poniedziałek, 3 lipca 2017

28 czerwca - o tym, jak to się się spędza egzotyczne wakacje z dwójką maluchów

28 czerwca 2017 r.
Środa



Mania: 1 rok, 2 miesiące, 1 tydzień, 6 dni
Bu: 3 lata, 8 miesięcy, 1 tydzień i 5 dni
Waga:  56, 2 kg
Pogoda: Upał, jak w tropikach, 32*C. Oddychać się nie da.


20:14


Ale mi się tęskniło za czasem, kiedy to siadałam beztrosko i pisałam internetowy pamiętnik. I naprawdę było mi wszystko jedno, czy ktoś tu wchodzi, czyta czy może komentuje. Było mi miło, jeśli ktoś jednak wchodził, coś przeczytał albo nawet - wow! - skomentował, ale dla mnie liczył się strumień emocji, który się ze mnie wylewał, bo mnie uzdrawiał. 

Potem pojawiły się współprace z wydawnictwami, co mnie bardzo budowało i napawało dumą ("ale że ja?! no nie może być!"). Ale niedługo potem, zupełnie nagle, w życiu prywatnym zaczęło się tyle dziać, że odpuściłam to wirtualne na rzecz tego realnego. Wybór wydawał mi się zdrowy, ale za to od ładnych paru miesięcy blog wygląda jakby był bardziej recenzencki. Przyszedł więc czas, by wyrównać proporcje. Chociaż nawet nie tyle "nadszedł czas", co w końcu się jakiś znalazł, kiedy wróciliśmy z urlopu...




URLOP ZA (DALEKĄ) GRANICĄ Z DZIEĆMI

Przez pięć bitych lat każde pieniądze ładowaliśmy w dom. Potem urodziła się Maniula i tak pewnego marcowego (bodajże) ranka ocknęliśmy się, że w sumie można byłoby się kopsnąć gdzieś w lecie. Ale im dłużej o tym rozprawialiśmy, tym gorzej się dogadywaliśmy. I tak mijały kolejne dni, aż nadszedł kwiecień i trzeba było się zdecydować. Wtedy okazało się, że gdzie być się nie chciała ruszyć, wakacje to w pierwszej kolejności wydatki, a dopiero w drugiej przyjemność. My nie śpimy na kasie, więc żeby się móc ucieszyć wakacjami, a nie opłakiwać wydania każdego 1 euro na lody, trzeba sobie najpierw ustalić priorytety: co na wakacjach jest dla mnie najważniejsze, jak duże znaczenie ma lokum (i co powinien mieć), jak chcemy spędzać czas, no i bardzo ważne: jak daleko chcemy pojechać, czy damy radę samochodem, czy już trzeba pomyśleć o samolocie.

Nie będę pisała tutaj samych rad i wskazówek, a opiszę naszą (całkiem długą) podróż samolotem z dwójką małych dzieci do egzotycznego kraju (Gran Canaria na Wyspach Kanaryjskich należących do Hiszpanii) i jak spędzaliśmy tam czas. Nie wiem, czy można to doświadczenie przełożyć na podróż w innym kierunku, ale część informacji na pewno jest uniwersalnych.


ORGANIZACJA


Nie czarujmy się: z dziećmi nie wybierzesz się spontanicznie za granicę. Najpóźniej na miesiąc przed wyprawą trzeba zadbać o dokumenty (te dla małych dzieci mają krótką datę ważności!): dowód osobisty i karta EKUZ. Oba wyrabia się za darmo. Tylko do dowodu trzeba jeszcze zdjęcie. Jeśli wybieracie się poza Unię, to oczywiście paszport. Karta EKUZ upoważnia do świadczeń w zakresie leczenia. Dokładnie jak w Polsce: za darmo (za okazaniem karty) przyjmują w placówkach publicznych, w prywatnych - płacisz. Proste. 

Najlepiej rzeczy na wyjazd wakacyjny kupować z wyprzedzeniem, na raty, żeby potem się wydatki nie skumulowały. 

Ok. Dość nieoczekiwanie (trudno opisać tu całą historię; dość, że okazało się, iż trzech braci eR. z rodzinami wybierają się na Gran Canarię, więc nas to trochę przekonał;, to miała być nasza pierwsza taka podróż z dwójką dzieci) trafiła się nam wyprzedaż Ryanaira i bilety mieliśmy bardzo tanie. Dlatego zdecydowaliśmy się dokupić rezerwację, byśmy we trójkę (Mania na kolanach, jako niemowlę, do 23 miesięcy) siedzieli razem. Dokupiliśmy też miejsca, które miały więcej przestrzeni na nogi (pierwszy rząd po prawej, czyli 2D,E,F), by dzieci mogły sobie tam swobodnie siedzieć na kocu i bawić się. Ten pomysł był strzałem w dychę. Małe dziecko gdzieś w środku samolotu miało... trudną podróż, delikatnie rzecz ujmując. Dokupiliśmy sobie też bagaż 20 kg. I chociaż mieliśmy wątpliwości, czy słusznie postąpiliśmy, okazało się, że był on bardzo potrzebny, mimo że sam Ryanair (inne linie lotnicze mają inaczej!) oferuje dużo w cenie biletu bez rejestrowania bagażu. 


Można zabrać całkiem sporo; w kadrze nie zmieścił się drugi wózek i dwa bagaże (poniżej)


Opiszę tutaj jak w praktyce wyglądała kwestia bagażu z dwójką dzieci (3 i 1). Buńka już miała swój bilet, więc traktowana była jak dorosły. 

- Mieliśmy 1 bagaż rejestrowany 20 kg, kiedy kupuje się go przez neta wtedy gdy bilet jest najtańszy. Jego cena jest różna w zależności od tego, kiedy i jak się go kupuje.
- Każdy miał bagaż podręczny, który nie był sprawdzany tak jak np. w Wizzairze, gdzie potrafią być do bólu skrupulatni. - limit 10 kg. Razy trzy, bo ja, eR. i Buńka.
- Każdy mógł wziąć małą torebkę - Ja (torebka "workowa", bardzo pojemna), Buńka (mały plecaczek), eR. (aparat fotograficzny)
- Każdemu dziecku przysługiwały dwa nieodpłatne akcesoria. Wzięliśmy każdemu dziecku wózek i fotelik samochodowy, bo chcieliśmy wynająć samochód. Jeśli sami rezerwujecie sobie hotel czy coś, zapytajcie o możliwości dostawienia łóżeczka turystycznego, coraz częściej można to zrobić za darmo, by nie brać go, jako dodatkowego akcesoria. W Ryanairze można wziąć więcej akcesoriów, ale za każde dodatkowe trzeba zapłacić. Więcej: można zarówno wózki jak i foteliki (a nawet bagaż podręczny) przy odprawie bagażu rejestrowanego od razu nadać, jako "nadbagaż" i nie plątać się z nim po lotnisku. Można to zrobić też częściowo, jak my i np. foteliki oddać wcześniej, a wózki dopiero przed wejściem na pokład. Po prostu składa się go na lotnisku przed schodami samolotu. Te akcesoria trzeba odprawić wcześniej, bo muszą dostać tę specjalną "naklejkę" (wózki muszą mieć możliwość składania; mogą być w dwóch częściach, ale to trzeba zgłosić, bo każda część będzie musiała dostać "naklejkę"). I jeszcze coś: akcesoria albo są wykładane później bezpośrednio na płycie lotniska, albo w miejscu odbioru nadbagażu, nie wyjadą razem z walizką, po prostu. 
- Mania, jako niemowlę miała swój "bagaż". To znaczy: osoba podróżująca z takim maluchem może mieć torbę o wadze do 5 kg na akcesoria dla dziecka. Tyle, ile dziecko potrzebuje na podróż. Tutaj już nie jest ważne ile płynów czy jedzenia. Takie niemowlę ma stałą cenę biletu (w regulaminie jest to "opłata za niemowlę"; padłam jak to przeczytałam), coś koło 90-paru złotych. Zawsze siedzi na kolanach pod oknem i ma swój pas, dopięty do pasa pasażera. Jeśli skończyło rok, może siedzieć na osobnym miejscu, ale wówczas potrzebuje specjalny pas, którego już obsługa samolotu nie zapewnia.

Co dalej na lotnisku: trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa, która jest najtrudniejsza z dziećmi. Nie-daj-Bóg taka Buńka, która w kluczowym momencie woła "Sikać!" i od razu włącza się jej syrena, że się posika, to już w ogóle stres jest taki, że masz ochotę krzyknąć: "To się posikasz, trudno". Oczywiście na szybkiego mnie bez bagażu z nią przepuścili i musiałam się znów wrócić, ale o dziwo nikt nawet nie przewrócił oczami. Mimo, że każdy podręczny bagaż może zawierać płynów 100 ml razy 10 w przeźroczystych pojemniczkach, w przeźroczystym opakowaniu (np. woreczku), jeśli chodzi o dzieci - nieprzeźroczyste zwykłe dziecięce bidony przeszły jak nic. Nawet nie kazali próbować, a przecież to bardzo częsta praktyka. Miałam dodatkową butelkę z wodą ("Niech Pani zostawi, spokojnie", jak mi powiedzieli). W drodze powrotnej przeszła nawet butelka 1,5 l plus te nasze bidony! Już nie wspominam o jedzeniu, o mleku w proszku itd. Ale może być różnie i trzeba się nastawić, że i mleka w proszku każą próbować. Osobno sprawdzają wózek, więc trzeba dziecko wyjąć i go opróżnić (wózek, nie dziecko, oczywiście). Prócz tego - tradycyjnie: elektronika, płyny, karty pokładowe osobno. Kiedy przejdzie się to, to już połowa stresu za nami. 

My rezerwowaliśmy miejsca, więc mieliśmy pierwszeństwo wejścia na pokład, ale niestety jeśli spóźnicie się choćby minutę na otwarcie bramki (gate), może być problem, bo w Krakowie, skąd lecieliśmy, pierwsze numery bramek nie mają windy i potem musieliśmy czekać, aż wszyscy przejdą i na sam koniec zjechać inną windą.

Mania śpi w samolocie; nie, nie duszę jej, a osłaniam przed bijącym w oczy światłem

W podróży dzieci były idealne. Mania spała pół drogi, a Buńka w tym czasie trzasnęła "Króla Lwa", X odcinków "Psiego Patrolu" i "Dory", które wgrałam jej na tablet. Potem przebawiły się na kocu przed nami. Załoga nie mogła uwierzyć, że takie dzieci grzeczne i spokojne. Pamiętać jednak trzeba, by przy starcie i lądowaniu żuć gumę lub pić i często przełykać ślinę/rozgryzać cukierki, by ciśnienie się wyrównywało. I dlatego dobrze, by dziecko piło coś w tym czasie. Mania żula smoczka (tak, miała na wyjeździe smoka, który ratował nam życie, nie wstydzę się o tym pisać). 

Nasza podróż samolotem trwała 5 godzin. Na Gran Canarii należy przesunąć godzinę do tyłu, więc kiedy wylądowaliśmy i dotarliśmy na miejsce Mania po prostu padła jak nieżywa.



My jeszcze wypożyczaliśmy samochód. Wcześniej zarezerwowaliśmy sobie go przez internet. Odradzano nam GoldCar z wielu powodów. I zdecydowaliśmy się na firmę Hertz. I było ok. Dostaliśmy to, które zamówiliśmy. My sobie wykupiliśmy polisę w necie, a gość przy odbiorze samochodu chciał nam oczywiście tamo ich wcisnąć. To znaczy: nasza polisa obejmowała wszystko, ale jeśli coś by się stało, firma obciąża nas, a my musimy wywalczyć zwrot kasy od firmy, u której wykupywaliśmy polisę. Jeśli na miejscu wzięłoby się ubezpieczenie (nota bene 4x droższe), to oni się wszystkim zajmują. Poza tym trzeba zawsze sprawdzić:
- czy nie ma limitu dziennego kilometrów
- czy bak należy oddać pełny, (zorientować się, czy stacje benzynowe w pobliżu są czynne w czasie, kiedy macie samolot - na Gran Canarii większość nie jest czynna 24h)
- dowiedzieć się, jak oddać kluczyki, jeśli samolot macie w nocy lub nad ranem,
- i najlepiej wynająć przy lotnisku, bo tam też go potem należy zwrócić, nie trzeba nigdzie jeździć; sprawdzić, czy samochód ma tylko te usterki, które są zaznaczone na umowie (i zgłosić od razu, jeśli są jakieś inne)
- no i oczywiście najważniejsze: karta kredytowa. Trzeba sprawdzić jaki wasza karta ma limit, bo w zależności od wypożyczalni, różnie blokują. 
Samochód należy oddać czysty, bo taki się dostało, ale na wyspie było mało stacji, na których można było je umyć i odkurzyć. Trzeba to sprawdzić trochę wcześniej.

Nie jechaliśmy w ramach biura podróży, tylko sami na Booking.com(ie) rezerwowaliśmy sobie lokum. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, co mieliśmy. Trafiliśmy na naprawdę ciepłe dni, ale wiatr był rewelacyjny i upału się nie czuło. Generalnie naprawdę wiatrak wystarczał.



Ale na co zwrócić uwagę w mieszkaniu? Nawet jeśli chcecie się stołować na mieście, dzieci nie zawsze chcą i trzeba brać pod uwagę, że coś trzeba będzie przygotować w domu. Wyposażenie kuchni jest ważne. Nie mam zmywarki w domu (jeszcze) i nie jadaliśmy tak często w domu, bym jej potrzebowała, chociaż akurat była. 
- Lodówka z zamrażarką - b. ważna.
- Toster - świetnie się spisuje, bo jest idealny na szybkie śniadania na słodko. Nie chce się jeść mięsa ani wędlin, gdy jest ciepło i gdy się nie pracuje.
- Czajnik - podstawa, jeśli macie dziecko, bo czy to "słoiczek" podgrzać, czy mleko...
- Kuchenka - też korzystałam.
- Był i piekarnik i mikrofala, ale ani razu nie korzystałam. 
- Wzięłam ze sobą blender w dużym bagażu - sprawdzał się idealnie do miksowania i robienia musów czy galaretki z owoców, których na wyspie było pełno, a które nie zawsze można było przejeść. Forma musu (+ wielorazowe "torebki" do wyciskania) sprawdziły się idealnie podczas wycieczek.

Dla mnie ważna była łazienka. Nasza była świeżo po remoncie i naprawdę nowoczesna. Jak jest ciepło, to mimo basenu, opłukiwaliśmy się często, więc prysznic jest ważny, chociaż w przypadku dzieci wanna na pewno też byłaby dobra. 

Wi-Fi darmowe - my używaliśmy często, choćby po to, by skorzystać z dodatkowych informacji o wyspie, przewodników itp. 

Klima nie jest konieczna, wentylator dawał radę, chociaż raz miałam wątpliwość.

U nas była suszarka do włosów (nie taka konieczna w okresie letnim) i suszarka na pranie, co było świetne, bo non stop coś było do wysuszenia, a pogoda była do tego idealna.

Obiekt musi być strzeżony. I najlepiej jednak, by był w domku/pokoju sejf. Co do dzieci: aby w miarę dobrze spały, należy pamiętać, że na wyspach (lub w tropikach, gdzie ciepło cały rok), domy są akustyczne i słychać bardzo ulicę/ludzi na basenie itp. Poproście o przydzielenie pokoju/domku z dala od źródła stałego hałasu. Czasem na obiekcie nie przestrzega się godzin użytkowania basenu i można się naprawdę nie wyspać, bo impreza trwa cała noc. 

Dobrze jest się też zorientować, czy w pobliżu nie ma marketów (np. dyskontowych, które są też w Polsce, bo wówczas ceny są zbliżone do tych polskich) czy restauracji z jedzeniem, do którego dzieci są przyzwyczajone (na wypadek, gdyby okazało się, że lokalne im nie podchodzi). Jeśli macie dziecko, które je coś więcej niż papki, to niestety na Gran Canarii nawet w sporym Lidlu (zresztą ja nie natknęłam się w żadnym sklepie) nie nie było "słoiczków", które miałyby jakieś większe kawałki. Same takie gładkie, zmiksowane na krem. Mania ich nie chciała. Nie było też wyboru mleka. Był NAN 1 i 2. Wyższe numery już były w kartonach.

Popytajcie też, czy woda, która jest w kranie jest zdatna do picia. Na Gran Canarii powiedziano nam, że nie nadaje się nawet po zagotowaniu, więc trzeba uważać, by się nie zatruć.

U nas też była możliwość - odpłatna - zrobienia sobie prania, więc można nie pakować tyle ciuchów na rzecz wolnego miejsca, by spakować pamiątki czy lokalne specyfiki, które można przewieźć.

Bardzo istotne jest też sprzątanie. A kto myśli o sprzątaniu, gdy jest na wakacjach? I do tego z dziećmi? No właśnie. Raczej już się to wszędzie praktykuje, ale zawsze można się upewnić, że w danym miejscu przychodzi ktoś, by posprzątać i zmienić ręczniki.

Jeśli wynajmujecie samochód - zorientujcie się, czy obok obiektu jest miejsce parkingowe, i czy trzeba za niego dodatkowo zapłacić.

I miejcie przy sobie jakieś rozmówki czy słownik polsko-hiszpański/hiszpańsko-polski. W miejscach popularnych dogadacie się po angielsku, a po niemiecku to już w ogóle wszędzie (z racji mnogości niemieckich turystów), ale jak udacie się do jakiejś małej wioski, chcąc zobaczyć tamtejsze życie (a warto to zrobić), to możecie mieć problem, żeby się dogadać.

Czy wspominałam o sieście? Siesta to rzecz święta: miasteczka pustoszeją. W Las Palmas czy kurortach chyba nie ma tak źle i duże restauracje hulają, bo to dla większości Europy to jednak pora obiadowa, ale ulice cichną i jeśli upał Wam tak nie daje popalić (a prócz kilku turystów, nie spotkacie nikogo) to idealny czas na zdjęcia klimatycznych uliczek.

A oto kilka zdjęć. Oczywiście, znacie mnie już: nie zobaczycie nas na nich, ale może zachęci Was do podróży w tamto miejsce? Gran Canaria to nie tylko plaże, serio :)

Lasek palm w Maspalomas; w drodze na plażę.

Na południu pola golfowe mieszają się z kamienisto-pustynnym krajobrazem.
Na południu w Puerto Rico są głównie takie miejsca
Puerto de Mogan - kwiecista wenecja, kwiaty mają dokładnie takie kolory, obłędne
Kręte drogi - kiedy nie korzysta się z autostrad; przed zakrętem trzeba trąbić, że się jedzie

Wąwóz Fataga; w drodze do Fatagi
Fataga; rzut na miasteczko, które wciąż jest uznawane za to "typowo Kanaryjskie", z tradycyjnym wyglądem ulic itd.

Fataga; każdy dom jest podpisany, kto w nim mieszka ;)


Nie wiem, czy to wszystko. Tyle na ten moment potrafię sobie przypomnieć. Jeśli ktoś miałby pytania w kwestii samej Gran Canarii, chętnie odpowiem, chociaż z pewnością nie jestem ekspertem. My spędziliśmy tam tydzień i jak dla mnie tydzień z dwójką małych dzieci, to maks. Jeśli macie okazję być tam bez dzieciaków, to z pewnością można wycisnąć więcej, atrakcji nie brakuje (i dla dorosłych i dla starszych nieco dzieci).


Napiszcie, czy macie własne doświadczenia z podróżowaniem z dziećmi. A może macie jakieś inne sprawdzone "triki", które działają na maluchy, by zniosły każdą podróż?

2 komentarze:

  1. Wrócę jeszcze do tego wpisu na spokojnie, jeśli kiedyś zdecydujemy się na Wyspy Kanaryjskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! A Wyspy są warte, żeby na nie pojechać. Tylko trzeba sobie sprawdzić różne wyspy, bo to nie wszystko jedno, na którą się jedzie - że niby wszystkie takie same :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric