30 kwietnia 2016 r.
Sobota
Mania: 16 dni
Buńka: 2 lata, 6 miesięcy i 15 dni
Waga: 61 kg
Pogoda: Wiosenna, chociaż wciąż straszą, że "to ostatni taki ładny dzień, potem ma się popsuć". Zrobiło się ciepło, mimo rześkiego poranka (4*C).
12:21
Wczoraj miałam mieć kontrolę po zabiegu.
Witam się z lekarzem.
- I jak się czujemy? - pyta. Moja "ulubiona" forma pytania w liczbie mnogiej.
- Dobrze - odpowiadam zadowolona, że w końcu mam dobre wieści. - Nawet już nie krwawię.
Zatrzymał się w pół kroku podczas przygotowania kozetki przy USG.
- Ale w ogóle? - patrzy na mnie z... uch! Czy to jest niepokój?
- Eee... tak - odpowiadam. Uśmiech gaśnie mi z twarzy. - O, nie... To nie jest dobry znak, prawda?
Kładę się i odsłaniam brzuch. Lekarz wzdycha.
- No i znów się ta macica zawinęła do tyłu. A tutaj - pokazuje mi na monitorze - widać, że w środku pewnie coś jeszcze jest... Skrzepy, krew... ale to się będzie musiało już wchłonąć.
Teraz wzdycham ja.
- Chyba będę musiał przepisać Pani antybiotyk, żeby coś się tam w tym czasie nie rozwinęło.
Czeka mnie jeszcze jedna wizyta kontrolna. Przynajmniej.
- Czy nie ma opcji, żebym jakoś sama mogła...hm... naprostować tę moją macicę? - pytam. Słaba nadzieja wdziera się między wiersze. - Jakieś ćwiczenia, czy coś...?
Lekarz ze współczującym uśmiechem kręci głową.
- Nawet ja nic nie mogłem zrobić podczas zabiegu. Próbowałem ją wyciągnąć, ale uparła się najwidoczniej.
- Czy już jej tak zostanie? - W moim głosie pobrzmiewa nuta niepokoju.
- No, mam nadzieję, że nie! - Zabrzmiało to przynajmniej jak: "Jeszcze by tego nam brakowało!"
12:36
Sobotnie przedpołudnie zeszło mi pracowicie. H. pojechała do babci, bo eR. postanowił wymienić bramę wjazdową i nie mógłby mi nawet na moment pomóc z dwójką.
Mańka po krótkiej drzemce od 7 - 8 rano, kiedy to zdążyłam zrobić moim śniadanie i spakować Bulinkę, obudziła się, by pozbawić mnie możliwości godnego zjedzenia śniadania. Postawiła na płacz, zamiast na kwilenie, więc nie mogłam tego ignorować.
Pojadła z obu piersi, rzygnęła - jak zwykle - i po chwili znów zgłodniała. Tylko, że była jakoś tak poddenerwowana, że wypięła się na mnie i moje piersi. Nakarmiłam ją z butli (moim pokarmem) i zasnęła gdzieś przed 10.
Rzuciłam się więc w wir prac domowych, wykorzystując fakt, że nie ma H. Niestety Mała nie spała snem ciągłym, więc prace przerywałam bagatela... 10 razy. Ale udało się. Przynajmniej mam poczucie, że odgruzowałam dom. Może podłogi wymagałyby lepszego potraktowania, ale już nie mam sił. Kręgosłup na wysokości klatki piersiowej daje czadu. Potrzebuję chwili odpoczynku. Po obiedzie czeka nas jeszcze spacer z Mańką i Buńką. I tak, po raz enty, zaprzepaszczę możliwość drzemki, kiedy mała śpi.
Takie życie matki dwójki dzieci.
- Powiedziała filozoficznie i mało odkrywczo.
Ta, tylko nie mów, że się nie spodziewałaś.
Spodziewałam, ale to co innego niż brutalne zderzenie z rzeczywistością.
20:23
Pierwsza kąpiel w płaczu za nami. Dodam, że w płaczu rozdzierającym "jak tygrysa pazur antylopy plecy", cytując klasyka.
Nie było mowy o relaksacyjnym wieczornym karmieniu, jak to miało miejsce dotychczas. Dałam jej butlę z odciągniętym mlekiem, które wręcz pochłonęła. Rozlewając na boki, bo przecież kto by się tam przejmował niuansami z gatunku "mokre śpiochy", "morka koszula mamy" czy "mokry rożek". O drobnostkach takich jak marnotrawstwo bezcennego "napoju bogów" nie wspominam nawet.
Grunt, że ostatecznie zasnęła i teraz "śpi jak niemowlę", he he (sarkastyczny śmiech). Bowiem każdy rodzic wie, że powiedzenie to nie tylko nie jest prawdziwe (skąd się więc wzięło?), ale i tragikomiczne. Dylemat, czy się śmiać czy płakać, że tak bardzo mija się z prawdą.
Tak czy inaczej, dziś pierwszy dzień, jak Mańka sporo dokazuje (czyt.: płacze). Czuję się prawdziwie wypompowana. To nawet już nie zmęczenie, a całkowite wyzucie z energii.
I ten kręgosłup - doprawdy przykry ten ból. Na nic rogale, poduchy-fasole, fotele... Mój krzyż się po prostu uwziął. Nie miał możliwości być ćwiczony w ciąży i teraz wszystko wychodzi. Niestety do zakończenia połogu nie powinnam forsować ciała żadnymi ćwiczeniami; basen odpada... pozostaje mordownia i łagodzenie bólu pod prysznicem czy masażem zafundowanym przez męża.
I takie to życie.
Kończę, bo znów filozofuję banałami.
Fajnie, że wróciłaś ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy u Ciebie też to pomoże, ale u mnie lekarz na te skrzepki krwi polecił ciepły prysznic na brzuch - taki 10 - 15 minutowy. Kosztowne, ale faktycznie pomogło :)
U mnie raz nic 2 dni, a raz tak, że nie mogę się opamiętać (i wyjść spod prysznica, żeby nie napaskudzić). Aż mi słabo się robi. U nas na szczęście prysznic nie wychodzi drogo (własna studnia), więc pewnie dlatego pomagało :)
UsuńDotrzecie się wszyscy i będzie łatwiej :)
OdpowiedzUsuńTaaa, tylko trochę czasu :)
UsuńJesteś bohaterką, że zamiast położyć się z Małą na drzemkę, ruszasz na walkę z bałaganem. A ta podłoga:-) Odpocznij, bo jeszcze trochę, a zupełnie opadniesz z sił. Nie mądrzę się, bo miałam tak samo, ale z perspektywy czasu widzę, że trzeba było myśleć więcej o sobie. Zapraszamy do nas: www.mama-to-wie.pl.
OdpowiedzUsuńMyślę o tym poście - https://obywatelkamatka.blogspot.com/2016/02/15-rad-jak-nie-zwariowac-po-porodzie.html - w którym sama piszę o tym, że powinno się trochę odpuścić po porodzie :) ale położna miała przyjść... a ona oczywiście musiała zrobić wywiad, w tym odpowiedzieć na pytanie, czy dom jest zadbany i warunki są dobre. A po tym, jak eR. szykował Buńkę do przedszkola, dom wyglądał, jakby przeszedł przez niego huragan. Po prostu musiałam :)
UsuńDziękuję za odwiedziny zapraszam częściej.
Niebawem powinnam znaleźć więcej czasu (może jutro) na nadrobienie zaległości internetowych i na pewno Was odwiedzę.
Pozdrawiam!
Podoba mi się ten blog!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://kingakosciak.blogspot.com/
https://www.facebook.com/odkolyskibykingakosciak/?fref=ts
Bardzo mi miło :)
UsuńZapraszam częściej!
"Zawinięta do tyłu" czyli tyłozgięcie?
OdpowiedzUsuńJeśli tak, to przybijam piątkę.
Tak... Nie miałam tego na pewno przed ciążą, ani na początku,kiedy było ją dobrze widać. Niby nic, ale oczyszczanie się jej... hm... jest przynajmniej niezdecydowane i zwariowane. Nie znam dnia ani nocy (ani godziny), kiedy nagle poczuję ogromny odpływ. Aż mi się słabo robi.
Usuń