Tu, od razu to napiszę, nie chodzi o fryzurę.
Nie chodzi też o samego fryzjera, ani tym bardziej Bogu ducha winnego lwa.
Zawsze przecież chodzi o to, jak my, rodzice, zinterpretujemy dziecku to, co im czytamy i na co zwrócimy uwagę.
- Chyba żartujesz! - oburzyłam się w pierwszej chwili, wchodząc do łazienki, gdzie moja starsza córka miała się rozczesać.
Na górze - i owszem - rozczesane, ale od połowy długości włosów jeden wielki kołtun. Cała ta fryzura przypominała mi jeden wielki wodospad: z góry spływa woda równiutko, gładką taflą, ale kiedy zderza się na dole z płaską powierzchnią, wzburzona rozbryzguje się na wszystkie strony, tworząc jakby spienione kłębowisko. Wypisz-wymaluj moja Bu po samodzielnym czesaniu.
Z typową dla siebie podkówką schyliła głowę. Wiedziałam, że jest na granicy płaczu. Jej to jednak niewiele trzeba.
- No, już dobrze - westchnęłam. - Nic się nie stało, ale po prostu musimy teraz rozwiązać ten problem, który ci niespodziewanie powstał na głowie.
Bu skrzywiła się, słusznie przewidując szarpaninę, chociaż starałam się naprawdę wyjątkowo, by potraktować jej włosy tak delikatnie, jak na to pozwalała jej fryzura.
- Chyba nie ma wyjścia - powiedziałam, lekko zasapana po walce z upartym włosem. - Umawiam nas do pani fryzjerki.
No i pojechałyśmy. I okazało się, że pani fryzjerka nie tylko nie gryzie, ale też częstuje cukierkami. A przy tym jest bardzo miła. Dobrze, że umie także przekonać upartego klienta, by nie obcinał włosów, tak jak się mu zamarzyło (pomysły maluchów bywają szalone do granic bólu i jednocześnie śmieszności; tak, da się tak).
Kiedy jakiś czas później w moje ręce wpadła książeczka "Gdy lew się wybiera do fryzjera" od Bajkopisu, pomyślałam, że nie jest to pozycja przeznaczona jedynie do czytania dla rozrywki i nie traktuje tylko o tym, jak to mądry fryzjer potrafił przekonać różne zwierzęta, by zdały się na jego opinię w kwestii pomysłu na fryzurę.
Bo o czym opowiada ta krótka rymowana historyjka? O tym, że lew, pchnięty przez nudę, chciał coś zmienić w swoim wyglądzie. Najlepiej, rzecz jasna, fryzurę. Poszedł więc do tego fryzjera, a tam kolejka jak za komuny. Stwierdził jednak, że poczeka. No to się nasłuchał w tej kolejce - jak to w kolejkach bywa - co kto planuje w swoim image'u zmienić. Trzeba przyznać, że zwierzęta miały iście szalone pomysły. Jak to dobrze, że trafiły właśnie do tego fryzjera, bo wyjaśnił im, że nie wszystkim dobrze we wszystkim.
I miał rację. Bo jeśli fryzjer zawsze ślepo zgadza się z klientem i nie potrafi mu doradzić mądrze, to nie powinien być fryzjerem. A klient? No, klient nie powinien być taki uparty. A przecież bywa różnie.
Można także wyjaśnić przy okazji dziecku, że rady biegłych w swym fachu należy brać pod uwagę, bo się znają. Oczywiście, że mama jest generalnie fachowcem na kilku, jak nie kilkunastu frontach i dlatego należy rozważyć, czy to co proponuje nie jest lepsze od tego, co akurat w danym momencie ubzdurało sobie dziecko. Oczywiście, że czasem należy mu pozwolić popełnić błąd, by zobaczyło, co się dzieje, kiedy się ten błąd popełnia. Chodzi jednak o to, by pokazać dziecku, że może zrobić coś po swojemu, ale dobrze byłoby wiedzieć, że ktoś, kto się na tym zna, może doradzić, podpowiedzieć coś. A podążanie za czyjąś radą wcale nie jest oznaką słabości czy oportunizmu. To już decyzje, które podejmujemy o nas świadczą, a nie fakt, że wysłuchamy rady czy nawet po przemyśleniu, podążymy za nią.
Książeczka jest co prawda kierowana do dwulatków, ale moja niespełna czteroletnia Bunia z błyskiem w oku przegląda stronice książeczki i opowiada historię lwa swoim podopiecznym, kiedy bawi się w przedszkole. Wkrótce, kiedy będę jej musiała wytłumaczyć poważniejsze kwestie, będę zapewne rozpoczynać od "... A pamiętasz tę książeczkę...?"
Książka jest absolutnie cudownie wydana. Dopieszczona w każdym calu, widać to na pierwszy rzut oka. Ilustracje Agaty Krzyżanowskiej są jedyne w swoim rodzaju, z duszą. Kolory są elektryzujące i magnetycznie przyciągają, wciągają. Nie sposób przejść obok nich obojętnie. Jest o tyle ciekawie, że sama ilustratorka maluje pędzlem tekst rymowanej historyjki. Tekst, który jest naprawdę wdzięczny i naturalny. Żadne rymy nie są nadęte i pretensjonalne, czy - w drugą stronę - prymitywne i "kalwaryjskie", jak to się u nas mówi, bez urazy droga Kalwario.
Moja ocena: Bardzo polecam!
Recenzja powstała dzięki uprzejmości p.Kasi Zych z Wydawnictwa Bajkopis.
Bo o czym opowiada ta krótka rymowana historyjka? O tym, że lew, pchnięty przez nudę, chciał coś zmienić w swoim wyglądzie. Najlepiej, rzecz jasna, fryzurę. Poszedł więc do tego fryzjera, a tam kolejka jak za komuny. Stwierdził jednak, że poczeka. No to się nasłuchał w tej kolejce - jak to w kolejkach bywa - co kto planuje w swoim image'u zmienić. Trzeba przyznać, że zwierzęta miały iście szalone pomysły. Jak to dobrze, że trafiły właśnie do tego fryzjera, bo wyjaśnił im, że nie wszystkim dobrze we wszystkim.
I miał rację. Bo jeśli fryzjer zawsze ślepo zgadza się z klientem i nie potrafi mu doradzić mądrze, to nie powinien być fryzjerem. A klient? No, klient nie powinien być taki uparty. A przecież bywa różnie.
Można także wyjaśnić przy okazji dziecku, że rady biegłych w swym fachu należy brać pod uwagę, bo się znają. Oczywiście, że mama jest generalnie fachowcem na kilku, jak nie kilkunastu frontach i dlatego należy rozważyć, czy to co proponuje nie jest lepsze od tego, co akurat w danym momencie ubzdurało sobie dziecko. Oczywiście, że czasem należy mu pozwolić popełnić błąd, by zobaczyło, co się dzieje, kiedy się ten błąd popełnia. Chodzi jednak o to, by pokazać dziecku, że może zrobić coś po swojemu, ale dobrze byłoby wiedzieć, że ktoś, kto się na tym zna, może doradzić, podpowiedzieć coś. A podążanie za czyjąś radą wcale nie jest oznaką słabości czy oportunizmu. To już decyzje, które podejmujemy o nas świadczą, a nie fakt, że wysłuchamy rady czy nawet po przemyśleniu, podążymy za nią.
Książeczka jest co prawda kierowana do dwulatków, ale moja niespełna czteroletnia Bunia z błyskiem w oku przegląda stronice książeczki i opowiada historię lwa swoim podopiecznym, kiedy bawi się w przedszkole. Wkrótce, kiedy będę jej musiała wytłumaczyć poważniejsze kwestie, będę zapewne rozpoczynać od "... A pamiętasz tę książeczkę...?"
Książka jest absolutnie cudownie wydana. Dopieszczona w każdym calu, widać to na pierwszy rzut oka. Ilustracje Agaty Krzyżanowskiej są jedyne w swoim rodzaju, z duszą. Kolory są elektryzujące i magnetycznie przyciągają, wciągają. Nie sposób przejść obok nich obojętnie. Jest o tyle ciekawie, że sama ilustratorka maluje pędzlem tekst rymowanej historyjki. Tekst, który jest naprawdę wdzięczny i naturalny. Żadne rymy nie są nadęte i pretensjonalne, czy - w drugą stronę - prymitywne i "kalwaryjskie", jak to się u nas mówi, bez urazy droga Kalwario.
Moja ocena: Bardzo polecam!
Tytuł: Gdy lew się wybiera do fryzjera
Autor: Katarzyna Zych&Natan, ilustracje Agata Krzyżanowska
Wydawnictwo: Bajkopis
Rok wydania: 2017
ISBN: 9788394472337
ISBN: 9788394472337
Oprawa: oprawa twarda, aksamitna w dotyku (soft skin), strony kartonowe
Liczba stron: 24
Liczba stron: 24
Recenzja powstała dzięki uprzejmości p.Kasi Zych z Wydawnictwa Bajkopis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!