sobota, 13 lutego 2016

Smoczek, butelka i całe to zło...




Smoczek, butelka i całe to zło, które podobno psuje moje dziecko

 

Każda matka przynajmniej raz w swej karierze rodzicielki usłyszała, że butelka i smoczek nie tylko mogą doprowadzić do próchnicy, wykrzywią zgryz dziecka, ale przede wszystkim winne będą seplenieniu czy innym problemów z mówieniem. Temat ten na licznych forach internetowych wzbudza silne emocje. Człowiek po jednej wizycie na forum dla mam ma poczucie bycia głupszym niż przed nią...

To jak to w sumie jest?
Poczytałam i oto, co znalazłam:



Grzechy smoczka.


Smoczek. Wydaje się, że to zło w czystej postaci, bo:
- uzależnia. Jeśli dziecko chociaż raz zassało smoczek, to przepadłaś. Od tego momentu dziecko uspokajać się będzie tylko w taki sposób i przytulenie może nie wystarczyć.
- psuje zgryz. Kilka miesięcy ssania i wizyta u ortodonty praktycznie zagwarantowana. 
- powoduje próchnicę. Już mam wizję: próchnica prześladująca moje jeszcze bezzębne dziecko... A wyrzynające się ząbki już są na nią skazane.
- zagraża laktacji. Hasło, które zapewnia nocne koszmary: ty walczysz z dzieckiem nad piersią, a ono tylko patrzy tęsknie w stronę "uspokajacza".
- o 40% większa szansa na zapalenie ucha środkowego. Zastanawiam się, w jaki sposób.
- powoduje różne infekcje. W buzi, jak sądzę.
- opóźnienie rozwoju mowy czy zaburzenia poprawnej mowy (np. seplenienie). No tak: dziecko chce coś powiedzieć, a ja jestem zmęczona pracą, więc wtykam mu w buzię smoczek. 
- powoduje deficyty w rozwoju emocjonalnym dziecka. To stwierdzenie samo w sobie przeraża. Nie tylko rodzica. 

No dobra. A teraz już trochę bardziej serio: to wszystko prawda. Nie można jednak popadać w przesadę. Nie zawsze i nie wszystkie te konsekwencje dotkną dziecko. To raz. A dwa: niektóre problemy mogą pojawić się niezależnie od tego, czy smoczek był w użyciu czy nie. Moje dziecko jest tego żywym przykładem. Chociaż zapewne części z nich z pewnością unikniemy stosując się do kilku zasad. W tym do podstawowych zasad higieny.

1. Nie oblizuj smoczka. 
Hmm, mnie się zdarzyło kiedy byłam na spacerze i nie miałam wody pod ręką. Uwaga: mała H. nie miała ani jednej infekcji w buzi z tego powodu. Mimo wszystko tylko ja oblizywałam go. Nikt inny.

2. Nie dawaj dziecku smoczka, który spadł na ziemię - umyj go zanim znów wciśniesz dziecku do buzi. 
No tak, tego nigdy bym nie zrobiła. Wtedy właśnie - kiedy nikt nie patrzył - oblizywałam go, po czym siarczyście spluwałam. Ani ja, ani H. nie miałyśmy problemów z tego powodu. Chyba, że to było błoto, albo jakieś naprawdę brudne miejsce. Wówczas gnałam do domu. Albo i nie. Zależało od nastroju małej Bulinki.

3. Nie zanurzaj go cukrze (nawet, jakby babcia przekonywała cię, jak rewelacyjnie uspokaja dziecko).
Słyszałam o takich średniowiecznych metodach, chociaż na szczęście miałam okazję jedynie o nich gdzieś przeczytać. Nikt mi tego nie sugerował. Poza tym nie dałabym dziecku czegoś, czego sama bym nie zjadła!
4. Nie zawieszaj smoczka na zbyt długim sznurku (łańcuszki do kupienia w sklepach mają odpowiednią długość).
U nas był raczej wieczny problem gubienia tego małego uspokajacza i wiecznego szukania go. Zawsze jednak zabezpieczałam go specjalną nakładką (kupiłam go razem z nią).
5. Nie podawaj dziecku go zawsze, kiedy tylko zamarudzi.
No, to prawda. Starałam się nie traktować go jak korka: "masz i siedź cichutko, bo teraz mama chce pogadać z ciocią". U nas jednak były kolki i dziecko było poddenerwowane całą dobę. Smoczek był wybawieniem, chociaż w momencie, kiedy przychodził kolkowy napad - guzik dawał. Jak wszystkie inne "extra metody"
6. Jeśli dziecko zasypia ze smoczkiem, najlepiej - gdy mocniej zaśnie - wyjmij mu go.
Nie pamiętam. Wydaje mi się, że na początku zostawiałam ją z tym smoczkiem. Szybko jednak go wyjmowałam, bo mała od czas do czasu w nocy musiała sobie "pociągnąć", a jeśli jej wypadł z buzi, to zgadnij, kto musiał wstawać w nocy, żeby go znaleźć... 
7. Aby uniknąć próchnicy często przemywaj dziecku dziąsełka wacikiem nasączonym przegotowaną wodą.
No, to jestem beznadziejna matką. Po nocnym jedzeniu także powinnam była je przemywać, ale była to ostatnia rzecz, o jakiej myślałam w nocy, kiedy po karmieniu mała od razu zasnęła: obudzić ją, by przetrzeć dziąsła. Pfff...
Póki co nie mamy żadnych problemów.
8. Dla dobra zębów "odsmoczkuj" dziecko zanim skończy 1, 5 roku.
Tak twierdzą dentyści i inni znawcy tematu. To dla dobra zębów, które będą źle rosły w towarzystwie takiego "przyjaciela". No i kwestia mowy: smoczek zniekształci zgryz i spowoduje seplenienie.
9. Odstaw smoczek, jeśli widzisz, że dziecko zaczyna po niego sięgać z przyzwyczajenia. 
Zgadzam się. Jeśli tylko można w dzień zagadać dziecko, które świetnie radzi sobie bez smoczka - to po co mu? Jeśli jednak wciąż ułatwia Ci usypianie malca, dawaj go tylko na czas usypiania. Mała nie używała już smoczka  kiedy skończyła rok. Nawet wcześniej. Ale do usypiania miałam go dla niej do skończenia przez H. prawie 1,5 roku. Wtedy było mi dużo prościej odstawić go na dobre.
10. Skup się na potrzebach dziecka i staraj się je zaspokajać bez użycia smoczka.
O, zdecydowanie! Jeśli wolimy zająć się sobą niż dzieckiem, które domaga się naszej uwagi i wciskamy mu ten "korek" do buzi, to mamy problem. Wtedy raczej powinnyśmy przewartościować swoje priorytety. Nie możemy zapominać, że nam się z życia też coś należy, ale nie kosztem dziecka!


Ja się smoczka nie boję i się go nie wstydzę w buzi mojego dziecka. Smoczek naprawdę może pomóc. Czasami nie chodzi tylko o uspokojenie. Jeśli dziecko ma problemy z odruchem ssania: ma zbyt dużą potrzebę i godzinami wisi ci na piersi, smoczek rozwiąże problem. Albo kiedy dziecko naprawdę jest nerwowym typem (wcześniej sprawdziliśmy inne sposoby uspokajania i nic nie działało). Ale pamiętajmy, by nam służył a nie w ostateczności stał się przyczyną jakiś problemów.

No to ok: zdecydowałaś się dać smoczek dziecku. Tylko teraz pytanie: jaki smoczek? 

W internecie przeczytasz, że najlepszy to taki, który przypomina pierś (tak wygląda np. smoczek NUK). Taki smoczek - podobno - będzie dobry dla noworodków, które urodzone z odruchem ssania nie umieją dobrze ssać, albo nie mają siły lub ten odruch jest słaby. Jego anatomiczny kształt nie "wybije" dziecko z ssania piersi.

Jednak dość szybko taki smoczek powinien zostań zamieniony na ortodontyczny (np. firmy AVENT), kiedy dziecko jest starsze (niemowlę): jego kształt powoduje, że podczas ssania nie zniekształci on zgryzy dziecka. Dobrze, by był twardy - silikonowy (przeźroczysty). Dzięki temu dziecko będzie zmuszone do włożenia większego wysiłku w ssania (dla tych maluchów, które mają z tym problem).

Inne ważne informacje: pamiętaj, by miał atest i był dobrany do wieku dziecka. Nie zapomnij też wymieniać go co kilka miesięcy. Nic nie trwa wieczne, zwłaszcza kiedy jest używane. Tu nie ma wyjątku.


Grzechy butelki

Jeśli zrezygnowałaś z karmienia piersią (lub karmiłaś krótko i szybko przeszłaś na mleko modyfikowane), niezależnie od powodu - będziesz na językach. Matki na forach internetowych zjadłyby cię żywcem, gdyby mogły. W dobie powrotu do natury, bycia eko, jedzenia bio i rodzenia po ludzku, dobrowolna rezygnacja z naturalnego karmienia wydaje się być przynajmniej nie na miejscu. Nie przyznawaj się innym matkom, bo albo cię otwarcie zlinczują (wyliczając przy tym skrupulatnie, jak wiele straci na tym twoja pociecha), albo smutno pokręcą głowami, rzucając coś w stylu: "nawet sobie nie wyobrażasz, ile jest matek, które dałyby wszystko, by móc karmić piersią...".

Natomiast w sytuacji, kiedy już przestałaś karmić piersią lub wciąż karmisz i chcesz to robić nadal, ale czasem wysługujesz się butelką, to pamiętaj o wszystkich radach, które dotyczyły smoczka. Tutaj będą odgrywać kluczową rolę. Chodzi o kształt smoczka, tworzywo, z jakiego jest wykonane (twardość), oczywiście atesty i wielkość/liczba dziurek odpowiednia do wieku. Jeśli dodatkowo zainwestujesz w tzw. antykolkowy system, który stosowany jest przez niektóre firmy, zmniejszysz prawdopodobieństwo wystąpienia gazów i bólów brzuszka u malucha.

Wracając do kontrowersyjności używania butelki, tutaj nic nie jest oczywiste. Plusów tyle, co minusów. Zacznijmy od tej grzesznej strony:

- tak jak smoczek uspokajający, butelka (a raczej zły smoczek do niej) może wykrzywiać zgryz, spowodować, że ząbki będą krzywo rosnąć, być przyczyną infekcji czy próchnicy, jeśli nie będziemy przemywać dziąseł a potem zębów; może też spowodować odwrót od karmienia naturalnego.
- częste infekcji u dziecka - ponieważ mleko modyfikowane nie zawiera przeciwciał, jedynie sztuczne substytuty.
- większe ryzyko wystąpienia alergii pokarmowej - po prostu jest sztuczne, a sztuczne może wywołać alergię..
- kolki i wzdęcia - bo mleko nie jest tak lekkostrawne, jak to mamine. Cóż. U mnie było dokładnie odwrotnie: mała H., która miała kolki nie chciała piersi. To kolki spowodowały, że nie miała cierpliwości do piersi i wolała butlę.
- przygotowanie mleka = wiele niebezpieczeństw - przez roztargnienie/niewyspanie dożna dać na dużo czy za mało miarek mleka do wody, woda może być za zimna (i bóle brzuszka murowane) lub za ciepła (i oparzenie gotowe) albo zmarnowane - z jakiegoś powodu nie wykorzystasz go. Trzeba też pamiętać o wyparzaniu, szorowaniu i dokładnym płukaniu elementów butelki.
- przygotowanie mleka = trudności. Uciążliwe jest jego przygotowywanie (zwłaszcza w nocy). Do tego dochodzą kwestie organizacyjne: gdziekolwiek nie pojedziesz, musisz wziąć ze sobą przegotowaną wodę w termosie (lub myśleć, skąd ją wziąć na miejscu, kiedy będzie taka potrzeba), pamiętać o dobrej temperaturze tej wody. Wozić ze sobą musisz mieszankę mleka i kaszki, by zrobić mleko na świeżo (inaczej dziecko się pochoruje), co nie tylko jest męczące ale nie raz bardzo trudne (np. w samochodzie). 
- stałość właściwości - mleko jest zawsze takie samo: czy noc, czy dzień. Mleko matki się zmienia i służy za picie, lekki posiłek i solidny obiadek.
- koszty. I to nie małe. Zwłaszcza, kiedy policzysz sobie, że na początku mleko schodzi średnio 1 opakowanie na tydzień, a za opakowanie średnio musisz zapłacić około 25-30 zł. Ale jeśli kupujesz droższe, to wiadomo...
- luźniejsza więź z matką. Niemowlę dużo szybciej zjada mleko z butelki, więc krócej go trzymasz na rękach. Niektórzy jeszcze opierają butelkę o poduszkę czy coś innego, by nie musieć jej trzymać. To może się odbić w brakach w rozwoju emocjonalnym. Może, ale nie musi, czego przekładem są niektóre dzieciaki  z rodziny. Ja jednak lubiłam się bawić z małą, nawet jak już zjadła. Plus odbicie, plus kolki: przytulania, noszenia i kołysania nie miały końca...

Karmienie piersią ma zdecydowanie więcej plusów niż karmienie butelką, ale większość matek czy to z powodu powrotu do pracy, czy po prostu dlatego, że stwierdziła, iże pora odstawić dziecko od piersi na rzecz stałych pokarmów, przechodzi na mleko modyfikowane, jak uzupełniające dietę. Dlatego trzeba pamiętać o kilku zasadach, głównie higienicznych, a butelka przestanie budzić kontrowersje.

Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że prócz organizacyjnych kwestii przygotowania mleka i kosztów mleko modyfikowane (którym karmiłam małą odkąd skończyła 3,5 miesiąca) nie wpłynęło na odporność H. (choruje od święta i od razu jej przechodzi na następny dzień). Nie ma alergii pokarmowej. A co do więzi... nie będę obiektywna, chociaż uważam, że ma się dobrze :)

Zęby, zgryz, mówienie, próchnica - to kwestia smoczka. Kilka zasad, o których pisałam wyżej i problem z głowy. To mówi mi moje doświadczenie matki 2,5 rocznej dziewczynki. Kolejne dziecko może moją opinię zmieni, ale o tym dopiero będę się miała szansę przekonać za jakiś czas...


Ale tak jak kontrowersyjne wydaje się karmienie dziecka naprawdę długo (pytanie, co dla niektórych oznacza długo...), tak samo dziecko kilkuletnie z butelką w buzi także wzbudza emocje w środowisku. To zagadnienie jednak wymaga - jak mi się zdaje - odrębnego potraktowania. I o tym innym razem.

A jakie Wy macie doświadczenia w tej kwestii? Czy pominięcie pewnych zasad dało się Wam lub maluszkom we znaki, czy może wręcz przeciwnie?
I co sądzicie o smoczku i butelce? Jesteście za czy przeciw?



6 komentarzy:

  1. Moje dzieci były i smoczkowe i butelkowe i żadna krzywda im się nie stała :). Córkę to karmiłam piersią ale przez kapturki ochronne, też bym pewnie została wyklęta przez inne matki :).

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie. Ja też wyszłam z takiego założenia. Co prawda nie wpychałam smoczka na siłę, ale mnie on uratował życie. A do butli byłam niejako zmuszona i nie wypruwałam sobie żył, żeby karmić na siłę i walczyć o to karmienie. Już i tak mnie to kosztowało sporo wysiłku psychicznego...

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje dzieciaki smoczka nie chciały, ale miało to też swoje konsekwencje, ponieważ nie potrafiły i nie chciały nauczyć się pić z butelki. Zostawał więc tylko cyc i...mama w ciągłym pogotowiu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jeśli pierś służy za smoczek, to rzeczywiście można zwątpić... Moja H. tez na początku nie chciała smoczka i wydawało się, że nie przetrwamy ataków kolki, które miała co drugi dzień. I do tego wiecznie niespokojna (nawet w dzień), mało spała... Kiedy nauczyłam ją smoczka, w pierwszej chwili miałam wrażenie, że narodziłam się na nowo (a może, że to ona się na nowo narodziła :P). Zresztą potem zmuszona byłam przejść na mm, więc było prościej z butelką.

      Usuń
  4. Ja od początku starałam się unikać smoczka, bo jak cholera boję się przyzwyczaić dziecko do czegoś, od czego mogę mieć później problem odzwyczaić. Stosowanie smoczka jest chyba tak powszechne, że często przy lekarskich wizytach lekarz pytał czy mam smoczek. Tenże podałam w końcu gdzieś koło 3 miesiąca, ale nie widziałam już innego sposobu, żeby uspokoić dziecko. Co do butelki, to już w pierwszym miesiącu byłam zmuszona podać mleko modyfikowane i po dziś dzień je podaję. Niektóre mamy twierdzą, że to z lenistwa, ale karmienie mieszanką jest o wiele bardziej czasochłonne i kłopotliwe niż karmienie piersią ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też myślałam tymi kategoriami na początku. Ale jeśli smoczek wydaje się jedynym rozwiązaniem, to czemu mamy (my, rodzice) mordować się? Mało trudności jest na początku? A potem tylko przybywają... :)

      Ja już moją H. oduczyłam butli, bo niebawem drugie się pojawi na świecie i chcę mieć etap oduczania za sobą. Ale gdyby nie to, to pewnie jeszcze wieczorem w ramach kolacji byłaby pożywna kaszka z butli. W świecie matki (ale także myślę tu o tacie) jest tyle rzeczy, które wymagają dyscypliny, konsekwencji przy wychowaniu, że czasami te małe udogodnienia to są jak zbawienie. Ale oczywiście najłatwiej mówi się tym, którzy nie są rodzicami... :)

      Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie! :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric