czwartek, 19 stycznia 2017

19 stycznia - że ja? że cholesterol?




19 stycznia 2017 r.
Czwartek 




Mania: 9 miesięcy i 4 dni
Bu: 3 lata, 3 miesiące i 3 dni (fajnie, co?)
Waga: Nie wiem. Po ubraniach nie widzę zmian.
Pogoda: Dziś wyszło słońce, więc trochę jakby mniej śmierdziało na polu dymem. Ale mrozik był.




22:04


Mania chora. Od poniedziałku zakatarzona jak fiks. Ale nie ma temperatury. Tylko takie chore oczka i rumieńce. Jest żywa i w miarę ma apetyt, więc chyba po prostu źle znosi zakatarzone klimaty. Podejrzewam też, że od zeszłego weekendu trwa sok rozwojowy. Buczy za mną jak tylko zniknę. Gorzej śpi w dzień, wieczorami nie ma opcji, by usypiał ją ktoś inny. Nie wiem, co będzie w sobotę, kiedy to mamy pójść na imprezę, na którą umawiamy się od dwóch miesięcy. Nie wiem, ale na razie o tym nie myślę. Bo myślę o czymś innym.

Ostatnio kiepsko u mnie ze wszystkim. Z nerwami, z psychiką, z dietą, z ruchem, z energią... Kiepsko i nie ma widoków, by szło ku lepszemu. 

- Idź, zrób badania - powiedział eR. po tym, jak dzień wcześniej o mało co nie zasłabłam przy zmianie pościeli, a potem przed Biedrą. 
No to poszłam. I od razu z góry na dół: mocz, morfologia, glukoza, potas, żelazo, jonogram, na wątrobę, cholesterol i cytologia. Oczywiście nie z krwi, wiadomo. 

Dziś wyniki. Odebrał eR.:
- Dobre masz wszystkie - skrótowo przedstawił sprawę przez telefon. 
- To spoko. 


A potem w domu patrzę: super, niby wiele w dolnej normie. W zasadzie na pograniczu, ale wiadomo, że te normy trzeba traktować jak pewne wskazówki do odczytu badań. Ale ok. Tylko patrzę na ten cholesterol i myślę, że to chyba i tak dużo, jak na mnie. Co prawda zrobiłam tylko ten całkowity i nie wiem, jak udział ma w tym ten "zły", ale mimo wszystko. 

Bo przecież ja, zdrowo się odżywiająca, nieznosząca smażonego, tłustego, głównie warzywa, owoce, duża różnorodność... A tu taki zgrzyt. Aż eR. się zaśmiał, że jemu kazałam na złamanie karku lecieć i robić, bo można być chudym ale z powodu złej i tłustej diety mieć podwyższony cholesterol. No to poleciał. I ma mniej niż ja o 0.50 mmo/L. 

Wkurzyłam się. I od razu w internety: Już mi tu podać inne przyczyny! - krzyczę w ekran. No i mam winowajcę. Brak ruchu i hektolitry kawy. I wtedy też lepiej zastanowiłam się nad swoją dietą ostatnich miesięcy. Niestety mało w niej było konkretów. Głównie ciastko na obiad, jogurt, czasem jakiś owoc, jak mnie natchnęło i - powiedzmy - w sumie 2 kromki chleba z masłem. A główny płyn? Kawa. No i umówmy się, przy dziecku nie ma takiego ruchu, jaki daje sport. A też męczy. 

No i niby mam dobrze w normie, ale za dużo jak na mnie. Po prostu. I od razu postanowienie. Nawet, jak nie mogę patrzeć na normalne jedzenie, czas zamienić chociaż kawę na wodę. Może ciepłą, bo w zimie picie zimnej wody mnie odpycha. Albo herbaty owocowe, o! Ale kawę muszę sobie raz dziennie zapodać na podniesienie ciśnienia. Ok, zrezygnuję też z ciastka na obiad.


A Wy jak tam, badacie się regularnie? Od wielkiego dzwonu, czy w ogóle w natłoku spraw zapominacie? No i jak Wasz cholesterol, zwany u mnie w rodzinie "cholerosterolem" :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric