16 stycznie 2016 r.
Sobota
Ciąża: 28 tydzień, 2 dzień
Waga: 64,5 kg
Pogoda: Pada śnieg. Zamaszyście zawiewa, pokrywając szybko wszystko dokoła. I tak, śniegu wystarczyło na bałwana.
13:07
Wczoraj mieliśmy gości. Jak zwykle eR. świetnie czuje się po alkoholu. Świetnie do kwadratu. I oczywiście nie mogłam go dobudzić w nocy, kiedy mała płakała. Więc co? Więc musiałam wstawać do niej sama. Jak się to skończyło? Dziś zdycham, płaczę i z trudem przypominam sobie jak się nazywam.
Co prawda Bulinka nie zrobiła histerii jak w sylwestra, ale czy ja tu komuś narzucam abstynencję? Nie, tylko trzeba być odpowiedzialnym i brać pod uwagę fakt, że takie małe dzieci w nocy się budzą. A jak się ma ciężarną żonę, to tym bardziej!
Więc jestem nie tylko zmęczona, ale i zła. Nie spałam chyba do czwartej trzydzieści, bo kilka wycieczek do łóżeczka zrobiło swoje. A wcześniej oczywiście to ja musiałam ją uśpić, chociaż eR. zarzekał się, że nie muszę się o nic martwić, że on ją uśpi. Niestety nie postarał się. Mała zapłakała dwa razy i poddał się.
Mimo wszystkich swoich zalet ta jedna wada doprowadza mnie do szału. Bo on nie czuje, że coś jest nie tak. To ja zawsze w takiej sytuacji przesadzam. I to ja nigdy nie doceniam [sic!], że to on nie imprezuje co drugi dzień. Serio?!
13:18
eR. mimo wszystko rano nie był taki skacowany i posłusznie - chociaż bez niepotrzebnego w jego mniemaniu "przepraszam, że wczoraj znów się przyczyniłam do tego, jak się dziś czujesz" - zajmował się małą, posprzątał po wczoraj i sprawnie zrobił jej śniadanie ("Jajo, tatuś!")
Gdzieś kwadrans po dwunastej zabrał dziecko na śnieg, ulepili uroczego bałwana i pogonili w śniegu.
Właśnie dostałam cynk, że są u babci i będą do pół godziny. Potem rozmrożona zupa kalafiorowa, bo przecież nie jestem w stanie zrobić zupy, którą miałam zamiar. Może jutro. A po zupie Jagódka może pójdzie spać, wygoniona na świeżym powietrzu. I jakoś do tej wpół do czwartej przetrwamy.
13:26
O, matko... nawet w samotności i ciszy źle znoszę ten ból. Promieniuje do nóg i przez to czuję się koszmarnie zmęczona, to znaczy moje mięśnie, jakbym ich pół nocy używała. A przecież leżałam!
Wczorajsza wizyta w szpitalu mnie uspokoiła. Z dzieckiem wszystko w porządku, a to uczucie parcie wynika z przeciążenia. I prawdopodobnie nie bez znaczenia są jakieś bóle nerwowo-mięśniowe. Na nie nie mam wpływu, ale to przeciążenie nastąpiło w sylwestra. Olśniło mnie w nocy. Przecież od tego momentu mam nie mogę dojść do siebie i boli mnie w dole brzucha. Bałam się wtedy, że coś z dzieckiem jest nie tak. I niestety do się będzie wlekło do samego końca. Poród będzie trudniejszy. A eR. wtedy tak się ze mną kłócił, jak mu się to należy i nie zamierza mnie przepraszać, bo przesadzam. Na samo wspomnienie tamtej nocy i kolejnego, koszmarnego dnia chce mi się płakać, a nie chcę, bo mnie potwornie pieką oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!