sobota, 6 lutego 2016

nr 20, 5 luty - O tym, jak namówiłam Bulinkę do czesania włosów



5 luty 2016 r.
Piątek

Ciąża: 31 tydzień, 0 dzień
Waga: 65, 9 kg (zawsze lepiej wygląda niż 66 kg, nie?)
Pogoda: Śnieg. Po tygodniu przedwiosennej pogody i takiż temperatur.


7:06

Obudziłam się, jak co dzień: póki się nie ruszam, nie jest źle. Przy pierwszej próbie przewrócenia się na drugi bok już wiem, że brzuch jest ociężały i bardziej napięty. Będzie kiepsko. Ale wstaję po cichu, bo jest dopiero po siódmej i H. śpi. Takie to rzadkie przypadki, że powinnam je zapisywać w kalendarzu.

A nie mówiłam? Kilka kroków w stronę drzwi a już słyszę, że mała zamaszyście ziewa i kręci się na łóżeczku. Kolejny ewenement: w swoim łóżku śpi do rana.

Nie poddaję się i zmierzam do łazienki. Z daleka słychać szuranie i lekkie niecierpliwe pojękiwanie. Coś, co mają w zwyczaju robić czasem małe dzieci: nic się im nie dzieje, ale byle niepokój i już kwilą w irytujący doprawdy sposób. I Jagódka robi to niestety dość często. Na tyle, że mnie to pojękiwanie potrafi wyprowadzić z równowagi.

7:25

Bulinka jak zwykle ma swoje tempo, jeśli chodzi o ubieranie się:
- H. sama! - krzyczy i tupie, rozkosznie wymachując majtusiami. To znaczy: rozkoszne to by to było, gdyby mi się nie spieszyło.

Potem dochodzą skarpetki. Tłumacząc jej kiedyś, jak powinno się trzymać skarpetkę, żeby pięta nie przekręciła się np. na kostkę, mówiłam: „Piętka na dole”. Teraz hasło to towarzyszy nam każdorazowo podczas ich ubierania:
- Pietka dole, mamusiu! Pietka dole! - pokazuje mi, gdzie jest „pietka”, czyli „piętka”, po czym zakłada odwrotnie. Klasyka.

Musimy jeszcze z bólach przejść przez założenie legginsów, podkoszulka i koszulki, na błękitnej tuniczce kończąc.

- Na co się dziś czeszemy? - pytam, jak co dzień od dwóch-trzech miesięcy.

Mała H. nie chciała się czesać. W pewnym momencie zbuntowała się, że „H. nie lubi” i nie mogłam jej ani uprosić, ani zmusić, by siadła na moment i pozwoliła sobie te włosy choćby dotknąć.

Wtedy (a było to w jakąś sobotę), wpadłam na pomysł: coś, co jest nieatrakcyjne trzeba tym atrakcyjnym uczynić. Dziecko nie ma poczucia, że mu się dana fryzura podoba czy nie; fajnie ją będzie nosić, czy nie. Wybrałam ubranka w kolorze zielonym, ubrałyśmy się, a wówczas powiedziałam:
- Ale jesteś żabka! Jeszcze tylko brakuje fryzurki „na żabkę”! - zawołałam sztucznie przejęta.
- Taaak! - zawołała zaaferowana.
- Uczeszemy się „na żabkę”? - chwyciłam szczotkę, gumki i spinki.
- H. włosy... na ziabkę! - wyszczerzyła się do mnie i usadowiła na łóżku. Podałam jej spinki, by się czymś zajęła, a sama zrobiłam jej dwa wysoko upięte „różki”, takie poskręcane koczki. Wyglądały jak imitacja żabich wyłupiastych oczu.
- Idź się pokaż tacie - powiedziałam, a ona dumnie pokazała mu fryzurę, oznajmiając, że „H. na ziabkę!”

Od tego momentu minęło trochę czasu, a ja czasem chciałam ją uczesać inaczej. I tak powstała fryzurka „na pipikę” („pipika”, to - gwoli wyjaśnienia - jest wiewiórką, ale tak naprawdę każdy gryzoń pod to podpadnie), czyli dwa warkoczyki lub jeden; „na królika”, czyli dwa wysokie kucyki; „na konika”, czyli po prostu jeden kucyk, czasami kucyk połączony z warkoczem. Od niedawna funkcjonuje też fryzura „na księżniczkę” - czyli jeden koczek bardzo wysoko, prawie na czubku głowy.

W ten sposób wybrnęłam z kłopotu.

Dziś, na pytanie „na co się czeszemy?”, odpowiedziała: „Na konika”. Czyli kucyk, przynajmniej błyskawiczna ta fryzura.


2 komentarze:

  1. Nie ma to jak fryzura na konika ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to dlatego, że Mała jeszcze nie bardzo widzi różnicę między kucykiem a konikiem. W zasadzie trudno mi powiedzieć, czy rozróżniłaby osiołka od konika :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric