sobota, 2 września 2017

"Wesoły Ryjek i lato" Wojciech Widłak [RECENZJA]


Są takie książeczki, na które czekają nie tylko dzieci, ale także ich rodzice. I nie chodzi o to, że rodzic będzie miał w końcu święty spokój - dziecko zajmie się tą swoją upragnioną książeczką. 
Są takie książeczki, które pojawiając się w życiu dziecka, nie chcą zejść na drugi plan, nie chcą ustąpić miejsca innym pozycjom.
Są takie książeczki, które można czytać do znudzenia, które nie chce nastąpić. 

I właśnie taki jest Wesoły Ryjek i lato Wojciecha Widłaka. Podejrzewałam - znając zimową edycję Ryjka - że książeczka będzie kolejnym hitem w naszym domu. I nie pomyliłam się. 




Kiedy listonosz przyniósł paczkę, uśmiechnięta od ucha do ucha wyobraziłam sobie reakcję Buńki.
- Mam dla ciebie niespodziankę - powiedziałam z zagadkowym uśmiechem, kiedy wchodziłyśmy do domu po powrocie z przedszkola. - Tylko przebierz buty i weź pudełko z podwieczorkiem do kuchni.
- Dobrze, mamo! - zawołała, jak zwykle bardzo oficjalnie. Często myślę, że równie dobrze mogłaby wołać mnie per "matko", wtedy dopiero byłoby śmiesznie. Zwłaszcza, że nie jestem typem sztywniaka, któremu na piśmie należy złożyć wniosek o plaster na poturbowane kolano.

- To gdzie ta niespodzianka? - zapytała rozentuzjazmowana.
- Przyszła dziś paczką - wskazałam palcem książeczkę na stole.

Buńka nie umie czytać, a jednak jak tylko zobaczyła okładkę, wyszczerzyła się do mnie, jak zawsze, kiedy dostaje niezapowiedziane niespodzianki.
- To Ryjek, prawda? - zawołała przytulając się do książki. - Och, jak ja uwieeeeelbiam Ryjka! Poczytasz mi go teraz? Proooooosze!

Roześmiałam się i pokręciłam głową.
- Teraz, póki jasno i ciepło, idziemy na rower, a Mańka pojeździ na Hipciu. - Hipcio, jest małym pojazdem w kształcie hipopotama, którego Mania dosiada okrakiem i porusza na nim, opychając się nogami. - Wieczorem poczytamy, zgoda?

Podkówka zarysowała się na twarzy Bu tak wyraźnie, że miałam ochotę jej ulec. Jestem całym sercem za tym, by czytała, ale przed snem wygonić się muszą obie, nie ma przebacz. Mańka na razie nie wykazuje dobrej woli, kiedy próbuję czytać coś Buńce, więc zaniechałyśmy prób, dla dobra książek. Czytamy wieczorami te książeczki, które w rączkach Mani mogą się zniszczyć. 

- Wiesz, jak jest. Delikatne książeczki czytamy wieczorem, tak? - uśmiechnęłam się delikatnie, wskazując, że czytanie nam nie ucieknie. Tylko przesuniemy je w czasie.

Chyba ją przekonałam, bo odłożyła książeczkę na stół i zawołała:
- A mogę te fioletowe sandałki?



Generalnie wiem, kiedy książka jest trafiona. Po pierwsze sama ją przeczytałam i spodobała mi się, a po drugie równocześnie podoba się córce. Oczywiście, że w przyszłości zapewne nie jeden raz spodoba jej się coś zupełnie pozbawionego wartości, ale na dzień dzisiejszy, kiedy podtykam jej książki naprawdę dobre, kształtuję jej gust, który obroni się w momencie próby. Mam nadzieję, że ta taktyka zadziała.



Nowy Ryjek spodobał mi się z takiego samego powodu, z jakiego poprzednia pozycja z serii. Jest zabawny, bardzo dziecięcy ale przy tym niezwykle prawdziwy. Takie prostolinijne myślenie kilkulatka, którego doskonale świadom jest autor, to klucz do do sukcesu tej książeczki. Dziecko jest przekonane, że w końcu znalazło bohatera, z którym może się utożsamić. Nie jest to kolejna książeczka napisana najlepszą polszczyzną z możliwych, a przekład opowiadania, jakie mogłoby potencjalnie stworzyć dziecko. Nie zrozummy się źle: książka nie ma błędów językowych, wszystko jest na swoim miejscu, jednak autor celowo stosuje powtórzenia, a nie używa synonimów, bo dziecko - szczególnie to małe - zupełnie nie myśli kategoriami "o, chyba wciąż używam tego samego słowa", bo ... najczęściej nie zna innych, które mogłyby je zastąpić. I tak dalej.



Prócz tej ujmującej narracji, ułatwia małemu czytelnikowi zrozumienie pewnych zjawisk, tłumaczy je, ale też pomaga mu w dość niekonwencjonalny sposób traktować różne (nawet bardzo trudne) sytuacje jak wyzwania lub najsmakowitsze wręcz przygody.

W tym tomie, w konwencji letniej wakacyjnej aury, dziecko może nauczyć się, czym jest przyjaźń i kim tak naprawdę jest przyjaciel. Błachy problem braku kapitańskiej czapki z imieniem Ryjka odsyła nas wprost do powiększającej się grupy dzieci o spolszczonych, a nie tradycyjnie polskich imionach, z których często się kpi (z imion, nie z dzieci; tych to jest nam jest masowo żal). Jak poradzić sobie z burzą, której boją się wszyscy, nawet rodzice; jak wygląda rozpalanie ogniska i czy jagody rosną na krzaczkach same czy z pierogami. Zauważmy, że dotykamy tu fundamentalnych spraw. Fundamentalnych dla dzieci, oczywiście. Dzieci świat odkrywają po swojemu, swoimi zmysłami. Okazuje się, że Ryjek nie wie wielu rzeczy, jak każde dziecko. Ale jego przygody, uczą nie tylko jego samego, ale też nasze pociechy.

- Idziemy do kąpieli - powiedziałam, zabierając talerzyk po zjedzonej kolacji. - Napuszczę ci wody do wanny, chcesz?
- A Ryjek? - popatrzyła na mnie, jakby już walczyła z moją odmową.
- Będzie - kiwnęłam głową na potwierdzenie. - Poczytamy, jak będziesz brała kąpiel.
- Taaak! - ucieszyła się i pobiegła do łazienki.

I rzeczywiście, opowiadanie za opowiadaniem czytałyśmy, kiedy Buńka przelewała kubeczkami wodę.
- Przeczytaj mi jeszcze raz o burzy...

I tak jest za każdym razem. Kiedy tylko pojawia się temat Ryjka, od razu prosi o przeczytanie tego właśnie opowiadania. Wzięła go nawet raz do przedszkola, choć nigdy żadnej książeczki nie chciała brać.



Wesoły Ryjek i lato, muszę powiedzieć, jest trochę słabszy niż przygody Ryjka zimą. Mam tu na myśli to, w jaki sposób autor prowadzi fabułę każdego opowiadania. Te zimowe są bardziej złożone, są też błyskotliwsze. Tata Ryjka nie jest już tak w widoczny sposób przewodnikiem na męskim, trudnym szlaku, którym idzie każdy porządny facet, a mama nie ma w sobie tego ciepełka, które roztacza przy okazji pierogów, omletów i tych wszystkich uroczych rozmówek. Jednak Ryjek  nadal pozostaje Ryjkiem Od razu mówię, że nie mam na myśli jakiejś przepaści jakościowej, czy tego, że jestem zawiedziona. Nowy Ryjek podoba mi się. Po prostu zimowego Ryjka uczytałyśmy się do znudzenia i wiem, że to nie to samo. Ale dzieciom się spodoba, jestem pewna. Buńka wciąż jest pod jego urokiem. 



Moja ocena: Polecam!


Tytuł: Wesoły Ryjek i lato
Autor: Wojciech Widłak
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2012
ISBN: 9788380083417

Oprawa: twarda, matowa, papier delikatnie błyszczący, grubszy od tradycyjnego
Liczba stron: 48

Recenzja powstała dzięki uprzejmości wydawnictwa Media Rodzina:


Podobny obraz

2 komentarze:

  1. Bardzo fajnie tu u Ciebie. Ciekawa recenzja. Zapraszam również do mnie na http://book-and-lifestyle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Patrycjo! Niestety ostatnio było mnie to mało, mam nadzieję, że tym razem wrócię na dobre :) Dziękuję za odwiedziny i na pewno zaglądnę do Ciebie! :) Pozdrawiam!

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric