkami na mleko dla Buni, włączam dobranockę.

Wieczorem - jakoś po dwudziestej drugiej - kiedy dzieci spacyfikowane śpią, nakładam słuchawki na uszy i z moją motywującą muzyką zabieram się na podlewanie kwiatów po upalnym dniu, robię kolację, zaparzam melisę lub biorę ziołową tabletkę na uspokojenie. Albo po wszystkim biorę prysznic i w łóżku czytam moją książkę na stres...


Oto moje sposoby, by nie zwariować, a pozostać sobą, matką, żoną i kochanką. I wszystko na 100%.



1. Obywatelka Matka jest totalnie uzależniona od muzyki. I od śpiewania. Jeśli muzyka nie poprawi mi nastroju, to znaczy, że nadszedł czas na odgrzebanie telefonu do psychologa...

I tak: to jest bardzo konkretna muzyka. Musi podnosić z kolan. Nawet jeśli upadek poobijał dupę od każdej strony. Co jak ból kości ogonowej.

Muzyka w pierwszej kolejności musi porywać. I oczywiście mieć porywające, mobilizujące słowa.

Rachel Platten - Fight Song 
(polecam zapoznać się ze słowami i w nie uwierzyć)





2. Książki. Potrafią przytłaczać, porywać akcją (lub do akcji), przygnębiać i wzruszać. Potrafią też rozśmieszać i poprawiać nawet najgorszy nastrój.

Ta książka zawsze potrafi mnie rozśmieszyć. Nawet za dziesiątym razem.














2 komentarze:

  1. Ojojojoj,nie strasz! :D Jakby co to podbieram sposób z książką. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie ta książka to bomba z gazem rozweselającym, która wybucha już na pierwszych stronach :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric