niedziela, 8 maja 2016

Połóg - jak może cię niemile zaskoczyć


6 maja 2016 r.
Piątek




Połóg. Cóż za okropnie brzmiące słowo. Niby pochodzenie wręcz narzucające się to po prostu "łoże" - chodzi o "położenie się", "oszczędzanie" po porodzie. Co z tego, kiedy "położnica" brzmi jakoś tak ... średniowiecznie. Nie wspominam już nawet o fonetycznym skojarzeniu z "nałożnicą"...

Co to jest połóg?

Nic innego, jak okres 6-8 tygodni od porodu, w którym to czasie kobieta wraca do formy sprzed ciąży. A przynajmniej takie jest założenie. Większość zmian, które zachodzą w ciele kobiety podczas ciąży - cofa się. O to chodzi. 

Trochę historii - od historyka

Jako żem historyk z wykształcenia, nie byłabym sobą, gdybym nie zaglądnęła w historię tego zjawiska. Przyznam, że ciekawa sprawa z tym połogiem kiedyś była. 

Dawniej połóg nie był związany jedynie z fizycznością, jak obecnie. Był okresem bardzo ważnym dla kobiet. Wierzono, że odseparowanie świeżo upieczonej matki wraz z noworodkiem od reszty świata pomaga uchronić oboje przed Złem, mówiąc najogólniej. Poza tym odosobnienie zapewniało ochronę przed zarazkami z zewnątrz. Nie zdawano sobie z tego sprawy, ale na tym właśnie polegała ta mądrość ludowych zwyczajów. Oczywiście kobieta była bardzo osłabiona, dużo leżała i miała ogromny problem z ogarnięciem rzeczywistości. Dlatego mogły ją odwiedzać znajome, bliskie kobiety i pomagać jej. Szybko to jednak przerodziło się w uczty (nie stroniono od alkoholu), które dziś najlepiej odzwierciedlałoby słowo "biba", czyli nieskromna impreza z grubiańsko żartującymi i pijącymi na umór biesiadującymi. Coś, jak odpowiednik "pępkówki", którą obecnie często organizuje świeżo upieczony ojciec. 

Po zakończeniu połogu kobieta uroczyście przestępowała próg domu (tzw. wywód) i szła do kościoła ochrzcić dziecko. Nie zapominajmy też, że kiedyś była astronomicznie wysoka śmiertelność kobiet w połogu oraz noworodków. Po czasie 6-8 tygodni szanse na przeżycie obu wzrastały i można się było w końcu "pochwalić" urodzeniem dziecka i samym dzieckiem. Trochę to asekuranckie, ale z drugiej strony zrozumiałe: pochwalić się, a później grzebać jedno z dwojga...? Cóż, średniowieczni ludzie mieli grubą skórę, nie da się ukryć. 

Urodziłaś, ale to nie koniec dolegliwości...


Jeśli sądzisz, że wraz z porodem wszystko, co dokuczało w pod koniec ciąży, zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, no cóż, jesteś w ogromnym błędzie. Wszystko, co zniknie, to twój ogromny brzuch. Nawet nie oznacza, że zniknie całkiem...

Zmęczenie kontra mobilizacja

Wiesz, że poród to generalnie ból i wysiłek, jakiego nigdy wcześniej nie zaznałaś i raczej trudno będzie czemuś takiemu dorównać w przyszłości. To naturalne, że będziesz padać na twarz. Zaraz po tym, jak nacieszysz się dzieciątkiem i odświeżysz pod prysznicem. To będzie coś absolutnie nadzwyczajnego: będziesz spała bardzo głęboko, ale na dźwięk kwilącego maleństwa będziesz się zrywać, jakby to była słabiutka drzemka.

Może się jednak okazać, że z wrażenia będziesz miała problemy z wypoczęciem. Mogą ujawnić się obawy przed tym, że nie usłyszysz płaczu dziecka czy innych niepokojących rzeczy. Dziecko oddycha bardzo nieregularnie: najpierw tak, jakby biegło (nerwowo, szybko) a potem nagle przestaje, nawet na długi czas. To normalne, ale kiedy to zauważysz możesz się bać, że zapadnie w zbyt długi bezdech, podczas gdy ty będziesz smacznie spać.
 

Krwawienie

Jeśli chociaż raz zerknęłaś w stronę artykułów dotyczących porodu, na pewno już się tego spodziewasz. Będzie się z ciebie lało na potęgę. To będą tzw. odchody wraz z krwią. Najpierw schodzić będą bardzo intensywnie, potem mniej (kolor czerwono-brązowy) a na końcu będzie dość specyficzna wydzielina (odcień żółtawy). Każdy etap to gdzieś około 2 tygodni. Pocieszenie jest takie, że nie boli, jak przy okresie.


Ból

Dopiero co napisałam, że nie boli. No cóż. Nie boli jak przy okresie, ale... inaczej. To kurcząca się macica będzie ci dokuczać. Za pierwszym razem nie jakoś bardzo, ale z każdym porodem boli bardziej. Potwierdzam. Przez pierwsze dni miałam wrażenie, że rodzę po raz drugi. Zwłaszcza przy karmieniu. Ale im więcej się karmi, tym szybciej skończą się te boleści w dole brzucha...


Brzuch

A propos brzucha: to nie tak, że kiedy dziecko z ciebie wyskoczy to zaraz wróci talia osy i plaski brzuch. Przez pierwsze dni będziesz bardziej przypominać ciężarną końcem pierwszego trymestru niż położnicę (uh! znów to słowo!). A potem jak szybko brzuch się będzie kurczył to już często bardzo indywidualna sprawa. Czasem nawet pół roku trzeba czekać, a potem jeszcze wdrożyć regularne ćwiczenia, żeby brzuch mógł "wrócić na swoje miejsce".


Piersi - nawał i sutków boleści


Piersi to temat rzeka po porodzie. Często szybko zmienia się ich rozmiar (najczęściej na większy), ale najgorszy jest tzw. nawał mleczny. Przechodziłam za każdym razem. Ale o ile teraz dziecko ma apetyt (a do tego ulewa, więc szybko znów głodnieje) i pomagało mi przetrwać ten trudny czas (może potrwać aż 2 tygodnie!), o tyle za pierwszym razem było tragicznie: ból i łzy. I ogromne piersi do pasa.

Co to jest ten nawał? To nic innego jak namiar mleka wyprodukowany przez organizm. Niby natura myśli o wszystkim, to skąd ta "niedoskonałość"? No cóż: przez pierwsze dni dziecko ssąc stymuluje organizm do produkcji mleka. Od intensywności przesiadywania malucha przy piersi zależy później ilość pokarmu, którą kobieta wyprodukuje w odpowiedzi za to "zapotrzebowanie", czyli ssanie. Jeśli dziecko dużo je w pierwszych dniach, spodziewaj się nawału. Chociaż niektóre kobiety nie miewają go. I zazdroszczę im tego bardzo.

Jak przetrwać? Często karmić i odciągać minimalnie - do odczucia ulgi, tj. w momencie, kiedy poczujesz, jak napięcie piersi spada. Wiem, że kusi, by odciągnąć więcej. Ale to koło zamknięte. Im więcej odciągania (a mechanizm odciągania polega na tym samym co ssanie), tym więcej pokarmu, a nie o to chodzi przy nawale. Chodzi o to, by piersi nie pękły. I by nie zrobił się w nich jakiś stan zapalny. To, co podpowiedziała mi położna i co zmuszona byłam zastosować za pierwszym razem, to liście kapusty (schłodzone i rozbite tłuczkiem), które mają działanie ściągające. Przynoszą ulgę, serio. Czasem, jeśli nawał jest duży, można pić szałwię raz dziennie, ale obserwować piersi, bo szałwia hamuje laktację i można się pożegnać z karmieniem zamiast uregulować trudną sytuację. No i przed karmieniem trochę odciągnąć (by dziecku lepiej się jadło) i obłożyć ciepłą pieluszką (łatwiej wypływa pokarm), a także po karmieniu obłożyć okładem chłodzącym. Tyle w tej kwestii można. Ale najważniejsze to dużo karmić. A moja pierworodna nie chciała, więc i ja się mordowałam. Teraz mała ciupie równo, więc nawał udało mi się przetrwać w miarę bezboleśnie.

No i pozostała jeszcze kwestia bolących sutków, które nawet mogą krwawić. Czasami nie ma znaczenia, czy hartowałaś je wcześniej specjalnym kremem. Brodawki pękają, krwawią i bolą tak okrutnie, że trudno powstrzymać się od grymasów czy zgrzytania zębami (a tu trzeba być zrelaksowanym przy karmieniu, nie?). Mój sposób: smarowałam kremem od samego porodu. Nie czekałam, aż będą nieznośnie boleć, tylko od razu. No i zaciskałam zęby i karmiłam. Ponoć to właśnie karmienie przyspiesza gojenie i błędem byłoby odpuszczenie. Potem robią się nadwrażliwe, ale już nie bolą jak przy karmieniu.


Jadłowstręt i inne dziwactwa jedzeniowe


Jadłowstręt miałam za pierwszym razem. Co prawda jadłam w szpitalu, ale musiałam się zmuszać. Potem w domu miałam wiecznie uczucie pełności i przesytu, chociaż nie jadłam całymi godzinami. Czasem dopiero w południe jogurt i wieczorem... też jogurt. I tylko jeden rodzaj jogurtów jadłam, bo inne mi nie pasowały. Przełamywałam się, bo inaczej poszłyby mi włosy, zęby, paznokcie i cera. Ale było to bardzo ciężkie. Teraz mam inną sytuację: po karmieniu piję i jem słodkie, bo brakuje mi cukru, a potem zasycona kawałkiem ciasta nie jem pół dnia. Ostatnio musiałam się nawet sama opamiętać z takim głupim jedzeniem.

Dodatkowo teraz zmagam się z innym dziwactwem. Mam uczucie, że mam na coś ochotę. Taką potworną, że aż swędzi. Ale nie wiem, na co. Jakbym potrzebowała jakiegoś składnika, ale nie potrafię zgadnąć jakiego. Nawet nie wiem, czy chodzi o coś do picia czy jedzenia. Czasem strzelam - każę eR. kupić to czy tamto, w naszej lodówce jest wszystko, co lubię, ale to nie to. Tak dziwne, a jednocześnie okrutne uczucie. Nie polecam. Można zwariować.


Hormonalna huśtawka


A mówiąc o wariacjach, hormony znów dadzą ci w kość. Dopiero, co przyzwyczaiłaś się do nich (a raczej twój organizm), teraz znów nastąpią zmiany. Ich poziom będzie chciał wrócić do tego sprzed ciąży. Ale po drodze znów nabałaganią i wraz z w/w dolegliwościami dadzą mieszankę wybuchową. Możesz być chodzącą bombą, albo kupką nerwów, która nie przestaje płakać. Tak czy owak, możesz się zachowywać dziwnie. Oczywiście sama będziesz to tłumaczyła zmęczeniem, ale inni będą to widzieć inaczej.

Może się też zdarzyć (80% kobiet po porodzie tak ma, więc jest wysokie prawdopodobieństwo, że trafi na ciebie), że dotknie cię stan zwany baby blues. Kiedy smutki zaglądają ci w oczy bardzo często, każde niepowodzenie, płacz malucha, codzienne obowiązki, fakt, że teraz twoje życie stanęło na głowie (mimo, ze się nastawiałaś się na zmiany)... To wszystko potrafi sprawić, że byle słowo potrafi doprowadzić cię do histerycznego wręcz płaczu. Taki stan wywołują hormony, więc jest to sytuacja normalna. Wszystko zależy ile trwa taki stan (baby blues trwa kilka tygodni) i czy się nasila, czy słabnie. Jeśli się przedłuża i nasila - to znak, że być może to nie jest stan przejściowy, a depresja poporodowa i wówczas trzeba się będzie skonsultować z lekarzem.


Sikanie i tak dalej...


Wszędzie przeczytasz, że do 6 h po porodzie powinnaś się wysikać. Grubsze sprawy mają trochę więcej czasu - całą dobę. Czasem jednak ten czas się wydłuża, bo przed porodem organizm kobiety sam próbuje oczyścić sobie jelita organizując coś jak biegunkę na kilka dni przed. Stąd nawet przez 3 doby możesz nie odczuwać potrzeby opróżniania. A kobiety raczej nie zmuszają się do tego jakoś specjalnie, bo nieopodal znajduje się żywa rana. Nawet jeśli obyło się bez szycia (nie było pęknięcia ani nacinania), to jednak wystarczająco wiele się w tych okolicach wydarzyło, by traktować to miejsce jako szczególne wrażliwe.

Ta wrażliwość to nie tylko powierzchowna sprawa. Mięśnie tamtych rejonów (Koegla) są nadwyrężone (nawet jeśli ćwiczyłaś je w ciąży, poród na pewno dał im popalić) i trzeba im dać czas, by wróciły do siebie. Warto je wzmacniać ćwiczeniami. Ale zanim wszystko wróci do normy, może ci się zdarzyć, że popuścisz. To normalne, ale też krępujące, więc... można się niemile zaskoczyć, kiedy ci się kichnie.


Połóg nie jest seksowny


Po przyjściu ze szpitala masz wrażenie, że jesteś chodzący "a-seks". Nie tylko wydaje ci się, że wciąż wyglądasz, jakbyś dopiero co zeszła z porodówki, ale też tak się czujesz. Niestety mąż czy partner - by ci udowodnić, że dla niego wciąż jesteś seksbombą - musi poczekać na namiętności do końca połogu. A i czasem nawet dłużej, jeśli kobieta nadal nie czuje, że "doszła do siebie". Nie wspominam już o ochocie. Nie wszystkie kobiety chcą się kochać po zakończeniu połogu, zbyt zajęte myślami o dziecku. Z drugiej strony wiem, że są i takie, dla których ten okres wlókł się w nieskończoność i nie mogły się doczekać, kiedy "będzie już można".



A może o czymś zapomniałam? Może Wy macie jakieś swoje przeżycia związane z połogiem, które Was zaskoczyły? Może nawet pozytywnie?







6 komentarzy:

  1. Połóg dla mnie był okropnym czasem. Niemiło go wspominam.Ale chyba taka już jego uroda .
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Najbardziej po pierwszej ciąży zaskoczył mnie właśnie ten brzuch- jak to przecież urodziłam to czemu jest taki duży?- takie właśnie myśli miałam, a dziś po drugiej ciąży jest już super- nawet chciałabym tu i ówdzie trochę przybrać na wadze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe :)

      Ja nie wiedziałam po pierwszej ciąży, że brzuch zostaje. W pewnym stopniu. I zdziwiło mnie, że położna była zaskoczona: "Jak to się stało, że nie masz brzucha?" :) Wtedy w ogóle nie wiedziałam, o co jej chodziło. I kilka osób też się dziwiło. Dopiero później doczytałam, że z założenia brzuch w pewnym stopniu zostaje.

      Po drugiej ciąży brzuch zniknął po tygodniu. I w zasadzie mam prawie płaski. Co - uwaga - mnie także dziwi. Nie tylko tych, co wiedzą, że dopiero co urodziłam :)

      Usuń
  3. Najbardziej pamiętam tę obkurczającą się macicę. Brrr!
    Ciekawe jak będzie teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy mówią, że o ile rodzi się łatwiej, bo "już wcześniej przetarto szlak", tak obkurczanie się macicy daje dużo bardziej w kość. Przy każdym porodzie bardziej (a przy bliźniakach jeszcze bardziej), bo macica jest bardziej rozciągnięta i ma więcej "pracy"... Ale życzę Ci, by było znośnie :)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric