czwartek, 26 stycznia 2017

Wesoły Ryjek i zima - Wojciech Widłak (Agnieszka Żelewska)



Kupiłam tę książeczkę wraz z tymi mrozami, które w telewizji nazwano "zimą stulecia". I ucieszyłam się, bo - mimo że zmusiłam pośrednio listonosza o doręczenie jej - książka okazała się strzałem w dziesiątkę. Zima, a ja i Buńka, pod kocykiem z domowym jabłkowym kisielem w dłoni, czytamy Ryjka. Obok nas na podłodze turla się Maniula i widzę, że dorwała się do okładki jednej z kartonowych książeczek, które widziały już niejedne dziąsła. eR czyta jakąś sensację. W tle jakaś muzyka świąteczna. No, bajka.




Ale zanim cała ta sielanka się odbyła...
Bu pokręciła nosem na ilustracje.
- Eee... takie lysunki to tata lobi. - Ona i to jej "l" zamiast "r".

Przyjrzałam się im uważniej i stwierdziłam, że to taki właśnie ma być styl: jakby ktoś to sam namalował tuż przed rozpoczęciem wspólnego czytania. Uznałam, że to fantastyczny pomysł. Ale Bu z tych, co bez końca przeglądają Martynkę. Styl ilustracji (zdjęcia i recenzja tutaj) jest taki realistyczny, że proste ilustracje naśladujące rękę rodzica nie robią wrażenia.

No, ok, przyjęłam do wiadomości, ale się nie poddaję:
- Wiesz, ale ta książeczka jest o zimie.
- O zimie...? - Jakoś jej ta myśl nie porwała.
- O tym, że czasami jej nie ma, kiedy jest potrzebna i trzeba jej poszukać, żeby przyniosła śnieg - zachęcam.
- Hm... - Przechyla głowę w bok i ostentacyjnie pokazuje mi, jak to się zastanawia
- Są tam też Święta i choinka...
- To ja chcę czytać - zdecydowała.



I tak się zaczęło czytanie. Bu śmiała się z rzucania śnieżkami i rzucania okiem ("Pfff...! Rzuca okiem, mama? Ale to śmieszne!") i jak to Ryjek chciał ubierać choinkę, bo w sklepach grały już piosenki świąteczne i wystawy sklepowe całe były w świątecznych nastrojach. Śmiała się jeszcze bardziej, kiedy przypomniałam jej, że ona też od dawna wypytywała mnie o choinkę.

Skończyło się tym, że na raz przeczytałyśmy całą. Nawet zaczęłyśmy od początku, lecz po chwili Bu przypomniała sobie, że ona teraz będzie malować farbami.




Oczywiście ja uwielbiam takie ilustracje. Ale to ja. Moje dziecko woli Martynkę. Nie przeskoczę tego. Grunt, że przynajmniej nie rezygnuje przez nie z czytania. Czy innym dzieciom się spodobają? To zależy, czy dziecko lubi taką naturalna grafikę ręcznego rysunku, czy woli styl... nazwijmy go... fotograficznej precyzji. Tekst jest świetny, chociaż odnosiłam wrażenie, że gry słowne tylko u Buńki budziły śmiech (no, bo jak tu rzucić okiem), bez zrozumienia. Ale może i na to przyjdzie czas.

Bo Ryjek, jeśli nie wiecie (chociaż raczej wiecie, nie mam złudzeń) jest bohaterem całego cyklu książeczek. To prosiaczek, który dzieli się z nami swoim prosiaczkowym (ale jednak dziecięcym!) sposobem myślenia. Młody czytelnik odnosi wrażenie, że czyta jego pamiętnik, w którym pokazuje swój tok myślenia skonfrontowany później z myśleniem dorosłych (poprzez zabieg z gatunku: "tata później wyjaśnił, że..."). Momentami miałam wrażenie, że autor zbliża się do Mikołajka, będąc małym, pierwszoosobowym narratorem. I robi to świetnie. Nie sposób się nie uśmiechnąć.

Nie nastawiajmy się jednak, że Ryjek to postać, która będzie miewać podobne dylematy i problemy, co dziecko. To nie ten kierunek. Te bajeczki uczą, ale nie w ten sposób. Ryjek ma swoje przygody, ale wartości, jakie dziecko (przy pomocy rodzica) z nich wyciągnie są uniwersalne. I to jest bardzo cenne.




To zdecydowanie niezwykła książeczka a przy tym bardzo mądra. Takie kilkuletnie dziecko czytając Ryjka z powodzeniem przekuje swoją porażkę w sukces. Miały być narty i śnieg? Nie było. Ale było co innego. Spostrzeganie dobra tam, gdzie ono po cichu sobie siedzi i nie dopomina się o rozgłos, jak niepowodzenia, które krzyczą rozczarowaniem ze złością. I oczywiście obrażają się na cały świat. Najlepiej jeszcze w taki sposób, by ten świat się o tym dowiedział. A w tym wszystkim jest to ciepła książeczka o tym, że może być pięknie nawet, kiedy jest niedoskonale; że może być szczęśliwie, kiedy los akurat płata nam figle i krzyżuje plany. Czu muszę dodawać, że niektórzy dorośli też powinni się czegoś od Ryjka (lub jego rodziców) nauczyć? Niektórym bardzo by się to przydało.



Przeczytałam z Buńką tę książeczkę i od razu pomyślałam, że narobiłabym pierogów.
Tylko przypomniałam sobie, że Bu nie lubi pierogów. Rozmrożone borówki zgniotłam i zjedliśmy je łyżką. Mieliśmy po nich jagodowe uśmiechy. A za oknem mróz i środek zimy, generalnie.


PS. A na końcu - niespodzianka! Przepis na pierniczki według mamy Ryjka! :)


Moja ocena: Polecam na pograniczu z bardzo polecam. Tylko przez ilustracje, które - mimo wszystko - nie były dla mnie, a dla Bu. A jej nie przypadły do gustu. To trafne określenie, bo każde dziecko ma inny gust. Wystarczy przepatrzeć zdjęcia i zdecydować, czy dziecko polubi je, czy nie. Teksty o Ryjku, z którym tak fantastycznie dziecko może się utożsamić są rewelacyjne. Dla nich warto zaryzykować.


Tytuł: Wesoły Ryjek i zima
Autor: Wojciech Widłak (ilustracje: Agnieszka Żelewska)
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2015
ISBN: 9788380081307
Oprawa: twarda, kartki błyszczące
Liczba stron: 48

2 komentarze:

  1. Dobrze, że Bu w końcu przekonała się do tej książki. Ryjek jest taki uroczy, że koniecznie muszę poznać jego przygody. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się tak właśnie wydawało: poczciwina taka, że naprawdę! :) A przy tym mądry z niego prosiaczek :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric