Zawsze obawiałam się amerykańskich książek (szczególnie beletrystyki), w których wiara i religia odgrywają dużą rolę. Zazwyczaj zaczynają się dobrze, pomysł jest trafiony, ale pod koniec ta epatująca religijność zaczyna męczyć. I zamiast książki, która jest życiowa (w końcu religijność jest bardzo życiowa) mamy sztuczny twór oderwany od rzeczywistości, gdzie nikt nie wstydzi się mówić o swej wierze, a na końcu wszyscy, którzy mogą, nawracają się. Mam alergię na tego typu literaturę. Zwłaszcza, że jestem osobą wierzącą.
Zaintrygowała mnie, przyznaję, "Zwyczajna łaska" Williama Kenta Kruegera od Wydawnictwa Dreams. Światowy bestseller, chociaż z wiarą w tle. No i na dodatek w opisie przeczytałam jeszcze: "To niedająca o sobie zapomnieć powieść o wielkiej cenie mądrości i łasce Boga, która przetrwa wszystko." Zadrżałam. Brać czy nie brać? Ale opis samej fabuły mnie zaciekawił. Machnęłam więc ręką i zaryzykowałam.
Zaczęłam czytać.
Szybko okazało się, że książka idealnie łączy elementy obyczajowe, kryminalne i psychologiczne. A dzięki temu jest spójna. To coś zdecydowanie więcej niż może się na początku wydawać.
Głównym bohaterem jest nastolatek, Frank Drum, wychowujący się w rodzinie pastora na amerykańskiej prowincji. Ma starszą, utalentowaną muzycznie siostrę, jąkającego się brata, ale w zasadzie - rodzina, jak rodzina. Ma swoje lepsze i gorsze momenty. W tym wszystkim jest jeszcze naturalna obecność Boga w życiu chłopaka, który generalnie akceptuje ten fakt: jest to dla niego naturalne. Tymczasem przychodzi paskudnie gorące i duszne lato 1961 roku...
Frank opowiada tę historię z perspektywy już dorosłego mężczyzny, niejednokrotnie komentując swoje ówczesne szczenięce zachowanie. I robi to całkiem obiektywnie. Zaczyna dostrzegać współzależności między wydarzeniami a zachowaniami ludzi, chociaż stara się nie uprzedzać faktów.
Jakich? Otóż to właśnie lato przynosi tyle trudnego doświadczenia na barki naprawdę bardzo młodego chłopaka, że niejeden dorosły by się mógł złamać. Najpierw jedna tragedia, potem kolejna i kolejna: śmierć w zasadzie poczuła się tam dość swobodnie. I jakby tego było mało, rodzina pogrąża się w kryzysie, który wydaje się być nie do przezwyciężenia. Dziecko zamiast mieć czas na dorastanie, aby przetrwać, musi dorosnąć szybciej, niewinność schować do tylnej kieszeni serca i zmierzyć się z tym, jak krucha potrafi być relacja między ludźmi, kiedy w grę wchodzą prawdziwe "problemy dorosłych".
A my mamy możliwość patrzenia na te wydarzenia oczami dziecka i dorosłego równocześnie.
Uważam, że ogromnym plusem jest rewelacyjne przedstawienie czasu i miejsca tej historii. Wtapiamy się w ówczesną rzeczywistość i możemy dowiedzieć się, jak wówczas żyło się w Stanach na prowincji. Jak wyglądało życie przeciętnej niezamożnej rodziny. Książki nieczęsto oferują nam poznanie codzienności lat 60 w USA, więc jest to naprawdę cenne.
Poza tym książkę czyta się lekko, bo autor ma świetne, sprawne pióro. Więcej: mimo opisów zdarzeń naprawdę... trudnych ma w sobie tyle subtelności, że nas nie rażą. Postacie są dobrze nakreślone, chociaż nie zawsze zachowują się tak, jakbyśmy to przewidzieli. I w każdej z nich znajdziemy coś, co nam przeszkadza, ale dzięki temu postacie są autentyczne. Mimo lekkości warsztatowej, czuć ciężar fabuły, jakby pewne napięcie. Wiemy, że nie skończy się na jednej tragedii, kibicujemy rodzinie, by się pozbierała, a ona się na naszych oczach rozpada. I nie możemy zrobić nic. Tylko patrzeć, jak chłopak walczy z przeciwnościami losu. Z drugiej strony widzimy też, jak się zmienia, jak ostatecznie dostrzega w tym wszystkim palec Boga i co z tym robi. Czy wyrzuca mu "Gdzie Ty jesteś? Widzisz to i pozwalasz, by się działo?!" czy może przyjmuje z pokorą. A może jedno i drugie?
Warto zwrócić uwagę na tytuł - bardzo trafiony - "Zwyczajna łaska". Dopiero po przeczytaniu całości, przeżyciu jej, możemy go zrozumieć. Tak dojrzałe podejście do życia, jakie autor chce nam pokazać sprawia, że i my zaczynamy patrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Tej bardziej wrażliwej, która pomoże nam prawdziwie docenić, co mamy i dziękować za to, czego nie mamy. Po przeczytaniu tej książki czułam w sobie wiele sprzecznych emocji i uczuć. Czy doświadczenia, które nas uczą życia, sprawiają, że jesteśmy lepszymi ludźmi to właśnie te, które chcemy przeżyć, czy może powinniśmy się cieszyć, że nam tego oszczędzono, ale i nasze życie duchowe, wewnętrzne na tym traci...?
Co do samej wiary obecnej w tej książce, muszę przyznać, że autor naprawdę znalazł złoty środek. Do samego końca kwestia wiary i religijności jest bardzo naturalna i ludzka, że aż swojska. Więcej: nie wyobrażamy sobie, by mogło jej nie być. Jest integralnym elementem książki. I zero "przesadyzmu".
Moja ocena: Bardzo polecam. Książka jest sprawnie napisana, łączy ze sobą kilka gatunków i dzięki temu jest bardziej złożona. W swym charakterze uniwersalna i dojrzała. Mądra. I naprawdę może zmienić patrzenie na świat. Dla każdego, kto od książki wymaga czegoś więcej niż taniej sensacji czy lekkiej "obyczajówki".
Zaczęłam czytać.
Szybko okazało się, że książka idealnie łączy elementy obyczajowe, kryminalne i psychologiczne. A dzięki temu jest spójna. To coś zdecydowanie więcej niż może się na początku wydawać.
Głównym bohaterem jest nastolatek, Frank Drum, wychowujący się w rodzinie pastora na amerykańskiej prowincji. Ma starszą, utalentowaną muzycznie siostrę, jąkającego się brata, ale w zasadzie - rodzina, jak rodzina. Ma swoje lepsze i gorsze momenty. W tym wszystkim jest jeszcze naturalna obecność Boga w życiu chłopaka, który generalnie akceptuje ten fakt: jest to dla niego naturalne. Tymczasem przychodzi paskudnie gorące i duszne lato 1961 roku...
Frank opowiada tę historię z perspektywy już dorosłego mężczyzny, niejednokrotnie komentując swoje ówczesne szczenięce zachowanie. I robi to całkiem obiektywnie. Zaczyna dostrzegać współzależności między wydarzeniami a zachowaniami ludzi, chociaż stara się nie uprzedzać faktów.
Jakich? Otóż to właśnie lato przynosi tyle trudnego doświadczenia na barki naprawdę bardzo młodego chłopaka, że niejeden dorosły by się mógł złamać. Najpierw jedna tragedia, potem kolejna i kolejna: śmierć w zasadzie poczuła się tam dość swobodnie. I jakby tego było mało, rodzina pogrąża się w kryzysie, który wydaje się być nie do przezwyciężenia. Dziecko zamiast mieć czas na dorastanie, aby przetrwać, musi dorosnąć szybciej, niewinność schować do tylnej kieszeni serca i zmierzyć się z tym, jak krucha potrafi być relacja między ludźmi, kiedy w grę wchodzą prawdziwe "problemy dorosłych".
A my mamy możliwość patrzenia na te wydarzenia oczami dziecka i dorosłego równocześnie.
Uważam, że ogromnym plusem jest rewelacyjne przedstawienie czasu i miejsca tej historii. Wtapiamy się w ówczesną rzeczywistość i możemy dowiedzieć się, jak wówczas żyło się w Stanach na prowincji. Jak wyglądało życie przeciętnej niezamożnej rodziny. Książki nieczęsto oferują nam poznanie codzienności lat 60 w USA, więc jest to naprawdę cenne.
Poza tym książkę czyta się lekko, bo autor ma świetne, sprawne pióro. Więcej: mimo opisów zdarzeń naprawdę... trudnych ma w sobie tyle subtelności, że nas nie rażą. Postacie są dobrze nakreślone, chociaż nie zawsze zachowują się tak, jakbyśmy to przewidzieli. I w każdej z nich znajdziemy coś, co nam przeszkadza, ale dzięki temu postacie są autentyczne. Mimo lekkości warsztatowej, czuć ciężar fabuły, jakby pewne napięcie. Wiemy, że nie skończy się na jednej tragedii, kibicujemy rodzinie, by się pozbierała, a ona się na naszych oczach rozpada. I nie możemy zrobić nic. Tylko patrzeć, jak chłopak walczy z przeciwnościami losu. Z drugiej strony widzimy też, jak się zmienia, jak ostatecznie dostrzega w tym wszystkim palec Boga i co z tym robi. Czy wyrzuca mu "Gdzie Ty jesteś? Widzisz to i pozwalasz, by się działo?!" czy może przyjmuje z pokorą. A może jedno i drugie?
Warto zwrócić uwagę na tytuł - bardzo trafiony - "Zwyczajna łaska". Dopiero po przeczytaniu całości, przeżyciu jej, możemy go zrozumieć. Tak dojrzałe podejście do życia, jakie autor chce nam pokazać sprawia, że i my zaczynamy patrzeć na swoje życie z innej perspektywy. Tej bardziej wrażliwej, która pomoże nam prawdziwie docenić, co mamy i dziękować za to, czego nie mamy. Po przeczytaniu tej książki czułam w sobie wiele sprzecznych emocji i uczuć. Czy doświadczenia, które nas uczą życia, sprawiają, że jesteśmy lepszymi ludźmi to właśnie te, które chcemy przeżyć, czy może powinniśmy się cieszyć, że nam tego oszczędzono, ale i nasze życie duchowe, wewnętrzne na tym traci...?
Co do samej wiary obecnej w tej książce, muszę przyznać, że autor naprawdę znalazł złoty środek. Do samego końca kwestia wiary i religijności jest bardzo naturalna i ludzka, że aż swojska. Więcej: nie wyobrażamy sobie, by mogło jej nie być. Jest integralnym elementem książki. I zero "przesadyzmu".
Moja ocena: Bardzo polecam. Książka jest sprawnie napisana, łączy ze sobą kilka gatunków i dzięki temu jest bardziej złożona. W swym charakterze uniwersalna i dojrzała. Mądra. I naprawdę może zmienić patrzenie na świat. Dla każdego, kto od książki wymaga czegoś więcej niż taniej sensacji czy lekkiej "obyczajówki".
Tytuł: Zwyczajna łaska
Autor: William Kent Krueger
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2016
ISBN: 9788363579692
ISBN: 9788363579692
Oprawa: miękka
Liczba stron: 404
Liczba stron: 404
Recenzja powstała dzięki uprzejmości Wydawnictwa Dreams:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!