środa, 21 września 2016

21 września - Małżeńskie dialogi spod kołderki (1)



21 września 2016 r.
Środa



Mania: 5 miesięcy i 6 dni
Bu: 2 lata, 11 miesięcy i 5 dni
Waga: 59, 4 kg  (WTF?!)
Pogoda: No comments. Pogoda jest po prostu do chrzanu i tyle.



Małżeńskie dialogi spod kołderki (1)




Nie zawsze spod kołderki. Tytuł raczej powinien sugerować, że będą czasem dialogi bardzo prywatne. Bardziej spod kołdry, niż gdyby naprawdę odbywały się w sypialni. Może i wy - jak ja - uznacie je za zabawne.



***

Okej, to teraz przyznać się, której to zdarza się klepnąć męża w pośladki. Niekoniecznie na oczach dzieci, oczywiście.
eR. zazwyczaj prowokuje takie sytuacje, kiedy to pierwszy klepnie mnie w tyłek. Zazwyczaj mu oddaję.
- Ej! Nie rób! - oburzył się, jak to zwykle ma w zwyczaju, kiedy mu "oddam".
- No, ja ty możesz, to ja też - uśmiecham się wyzywająco. eR. zgromił mnie wzrokiem i odwrócił tyłem.

Skusiło - powtórzyłam manewr.
- Hej! Nie możesz! Nie jesteśmy tej samej płci!

No,  jeszcze by tego brakowało...



***


Późny wieczór. Klapnęłam na łóżko. Czekam na eR., aż do mnie dołączy. Kiedy przychodzi, przytula się jak do ciepłego piecyka.
Wzdycha.
- Czuję się jak na plaży - mówi rozmarzonym głosem. 
Na zewnątrz 8*C. Pada deszcz.
- A to ciekawe...
- No, tak pachniesz, jak na plaży...
Trochę jakbym wypadła z rytmu: czy to miał być komplement?
- Yhm... Na plaży pachnie bardzo... różnie - mówię. - Głównie smażonym jedzeniem. No i trochę jakby spalanych na słońcu ciał...
- Fuj! - udaje, że się wzdryga. - A takie miałem fajne skojarzenia...
- Piękne kobiece ciała w bikini? - sugeruję nieco złośliwie.
- Na czele z twoim - odbija piłeczkę. - Chodziło mi o to, że pachniesz olejkiem do opalania.

Dior może się schować. Olejek do opalania wygrywa w przedbiegach. 
A to tylko krem do twarzy.

Ale mój eR. jest jedyny. Już raz stwierdził, że rozsiewam zapach Świąt Bożego Narodzenia.
- Nawet nie zdążyłam się jeszcze poperfumować - mówię.
Obwąchał mnie po twarzy.
- To jest to: pachniesz jak choinka, mówię ci.
A to był tylko krem.
eR. to ma nosa, hehe.


***

Niedzielny poranek. Dość leniwy. Udajemy, że godzina 9 nas nie dotyczy, bawiąc się z dziećmi w łóżku.
W pewnym momencie zaburczało mi w brzuchu. No, musiało w końcu do tego dojść.
- O, chyba czas na śniadanie - mówi eR. - Kiszki grają ci walca.
- Chyba marsza - śmieję się.
- No coś ty! - oburza się. - Twoje kiszki nie grają zwykłego marsza, to było ewidentnie na trzy*! Czyli walc.

* Nie wszyscy muszą się orientować, więc tłumaczę: „na trzy”, czyli „na 3/4” to metrum w utworzy muzycznym - schemat określający układ akcentów w ramach jednego taktu. Najprościej: metrum 3/4 występuje wtedy, gdy w piosence główny akcent (nadawany najczęściej przez instrument perkusyjny) wypada po doliczeniu się do trzech (ćwierćnut; liczonych w tempie danego utworu): RAZ, dwa, trzy! RAZ, dwa, trzy! Itd. I walc jest właśnie na 3/4.


***


Odkąd przestałam karmić Manię (piersią! żeby nie było: nie głodzę dziecka), biust spadł mi w ciągu tygodnia z D na A. Oczywiście eR. zawsze zauważy taką zmianę.
- Ładnie wyglądam? - stanęłam przed nim wystrojona. Już nie pamiętam, gdzie się wybierałam.
- Taaak - odparł przeciągle, przyglądając mi się badawczo. - Ej! Chyba biust ci zmalał!
- No, wiesz: jak odstawiasz karmienie tak się dzieje - odpowiadam tonem znawcy tematu, który uznał problem za nieistotny. Więcej: uznał, że jest to po prostu naturalna kolej rzeczy.
- Nie wiem. Nigdy nie odstawiałem karmienia. Dużo zmalał?
- Widzisz przecież - odpowiadam wymijająco.
- Ale ile miałaś?
- D? A może C...?
- A teraz?
- A.
- To żart, nie?
- Nie.

Zaszlochał.
- Ale jak to?!
- No tak to! - zaczynam się irytować. - Wolałbyś, żebym bluzek nie dopinała w biuście?!
- Oooo taaaak, zdecydowanie! - odparł rozmarzonym głosem.


***


Leżymy już w łóżku.
- Dobranoc - mówię i wtulam się w nagi tors. Nie wiem, jak on może spać bez koszulki; mnie jest zimno a mam piżamę z długimi nogawkami i rękawami.
Cisza. A wiem przecież, że nie śpi.
- Foch jakiś, czy co? - pytam.
- Co? Nie... - Ewidentnie wyrwałam go z zamyślenia. - Rozważam zjawisko intelektualizacji.
- Co rozważasz? - Aż się poruszyłam.
- Intelektualizacji... Sądzę, że dzieci mają wysoki współczynnik intelektualizacji - peroruje.
- A nie intelektu przypadkiem? - podpowiadam nieśmiało.
- To dwie różne rzeczy - poucza mnie tonem nauczyciela.
- Czyżby? - W moim głosie brzmi powątpiewanie ale też rozbawienie.
- Tak. Intelektualizacja to zdolność mózgu do inteligentnego aktualizowania się - tłumaczy.
- Popraw mnie, ale wydaje mi się, że mózg z natury potrafi się sam...hm... aktualizować, jeśli podasz mu zmienione dane. - Czuję, że zabawa dopiero się zaczyna.
- Nie byłbym tego taki pewien - eR. traktuje sprawę poważnie, nie ma żadnych wątpliwości. - Mózgi dzieci z pewnością lepiej sobie radzą, niż mózgi dorosłych.
- Przejąłeś się tematem, co? - pytam z uśmiechem. - Mózgi dziecięce są po prostu bardziej chłonne, dlatego uczą się najszybciej i najmniej... boleśnie, że tak powiem.
- Właśnie - zasmucił się nie wiedzieć czemu. - Na przykład taka H. [Bu]. Raz jej powiedziałaś, że teraz trzeba codziennie brać witaminę [D] i teraz sama będzie ci przypominać, że „jeszcze witaminkę, mamusia!”. A tobie to trzeba wiecznie przypominać, że okno w łazience ma być rozszczelnione.
Roześmiałam się.
- I cały ten wywód przeprowadziłeś, bo zamknęłam okno w łazience?
- Ale przyznasz, że coś w tym jest.
- Tak, coś jest: w łazience.
- Co?
- Zimno!

Następnego dnia sprawdziłam w internetach, czy przypadkiem nie ma czegoś takiego jak intelektualizacja: tknęło mnie, że Word nie podkreślił mi tego słowa w trakcie pisania.
Padniecie:

„Intelektualizacja (od łac. intellectus - pojmowanie) - jeden z mechanizmów obronnych znanych w psychologii. Polega on na uciekaniu od rzeczywistych przykrych zdarzeń do przestrzeni abstrakcyjnej, dzięki czemu następuje ich odrealnienie.” (źródło: "Wikipedia", a jakże)

Innymi słowy zjawisko występuje, kiedy nasz mózg chce odwrócić uwagę od problemu jaki mamy, widząc wszystko wokół, tylko nie własny problem. Często tak się dzieje i niekoniecznie od razu jest to intelektualizacja. Mamy z nią do czynienia, kiedy zainteresowanie wszystkim, byle nie problemem pojawia się wtedy, kiedy sam problem. Tak ja to rozumiem.

Pfff... eR. i te jego przemyślenia...

4 komentarze:

  1. Też nie pojmuję jak mój mąż może spać bez koszulki. Ja jestem strasznym zmarzluchem i teraz muszę dogrzewać sypialnię takim małym grzejniczkiem - czekamy na rozpoczęcie sezonu grzewczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiałabyś się, bo on chudy jak szczypiorek, nie wiem, gdzie on to ciepło magazynuje :)

      My, jak mieszkaliśmy w mieszkaniu zależnym od "sezonu grzewczego", też dogrzewaliśmy. A teraz na szczęście mamy niezależność, ale też skończyła się wygoda pt.: "odkręcam grzejnik i grzeje", trzeba zejść i rozpalić w tym piecu. :)

      Usuń
  2. Chyba używamy tego samego kremu - ja słyszę, że pachnę jak jodełka ;)
    Bardzo fajny wpis, czekam na ciąg dalszy Waszych dialogów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To może być ten sam ;) skądinąd ja nie miałam takich skojarzeń. Faceci jednak myślą bardzo podobnie ;)

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric