piątek, 19 sierpnia 2016

19 sierpnia - przetrwać dzień



19 sierpnia 2016 r.
Piątek


Mania: 4 miesiące i 4 dni
Bu: 2 lata, 10 miesięcy i 3 dzień
Waga: 59, 4 kg
Pogoda: Upał. Może nie ma dramatu, ale jednak szok termiczny po tych ładnych kilku barowych dniach...



21:33


Wczoraj zadzwoniła do mnie przedszkolanka, że Bu obudziła się z płaczem i skarży się na ucho. Kaszle i wydaje się, że ma gorączkę.

Stęknęłam i wymamrotałam, że już dzwonię po męża, by ją wziął.
Rozglądnęłam się: M. miała średnie samopoczucie, ale byłam już nastawiona na robienie knedli i właśnie skończyłam trzeć ugotowane ziemniaki. Na płycie zupa cebulowa potrzebowała jeszcze 20 minut. A w planach miałam jeszcze placki z malinami. Ha. ha.

Ostatecznie przetrwałam natarcie małego nieszczęścia, które od progu śliptało "mamuuuusia...!". Usadowiłam małą na kanapie, włączyłam boskie Shimmer i Shine, które ostatnio Bu lubi zaraz po Dorze,   (na chwilę ucichła fascynacja Blaze i megamaszyny. Pfff! Jaka nazwa!), wcisnęłam w buzię jakiś Ibum i syrop prawoślazowy, przykryłam kocykiem i nakazałam eR, by sobie z nią poleżał.

W trymiga usmażyłam te placuszki z malinami i bananem. Zjadła z pięć. Po godzinie w ogóle nie wyglądała na chorą, ale katar i kaszel trochę ją męczył, więc dziś nie posłałam jej do przedszkola.



Znacie ten ból? Dwójka w domu, z czego jedno jest chore? Bo dziś, mimo że temperatura spadła, to małą Bu była dziś miaucząca, pojękująca o byle co, z płaczem przy byle niepowodzeniu. M., umówmy się, też nie była swoja najlepszą wersją. Raczej tą, która mało śpi i jest pogoda, o ile chce się jej być pogodną. A dziś średnio jej się chciało. Nie bardzo miała ochotę na polegiwanie na tzw. placu zabaw, czyli takiej okrągłej macie z "rusztowaniem" a la namiot, na którym wiszą różne cudeńka pobudzające zmysły dziecka. Niechętnie też bujała się w bujaczku. Generalnie, jakby rzucała palenie.

A to wszystko daje razem... mnóstwo przekleństw w myślach, bajek na uspokojenie i noszenie na rękach. Dobrze, że były też dobre momenty. Głównie rano, bo było znośnie na zewnątrz. Potem zaczął się upał i problemy. Ale do południa było zbieranie malin, spacerek, praca twórcza, jak malowanie farbami, wycinanie, klejenie i rysowanie.

Tak czy inaczej, musiałam odreagować: pojechałam do rodziców podlać im kwiaty (wyjechali na wakacje), wyzbierać im maliny i śliwki, bo mają dużo i tylko się zmarnują nim przyjadą i na zakupy. Bo nie znoszę robić ich w sobotę. Wszyscy robią wtedy zakupy. Nie można nigdzie zaparkować, w samym sklepie brakuje koszyków i wózków, kolejki do kas przyprawiają o mdłości i człowiek ma wrażenie, że jest w ulu. I chce się z niego wydostać. Też tak macie? Dlatego przestawiłam się na piątek. Ale nie późnym wieczorem, bo inaczej nie uświadczy już chleba, warzyw, owoców, mięsa... Raz się wybrała o takiej porze i już wiem na przeszłość.


Tak czy siak: od razu lepiej mi się zrobiło. Przetrwaliśmy ten dzień.


PS. Przyznać się, kto zamiast pić zimnej kawy podgrzewa ją w mikrofali?


2 komentarze:

  1. Wiem jak to jest być z dwójką dzieci w domu z czego jedno chore. Ciężka sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa... a najgorsze jest to, że nawet noc niejednokrotnie nie przynosi wytchnienia. Nic, tylko puszczać sobie "I will survive" :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric