10 czerwca 2016 r.
Piatek
Mania: 56 dni (1 miesiąc i 25 dni)
Buńka: 2 lata i 7 miesięcy i 24 dzień
Waga: 61 kg
Pogoda: Pół na pół. Ale jest przyjemnie: lekki wiaterek, temperatura z tych moich ulubionych, 22*C i czasem słonka połaskocze w policzek.14:49
W końcu oderwałam się od Mańki. Dziś jakiś szczytowy dzień skoku rozwojowego, bo taka "mamula" się dzisiaj zrobiła, że nie sposób było jej położyć - spała tylko u mnie na rękach. Po 6 nieudanych próbach odpuściłam i godzinę oglądałam intrygę według Agathy Christie, Poirot. Z myszką troszeczkę, ale nadal fajnie się to ogląda.
Pora stanąć oko w oko z kolejnym wyzwaniem, chrzcinami Maniuli. Myślimy już o nich od dwóch tygodni, ale myślenie jeszcze samo z siebie niczego nie załatwiło, więc czas najwyższy wziąść i to załatwić. I mieć to z głowy. Takie przyjęcia nie specjalnie budzą we mnie entuzjazm. Chociaż na pewno budzą inne (i całkiem silne) emocje. Stwierdziłam, że w sytuacji, kiedy mamy tak liczną najbliższą rodzinę (25 osób), to trzeba się wymiśkować z organizowania chrzcin w domu. Mania ma kolki i byle co ją rozdrażnia. A ruch, szum i gwar to topowe czynniki rozdrażniające. Jeśli zacznie się denerwować, najwyżej zapakuję się do domu, gdzie będzie się mogła spokojnie wyciszyć. A jeżeli organizowałabym przyjecie w domu, to gdzie poszłabym się wyciszyć? Przecież nie wstanę i nie powiem: "Cisza! Albo won mi skąd!". Chociaż byłoby to kuszące, nie powiem. Sama nie lubię uczestniczyć w takich radosnych spotkaniach. Za dużo wszystkiego. Zresztą to, co organizujemy (obiad a potem deser z kawą) to nie żadne przyjęcie. Po prostu wygoda i komfort psychiczny, że przynajmniej tym nie będę się przejmować. Już i tak zakładam, że trzeba będzie wznieść się na wyżyny swojej cierpliwości i spokoju. Cicha kawiarnia, smaczne jedzenie, trzynaście dzieciaków i bieda Mania, którą każdy chce przez chwilę ponosić. To trzeba przetrwać. I mieć za sobą.
A jakie Wy macie doświadczenia z chrzcinami? W domu? W knajpie? Z rodziną? Ze znajomymi? Szalejecie czy skromnie?
My robimy za dwa tygodnie, oczywiście w knajpie, bo w mieszkaniu nie mam miejsca:). Tylko najbliższa rodzina i tym razem się tak złożyło, że robimy wspólnie z moją siostrą bo rodziła 10 dni przede mną :).
OdpowiedzUsuńChciałabym powiedzieć: u nas też kameralnie, ale sama najbliższa rodzina to 30 dorosłych osób ;/
UsuńAle fajnie, że razem robicie :) gdybym miała taką możliwość (nawet z przyjaciółką) też bym robiła. I dzieciaczki w tym samym wieku - ale się będą dogadywać! :D
Nie mam doświadczeń więc się nie wypowiem :)
OdpowiedzUsuńAle jeśli chodzi o inne imprezy, to często koszty finansowe są podobne (dom a restauracja) więc biorąc pod uwagę komfort wybrałabym jakiś lokal.
Żebyś wiedziała! Koszty podobne, ale w domu masz stres, komplikacje w podaniu ciepłego posiłku na raz, dbanie o napoje, obsługa... a do tego dziecko, wokół inne dzieci... i okazuje się, że stres to koszty ponad nasze nerwy. Dlatego nie miałam wątpliwości, że będzie w knajpie. Ale żadne szalone przyjęcia, niczym weselne. Nie podoba mi się ta tendencja w prześciganiu się na bardziej szykowne imprezy, więc tylko tak, by lokal zastąpił to, co zrobiłabym w domu.
UsuńU nas Chrzciny były zawsze skromnie. Tylko naj, najbliższa rodzina, choć przyjmowała gości w małych restauracyjkach. Z doświadczenia wiem, że warto korzystać z dwudaniowego obiadu, kawy i ciasta, ewentualnie, przy rozrzutności można zaproponować ciepłą kolację, ale zimna płyta każdorazowo pozostawała nietknięta
OdpowiedzUsuńU nas też tylko naj, naj. To znaczy z rodzeństwem, ale oni już wszyscy (bez 2 osób) mają rodziny i dzieci...
UsuńMy bierzemy przystawkę, obiad (2 dania, dla dzieci inne), kawę z ciastem i lody. Ale kolacji już nie chcę robić, bo dziec trzeba myć i wyciszyć, bo będzie problem z zaśnięciem po takich wrażeniach..., a my robimy wczesnym popołudniem.
Lokal - przy 1 dziecku robiliśmy w mieszkaniu, ale pomagała nam prababcia, trochę spięć przy tym było, np. ziemniaki kazała przywozić od siebie z domu, bo u nas niedobre (50 km), nie była na Mszy, bo pilnowała pieczonych kurczaków.. Przy drugim nawet się nie zastanawiałam i zamówiłam lokal, obiad i deser dla najbliższej rodziny. Nikt się nie czepiał, każdy przyszedł na gotowe, ale mógł też spokojnie porozmawiać, starsze dziecko wymagało już uwagi więc babcie się z nim bawiły na zmianę. A finansowo podobnie - polecam lokal
OdpowiedzUsuńWłaśnie widzę, że większość osób stawia na lokal. Zwłaszcza, jeśli miały wątpliwą przyjemność organizowania chrzcin w domu. Pamiętam tę histerię, kiedy mój brat miał chrzciny. Miałam 14 lat a i tak mam "traumę" :)
UsuńJa chrzciny wyprawiałam w domu - jeden wielki stres. Cieszę się, że mam już to za sobą.
OdpowiedzUsuńJa już drugi raz urządzam w lokalu. Kameralnym i swojskim, z dobrym jedzeniem. Jest sporo rzeczy, którymi się będę wówczas stresować. Po co jeszcze tym. Współczuję. Ale też człowiek uczy się na błędach... :)
Usuń