piątek, 9 czerwca 2017

Podręczniki Hogwartu od Media Rodzina [RECENZJA]

Nie, nie czytałam ich moim dzieciom. W ogóle moje dzieci są jeszcze daleko od Harry'ego Pottera. Za to stanowi on ważny element mojego dzieciństwa. To znaczy: nie on sam, osobiście, żeby było jasne.

Kiedy na rynku pojawiły się pierwsze książki o młodym czarodzieju świat oszalał. Myślę, że to całkiem trafnie odzwierciedla to, co się wówczas działo. A precyzyjniej: Potter podzielił świat młodych czytelników wręcz skrajnie. Byli ci, którzy żyli na co dzień magią stworzoną przez Rowling, autorki całej serii, i tych, którzy gardzili taką literaturą, twierdząc, że książki są generalnie słabe, niewymagające za wiele od czytelnika i raczej bez polotu.

Sama należę właśnie do pokolenia, które było świadkiem tamtych wydarzeń i czynnym uczestnikiem. Może nie należałam do skrajnych fanatyków, ale seria mnie porwała, przyznaję się bez bicia. Pomysł wydał mi się bezprecedensowy. Co prawda Tolkien czy Lewis również stworzyli swoje własne literackie światy od podstaw, ale Rowling zrobiła to na nowo, łącząc dwa żyjące równolegle świat w jednej rzeczywistości: magiczny i niemagiczny. 

A skoro książki w momencie stały się hitem, machina po prostu potoczyła się dalej w myśl zasady "kuć żelazo, póki gorące": na podstawie magicznego świata powstawały kolejne książki, film czy spektakl. Wielu fanów było zachwyconych, ale nie brakowało takich, którzy cicho mówili, iż Rowling jedzie na tym wózku trochę za szybko i wykolei się, kiedy skończą się tory. Bo ileż można. To nie studnia bez dna. Z drugiej strony masa ludzi wychowała się na tym i prócz sentymentu widzą w tym całkiem spory kawałek dzieciństwa. Trochę tak, jak ja.




Podręczniki Hogwartu wydane w Polsce przez Media Rodzina czytałam całą wieczność. A przynajmniej tak mi się zdawało. Najczęściej z braku czasu były wieczorną lekturą do poduszki, która kończyła się szybko zaśnięciem. Ale było to bardzo przyjemne zasypianie. Uwielbiam zasypiać nad książką. Czuć to przyjemnie łaskotanie za oczami. No, o ile nie zasypia się tak szybko.


W każdym razie zdecydowałam się zrecenzować książki, które weszły do księgarń jako Podręczniki do Hogwartu (Quidditch przez wieki, autorstwa niby Kennilworthy'ego Whispa, Baśnie barda Beedle'a, oraz Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć, które miał napisać Newt Skamander). Po prostu. W imię wspomnianego przeze mnie sentymentu. Warto zaznaczyć, że J.K. Rowling zdecydowała, iż wpływy z wydania Podręczników zostaną przekazane na na cele charytatywne fundacji Lumos (80%) i Comic Relief (20%), które wspierają dzieci i młodzież w trudnej sytuacji życiowej.

Baśnie barda Beedle'a

 



Baśnie barda Beedle'a, napisane ponoć właśnie przez tegoż barda, miały powstać w XV w.. O samym autorze trudno się wypowiadać mając tak szczątkowe dane jak drzeworyt. Same Baśnie miały uczyć różnych cnót, pokazać jak to dobro walczy ze złem (i wygrywa, ale trzeba się trochę wysilić, samo "nie weźmie i nie wygra") i, że magia nie służy zabiegowi z gatunku "deus ex machina"; może także wyrządzić krzywdę i czynić zło.

 I rzeczywiście tak jest. Prócz wstępu, książka zawiera pięć opowiadań i przesłanie od Georgette Mulheir, dyrektor generalnej fundacji Lumos. Mamy tu takie tytuły jak Czarodziej i skaczący garnek, Fontanna Szczęśliwego Losu, Włochate serce czarodzieja, Czara mara i jej gdaczący pieniek oraz Opowieść o trzech braciach. Muszę powiedzieć, że tytuły rozkładają na łopatki. Jak na klasykę literatury magicznej, mało poważne. Ale niebezzasadne, trzeba przyznać. Do każdej opowieści załączony jest komentarz Albusa Dumbledore'a, który był dyrektorem Hogwartu w czasach, kiedy młody Potter tam uczęszczał. Jest on świetnym uzupełnieniem każdej historii. Tylko język bardzo kolokwialny, co może być efektem sugerowanego we wstępie faktu, iż mógł on je pisać "dla własnej satysfakcji". 



Natomiast język samego tekstu baśni także jest bardzo swobodny (mam na myśli tłumaczenie; nie czytałam oryginału). Średniowieczne teksty, głównie pisane wierszem, miały zupełnie inny charakter. Generalnie dlatego, że pisane były pod oświeconych i zamożnych. Bajki dla gawiedzi - jeśli już udałoby się je napisać - nikt by nie czytał. Prosty lud nie umiał czytać. Wszystkie historie były przekazywane ustnie. A bardowie pisali ballady i wyśpiewywali je przy akompaniamencie jakiegoś instrumentu. Bard i proza? I to pisana tak nieśredniowiecznym językiem? Odzywa się we mnie historyk. Oczywiście, że książka jest delikatnie stylizowana (głównie poprzez ilustracje) na starą, bo prawdziwie średniowieczna nie sprzedałaby się.

Czy to przeszkadza? Historykom będzie. Ale poza tym, to naprawdę przyjemnie napisana książka dla dzieci z dziwnymi, czarodziejskimi bajkami. Rowling zrobiła dużą robotę, wymyślając te bajki. Mają zachowany charakter pradawnych baśni i mentalność bohaterów jest zbliżona to tych w mugolskich bajkach. Są spójne i bardzo równe: nie bardziej i mniej udanych. Moją ulubioną baśnią jest ta o trzech braciach, która pojawia się w serii o Harrym Potterze, w siódmym tomie. Wydaje mi się minimalnie bardziej złożona od pozostałych. Może dlatego, że powstała w innym czasie (jak mniemam) i miała odegrać szczególną rolę w całej historii. No i postać trzeciego brata - najmłodszego i najsprytniejszego, jest mi szczególnie bliska.




Moja ocena: Polecam/ Bardzo polecam. Jeśli jesteś fanem świata czarodziejów, który stworzyła Rowling, na pewno docenisz wyjątkowość tej książki. Ale gdybyś przypadkiem nie zachwycał się nim aż tak bardzo, książka spodoba ci się ze względu na same bajki, które są takimi samymi bajkami jak te należące do klasyki (w których przecież również pojawia się magia, nie zapominajmy o tym!)

Tytuł: Baśnie barda Beedle'a
Autor: J.K. Rowling; ilustracje Tomislav Tomic
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2017
ISBN: 9788380082977
Oprawa: twarda, matowa, z elementami połyskującymi; papier lekko pożółkły.
Liczba stron: 144


Quidditch przez wieki - Kennilworthy Whisp



Już pierwsza strona uświadomi nam, że to książka wzięta bezpośrednio z biblioteki Hogwartu. Chociaż na liście osób, które ją wypożyczyły niewątpliwie brakować będzie nazwiska Pottera, gdyż miał on swój własny egzemplarz.

Książka co prawda nie należała do kanonu lektur, ale - jak wynika z przedmowy Albusa Dumbledore'a - była jedną z ulubionych pozycji. Uczniowie bardzo często po nią sięgali, więc dyrektor postanowił przekonać bibliotekarkę, panią Pince, by udostępniła ją mugolom (co nie było łatwym zadaniem). Ale dzięki temu i my możemy poznać historię najpopularniejszego sportu czarodziejów, Quidditcha. Jest to, jak czytamy wśród pochlebnych opinii na początku książki, kompendium wiedzy w tym temacie. Wśród nich znalazły się komentarze kilku osób, które z pewnością będą znane fanom Pottera.




Sama książka nie jest pisana naukowym językiem, jak te poważne akademickie podręczniki. Jest przystępna w odbiorze i udostępnia najciekawsze fragmenty "tekstów źródłowych" ale też przedruki "malowideł i rycin". Whisp (alias J.K. Rowling) zaczyna od samego "przedpoczątku" - od miotły (pod koniec książki przeczytamy też o ewolucji miotły sportowej). Latanie na miotłach może się wydawać czymś naturalnym, kiedy myślimy o czarownicach. A jednak coś tak oczywistego ma przecież jakiś początek. W końcu miotła stała się wygodna i zaczęto myśleć o tym, że latanie może być niezłą zabawą. I tak się zaczęło. Powstawały różne gry miotlarskie, ale quidditch zaczął się w Queerditch Marsh i minęło naprawdę wiele czasu, zanim z tej prymitywnej - mimo wszystko - gry, powstał dość złożony sport. Swoja całkiem odrębną (i bardzo ciekawą) historię ma Złoty Znicz, który na stałe do gry wprowadzono znacznie później.

Ale to nie koniec. Rowling piórem Whispa przedstawiła też profile drużyn narodowych (brytyjskich, irlandzkich) oraz tych z całego świata. Wraz z herbami! Polska też doczekała się swojej drużyny: Goblinów z Grodzicka (jakie to Grodzisko typowe dla Polaków), z obłędnym szukającym Józefem Wrońskim, na pamiątkę którego nazwano jeden ze słynnych manewrów szukającego, tzw. Zwód Wrońskiego. Rozdział "Quidditch dzisiaj" to niejako słowniczek różnych terminów związanych z grą.



Moja ocena: Polecam (ocena nie odnosi się do osób, które nie miały styczności z magicznym światem Rowling). Mnie, osobie, która bardzo dobrze orientuje się w czarodziejskim świecie, książka bardzo się podobała. Ciekawa byłam tego jak Rowling wyobrażała sobie sam początek. I wyszło to całkiem nieźle. Ale ktoś, kto nigdy nie zetknął się z Potterem nie znajdzie w książeczce specjalnej rozrywki. Takie jest moje zdanie.

Tytuł: Quidditch przez wieki
Autor: Kennilworthy Whisp (J.K. Rowling); ilustracje Tomislav Tomic
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2017
ISBN: 9788380082991
Oprawa: twarda, matowa, z elementami połyskującymi; papier lekko pożółkły.
Liczba stron: 144

Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć - Newt Skamander

 



Najciekawszy aspekt tej książki jest taki, że nie jest tak zupełnie... zmyślona. Wiele magicznych stworzeń pojawia się w mitologii czy nawet w średniowiecznych tekstach. Feniks, sfinks, centaur czy jednorożec nie brzmi przecież obco. Rowling jednak nadała jednak każdemu z nich pełną charakterystykę: zacerowała dziurawy wizerunek i zwierzęta, o których mieliśmy dość mgliste pojęcie nagle przeistoczyły się w żywe stworzenia. Oczywiście Rowling zrobiła to, posiłkując się wiedzą powszechnie dostępną oraz własnymi wyobrażeniami.

Tak naprawdę tylko ta książka była podręcznikiem w Hogwarcie (na pierwszym roku), jednak czytając ją nie możne oprzeć się wrażeniu, że jest to książka z duszą tak ogromną, że jakby mogła, to sama by żyła. Fikcyjny autor Newt(on) Skamander był postacią szczególną dla Rowling (na podstawie jego przygód związanych z poszukiwaniem owych magicznych zwierząt powstał w końcu film o tym samym tytule, co książka). Między wierszami wyczuwamy osobisty stosunek tego magiozoologa do samej książki. Wyczuwamy też, jaką miłością pała od do każdego stworzenia z osobna. Nieistotne, jak bardzo niebezpiecznego czy wyjątkowo nudnego. Jak sam pisze: "Książka fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć jest owocem mojej miłości do tych stworzeń. Kiedy teraz ponownie ją przeglądam, odżywają we mnie wspomnienia, dla mnie czytelne na każdej stronie, choć niewidzialne dla czytelnika".



Książka wspaniale "wyjaśnia", dlaczego my, zwykli mugole, nie potrafimy zobaczyć żadnego magicznego zwierzęcia. Dlaczego znajdziemy je w źródłach historycznych (starożytnych czy średniowiecznych), a obecnie uznaje się je za wytwór wyobrażeń czy bohaterów legend. Muszę powiedzieć, że brzmi to wyjątkowo przekonująco. Jak czarodzieje poradzili sobie z tym problemem tego Wam nie zdradzę - ominęłoby Was wiele, gdybyście samie tego nie przeczytali.

Podręcznik Fantastyczne zwierzęta... jest stylizowany na średniowieczny bestiariusz: alfabetyczne opisy stworzeń, prawie zawsze bogato iluminowane, z przedstawieniami wyobrażeń stworzeń, pisane często wierszem, ale niekoniecznie. I tutaj też mamy iluminacje, chociaż delikatne: ramki ilustracji, przypominające miedzioryty (nie wszystkie zwierzęta mają swoją ilustrację) i dekorowane litery, chociaż tylko te, rozpoczynające zwierzęta na daną literę. W polskiej wersji pod polskim tłumaczeniem znajdziemy także nazwę angielską. Książkę kończy nota o (domniemanym) autorze i informacja o Lumos i Comic Relief.

Język jest bardzo przystępny, chciałoby się nawet powiedzieć "sympatyczny", ale brakowało mi tych "odręcznych" adnotacji, które widziałam w angielskiej wersji. Ponieważ oryginalnie Fantastyczne zwierzęta... stylizowane były na podręcznik własności Harry'ego Pottera, który miał robić w nim swoje notatki. Te ciekawsze dotyczyły np Akromantuli: ręcznie skreślone zostało stwierdzenie, że plotki o założonej kolonii tych pająków-gigantów w Szkocji nie zostały potwierdzone, a "dopisano": "potwierdzone przez Harry'ego Pottera i Rona Weasley'a". Była też przekreślona nazwa smoka "Kolczasty norweski", a dopisana nowa: "Mały Norbert". Oczywiście większość dopisków wyda się nam zabawnymi, jeśli przeczytaliśmy serię o Potterze. Sądzę więc, że "ekskluzywne" wydanie tego podręcznika byłoby nie lada gratką dla fanów.



Moja ocena: Polecam. W takiej "czystej" wersji książka jest po prostu ciekawym zbiorem wielu stworzeń. I nie jest aż tak wziązana z serią o młodym czarodzieju. Jednak wiąże się z jego światem i stworzenia (nawet te mityczne) są jednak tym, czym stworzyła je Rowling, a nie obiektywnym opisem stworzonym na podstawie wiarygodnych, istniejących źródeł (przynajmniej autorka nigdzie nie wspomina o tym w książce). Czy spodoba się komuś spoza "świata magii", to już indywidualna kwestia. Mnie się podobała, gdyż zawierała informacje i przedstawienia różnych stworzeń. Sam wstęp, zawierające ogólne informacje o magicznych zwierzętach bardzo mi się podobał. Ale ja lubię świat, który stworzyła Rowling.


Tytuł: Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć
Autor: Newt Skamander (J.K. Rowling); ilustracje Tomislav Tomic
Wydawnictwo: Media Rodzina
Rok wydania: 2017
ISBN: 9788380082984
Oprawa: twarda, matowa, z elementami połyskującymi; papier lekko pożółkły.
Liczba stron:152


 Wszystkie trzy recenzje powstały dzięki wsparciu wydawnictwa Media Rodzina, za co pięknie dziękuję.


Znalezione obrazy dla zapytania media rodzina 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric