Ja się chyba po prostu nie nadaję do czytania scenariuszy. Odkryłam to, kiedy z trudem próbowałam przebrnąć przez scenariusz do sztuki "Harry Potter i Przeklęte Dziecko". Nie, żeby to było nudne, ale forma nie leży mi tak bardzo, jak to tylko możliwe. Ciekawość jednak wzięła górę i ostatecznie udało mi się całość przeczytać. Niemniej kiedy otrzymałam od wydawnictwa Media Rodzina "Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz" napisany przez J.K. Rowling, wiedziałam, że nie będzie lekko i z pewnością będę musiała podeprzeć się samym filmem.
Muszę przyznać się bez bicia, że zanim przeczytałam scenariusz i obejrzałam film byłam pełna obaw, że ten cały piękny świat, który stworzyła ta kobieta będzie "tym jednym krokiem za daleko". Jak próba wydojenia pustej krowy, jeśli miałabym użyć tego obskurnego, ale niestety trafnego porównania. Sądziłam, że jakkolwiek byśmy kochali magię w Harrym Potterze, na odległość wyczujemy smrodek naciągania fabuły. Czyli nastawiona byłam, że przyjdzie mi krytykować tę pozycję.
Po przeczytaniu stwierdzam z całą mocą, że zdania nie zmienię: scenariusze są dla reżyserów, którzy robią filmy. Jeśli ktoś śmiałby porównać tę formę do szekspirowskich dramatów, którymi potrafię się (już!) zachwycić, to niestety musiałabym go zdzielić po głowie. Te wszystkie dawne sztuki miały to do siebie, że były ubogie w dekoracje i kostiumy, a te informacje nie zawsze można było znaleźć w didaskaliach. Dlatego samą sytuację w pięknych słowach opisywał chór lub same postacie. Współczesny scenariusz pisany pod film lub sztukę pozostawia tak wiele niedomówień, by umożliwić swobodną interpretację reżyserowi, że staje się w zasadzie jednym wielkim dialogiem. Nie chodzi o to, by autor/ka wyręczył/a moją wyobraźnię, serwując do bólu szczegółowe opisy, ale nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Dlatego o ile fabuła nie rozczarowuje, o tyle sprzedanie samej fabuły w formie scenariusza jest, moim skromnym zdaniem, pomyłką. Kilka opisów scen jej nie pomoże.
A teraz co do samej fabuły. Tak naprawdę oparta jest na prostym schemacie. Wyobraźmy sobie naukowca, który pisze książkę podsumowującą jego pracę. Jednakże wymaga ona głównie badań empirycznych, więc naukowiec ów jeździ po świecie. Nieoczekiwanie jednak w czasie prowadzenia badań decyduje się na przerwanie pracy z powodu, który wydaje mu się bardzo ważny. Sam przekonany jest, że to będzie krótka piłka: musi załatwić tylko jedną małą sprawę. Ale, jak to zwykle bywa w takich fabułach, coś idzie nie tak. Tak na dobrą sprawę należałoby powiedzieć, że sprawy przybierają najgorszy z możliwych obrotów: wszystko wskazuje na to, że praca życia naszego naukowca została zaprzepaszczona. Zaczyna się więc walka i to na kilka frontach: o jego dorobek naukowy, o przetrwanie, nawet o jego życie i wartości, w które wierzy. No i najważniejsza: walka dobra ze złem.
A teraz wyobraźmy sobie, że to wszystko osadzamy w świecie czarodziejów J.K. Rowling, tylko wcześniej, będzie z pół wieku, jak nic. Dodajmy jeszcze, że głównym bohaterem będzie autor podręcznika Harry'ego Pottera ("Magiczne Zwierzęta i jak je znaleźć") i już mamy niezwykłą opowieść. Ciekawą, pełną zwrotów akcji, z zaskakującym, ale szczęśliwym finałem. Ostatecznie w końcu dobro zwycięża. Rozwiązuje się wiele spraw, ale nie będę odkrywać zbyt wielu kart. Końcówka niesie za sobą dodatkowo niezwykle silne przekonanie, że "na tym to się nie skończy". Od jakiegoś już czasu wiemy, że druga część powstanie na pewno. Nie wiem, czy to dobrze. Zawsze drżę, kiedy słyszę, że film doczeka się swojej "dwójki" (drugiej części pod tym samym tytułem, ale z numerem 2), która nie tylko stawia w fatalnym świetle twórców, ale i niesie jakiś taki gorzkawy posmak rozczarowania. Nie mamy jednak na to wpływu (na pewno ja go nie mam), więc pozostaje nam tylko czekać.
Czy warto przeczytać? Na pewno warto obejrzeć film. Cokolwiek byście o nim słyszeli, zawsze radzę liczyć na własny gust. Czy polecałabym książkę? Mnie drażni forma scenariusza. Nie lubię też czasu teraźniejszego, jeśli naprawdę nie ma ku temu powodów. Ale jeśli ktoś nie widzi w tym przeszkody - polecam, bo fabuła wciąga. Fabuła i barwne, świeże postacie, zupełnie niepodobne do tych, z którymi można się spotkać czytając siedem tomów o Potterze. Miałam kilka momentów (zarówno w książce, jak i w filmie), że jakaś scena była sztucznie zabawna. A raczej miała taka być. Byłam przekonana, że Rowling chce mnie na siłę rozbawić tanim chwytem, który miał bankowo zadziałać. A tu klops, bo mnie takie pewniaki tym bardziej nie bawią. Na przykład, kiedy Goldstein, chcąc uciec od odpowiedzialności, naiwnie "daje nura za biurko". Ale nie było tego tyle, by zepsuło mi to odbiór treści.
Książka jest, nie można jej tego odmówić, bardzo ładnie wydana. Okładka jest naprawdę magiczna i praktycznie identyczna, jak ta oryginalna, angielska. Nie to, co podręczniki do Hogwartu ("Baśnie Barda Beedle'a", "Quidditch przez wieki" i "Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć"). Jest przyjemnie matowa z błyszczącymi, złotymi literami i niektórymi elementami ozdobnymi. Jednak generalnie zdobienia, które widzimy zarówno na okładce jak i te znajdujące się w środku (pomiędzy scenami, przy numerach stron itp.) zostały stworzone przez pracownię graficzną MinaLima, którzy inspirowali się motywami zdobniczymi lat 20. XX w. i samymi magicznymi zwierzętami. Są niezwykłe, muszę przyznać.
Ciekawostką jest, że za tłumaczenie tekstu nie był odpowiedzialny Andrzej Polkowski (i Joanna Lipińska), jak to było w przypadku pozostałych książek, chociaż tłumacze - Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz - wykorzystali niektóre nazwy własne w tłumaczeniu. No cóż, jak dla mnie "czuć", że to nie Polkowski, którego uwielbiam. Moim zdaniem (nie wiem, czy zgodzicie się ze mną), Harry Potter Polkowskiego to jak na nowo napisana książka, która bierze pod uwagę polskie poczucie humoru i różne gry słowne. Tutaj jest bardzo poprawnie. I tyle.
Moja ocena: Polecam, ale... ale właśnie nie podoba mi się ta forma i czas teraźniejszy. Jeśli jednak wy nie macie z nimi problemu, a świat czarodziejów J.K. Rowling nie jest wam obcy, sądzę, że i wam się spodoba. Czy spodoba się tym, którzy nie pałają miłością do Pottera albo po prostu go nie znają? Nie jestem pewna. Świat ukazany w scenariuszu (i filmie) nie wyjaśnia wielu podstawowych kwestii, więc tych, którzy nie znają "podstaw", może męczyć natłok różnych zjawisk/zasad panujących tam bez ich wyjaśniania.
Tytuł: Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć. Oryginalny scenariusz
Autor: J.K. Rowling (tłum.Małgorzata Hesko-Kołodzińska i Piotr Budkiewicz); ilustracje MinaLima
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2017
ISBN: 9788380082946
ISBN: 9788380082946
Oprawa: twarda, matowa, z elementami połyskującymi; papier lekko pożółkły.
Liczba stron: 312
Liczba stron: 312
Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Media Rodzina:
Podejrzewam, że i w moim przypadku czytanie tej książki byłoby dość trudne. Na szczęście mi to nie grozi, bo generalnie nie przepadam za Potterem. ;-)
OdpowiedzUsuńPotter dzieli ludzi, zdecydowanie. Spotkałam - póki co - tylko jednego człowieka, któremu jest on obojętny. To mój mąż. Reszta ludzi, których znam albo go naprawdę nie lubi, albo ma bzika na jego punkcie :)
Usuń