poniedziałek, 12 grudnia 2016

11 grudnia - przewartościowanie, o tym jak zderzyłam się ze ścianą

11 grudnia 2016 r.
Niedziela


Mania: 7 miesięcy, 3 tygodnie i 5 dni
Bu: 3 lata, miesiąc, 3 tygodnie i 4 dni
Waga: Nie wiem. Chyba przestanę notować, bo odkąd nie mam wagi, trudno mi się zważyć. I o ten jeden element dnia jestem szczęśliwsza.
Pogoda: Trochę jakby szło przedwiośnie. Tylko, że mamy początek grudnia i śnieg byłby wskazany. No bo jak to tak...



Zderzenie ze ścianą


19:56


Ostatnio szanowny fejsbuk zaproponował mi wpis jednej z rozpoznawalnych blogerek parentingowo-lifestyle'owych. Prezentowała swoją pralkę. No i nie mogła się opamiętać z tych zachwytów, jaka ta pralka nie jest wspaniała, cicha, szybka, myśląca, sprytna a przy tym gustowna i dyskretna. Prawie jak człowiek jakiś. Nie, no lepsza, bo przecież człowiek nie zrobi ani tak cicho, ani tak szybko prania. Już nie wspominam o dyskrecji, guście i sprycie. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Ale wpis z cyklu "jak jesteś na kupnie pralki, to poczytaj", bo wpis jak za milion dolarów z mnóstwem artystycznych zdjęć.

Aż dochodzę do momentu, w którym porównuje ten cud techniki do swojego starego rzęcha, który - uwaga - nie miał nawet programu piorącego ręczniki. Czujecie? Szczena mi opadła, bo przecież program piorący ręczniki, to jak hamulec w samochodzie: nie wsiadasz, póki nie masz pewności, że tam jest. I to był ten moment, w którym stwierdziłam, że czas się stamtąd ewakuować.

Poczytujący ową blogerkę zapewne już się domyślają, o którą chodzi (ona zapewne nie ma bladego pojęcia, kim jestem, że bloga mam, o przejmowaniu się moim wpisem nie wspominając), ale to nieistotne: to naprawdę nic osobistego. Po prostu pomyślałam, że my - tak ogólnie blogerzy - zaczynamy się chyba zapominać i stawiać własne standardy jako te wzorcowe. No, umówmy się: stać cię na coroczne miesięczne wakacje na Hawajach (all inclusive, of kors), to się tym uciesz, ale nie próbuj wmawiać innym, że tydzień w podrzędnym hotelu nad polskim morzem to dno i pięć metrów mułu. Celowo użyłam tu czasownika "wmawiać", ponieważ blogerzy lifestyle'owi (ci poczytni, rzecz jasna, nie tacy jak ja z marginesu internetów) kreują rzeczywistość i wręcz potrzeby swoich czytelników. Oczywiście nikt im nie broni pisania, czego chcą. Pomyślałam jednak o tej obrzydliwej bezrefleksyjnej próżności Konradowego "moje". Aż mnie zemdliło. Zwłaszcza w kontekście nadchodzących powoli Świąt. Wiecie, zaraz się zacznie poruszanie tematu wigilii dla bezdomnych i te klimaty...

Bo czy ten program do prania ręczników to taki must have i to ja jestem taka zacofana? Wiadomość z ostatniej chwili: mam pralkę automatyczną (a nie Franię), która nie ma takiego programu.

Nasze potrzeby mylimy z pragnieniami czy wręcz ze zwykłymi chciejstwami. Można sobie mieć, co się chce. Ale wobec ludzi jest to trochę nie fair wpuszczanie ich w kanał wyimaginowanych potrzeb. Nie kreuję owej blogerki na zblazowaną dziewczynę, która żyje (na bardzo wysokim poziomie) z prowadzenia bloga. Nie mam nic do niej, powtórzę to. Tylko tak mnie tknęło, że powoli wielu z nas nie potrafi sobie wyobrazić życia bez gadżetów. GADŻETÓW, które - jak nazwa wskazuje - są tylko GADŻETAMI.

Od razu uprzedzę komentarze z gatunku: "ale ona najwidoczniej sama, własną ciężką pracą do tego doszła, to chyba może się tym pochwalić". No może. "I może sobie pisać na swoim blogu, wolność słowa jeszcze przysługuje wszystkim bez wyjątku, prawda?" Ano tak.

To w czym problem? Może się czepiam, bo jestem sfrustrowana własnym niepowodzeniem (w porównaniu z ową blogerką mój blog to porażka) - jak zapewne pomyślą niektórzy. Ale może trochę powinniśmy się otrząsnąć, stanąć z boku i zrewidować własne wartości. Czy przypadkiem nie będzie tak, że wielu z nas powie, jak to najbardziej w życiu ceni rodzinę, miłość i zdrowie? A potem okaże się, że tak naprawdę wielu pracuje, nie mając czasu dla rodziny (nie mówię o przypadkach, w których jest jeden słabo zarabiający, chwytający się każdej pracy 24/7, byleby było co do garnka włożyć). Często wielu ignoruje przeziębienie dzieci, posyłając je do szkoły i przedszkola, bo przecież trzeba iść do pracy - zdrowie dziecka nie ma tu znaczenia za bardzo... No i niby się kocha, ale tak naprawdę to raczej rzeczy materialne, a nie ludzi...

Nie mówię, że jestem święta. Ale po przeczytaniu wpisu u tej właśnie blogerki (która niestety posłużyła tutaj jako kozioł ofiarny, ale nie jest w tym odosobniona!), tak mną wstrząsnęło to stwierdzenie o tym programie do prania ręczników, że sama zaczęłam się nad sobą zastanawiać.


PS. Do momentu, w którym dziewczyna zaczyna pisać o tym nieszczęsnym programie, wpis był - jak każdy rozbudowany test (sponsorowany?) urządzenia. Nie wiem jednak, co było dalej. Nie miałam ochoty już czytać.



Możliwe, że teraz pojawi się ogólny lincz, bo przecież brać blogerska winna się wspierać. Tak, ale tylko w dobrych sprawach, to raz. A dwa, niestety to był tylko przykład, jakich wiele w internetach.

12 komentarzy:

  1. Właśnie siedzimy hurtowo w domu lecząc z przeziębienia dzieci, które to między innymi nie poszły do przedszkola - tak jakby co ;)
    Masz rację - kiedyś przeczytałam wpis jednej szanowanej blogerki, że jak na wakacje to tylko wypad w góry. Może ble, zwiedzanie fuj, jezioro dramat - tylko góry, a najlepiej to w ogóle Alpy no bo te nasze polskie to jakieś nieporozumienie... A ja góry lubię średnio, w dodatku mieszkam raczej na północy Polski i podróż z małymi dziećmi... bardzo przepraszam, ja wolę morze. Ja WOLĘ - nie że muszę i Wy też musicie i w ogóle.
    I też nie mam pralki (a mam dośćnową) z funkcją ręcznikowania. Ani z pralko-suszarki, ale tu akurat szkoda - mega ułatwiłoby mi to życie.
    I rozumiem Cię doskonale. I nie linczuję wcale!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie mogą sobie pisać, co chcą. Nikt im nie broni. Tylko czy to się fajnie czyta, kiedy wszyscy mające odmienne zdanie nie będą mile widziani? Albo wręcz będą sprowadzeni do podgatunku, bo czegoś nie lubią, nie kupują, nie poważają tak jak ów bloger i blogerka? To jest sztuka: pisać tak, by wykreować tę rzeczywistość a nie stworzyć nadrzeczywistość, która dostępna jest wybranym...

      Usuń
  2. O, a ja nie wiem o kogo chodzi, ale ostatnio wiele blogerek reklamowało pralkę bądź suszarkę, a że ja akurat tego nie potrzebuję, to nie czytałam. Nie pogardziłabym pralko-suszarką, ale już kolejny sezon się zbieram i pewnie zaraz przyjdzie wiosna i znowu nie kupię. No, chyba że moja stara pralka wreszcie wyzionie ducha (dostaliśmy ją używaną więc aktualnie jej już się nie będzie opłacało naprawiać).
    Co do wpisów sponsorowanych - no cóż, trochę tak jest :) Trzeba wykreować potrzeby. Ja mam swoje zasady (nie będę reklamować mm choćby nie wiem co), ale ostatnio pisałam tekst o finansach. Mógł się podobać, mógł też ktoś stwierdzić, że się sprzedałam, ale moim zadaniem było stworzyć ciekawą historię. Mam nadzieję, że się udało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, teraz już wiesz, bo Ci napisałam ;) ale ten wpis oczywiście był ukryty pod innym tytułem. Tylko od połowy tylko o tej pralce było, no to nie trzeba być geniuszem, żeby chwycić o co chodzi. Z drugiej stroni nic nie mam do sponsorowanych wpisów. O ile nie są nachalne. I o ile nie obrażają Czytelników. Bo jeśli ja piszę: ta pralka jest zaje*** a wszystkie inne do dupy, jak ta moja stara, co to NAWET programu do prania ręczników nie miała... A kiedy stworzy się historię, jak u Ciebie. Widać chyba różnicę. Ja też miałam wpis sponsorowany (więcej na tym drugim blogu), ale ja mam swoje zasady, co do publikowanych treści. Nie sądzę, by ktoś jej kazał tak napisać. I sądzę, że zrobiła to bezwiednie, co z jednej strony łagodzi "wyrok", ale z drugiej strony o czymś świadczy. Z drugiej strony nie ona jedna. Tylko w ostatnim czasie właśnie tam coś takiego zauważyłam. I niestety padła ofiarą mojego wpisu. Już widzę, jak się zlęknie, he he.

      Usuń
  3. O ja, szczęściara, mam program do prania ręczników, ale nie używam, bo wcale szybki nie jest, bite 2,5 godziny ;) Ale do rzeczy - często mam podobne odczucia w blogosferze. Można powiedzieć, że 'żal mi dupę ściska', w końcu mnie nikt nie proponuje okrągłej sumki i jeszcze pralki za ociekający lukrem post. Bo nawet nie potrafiłabym go 'pchnąć'. Ale jeśli takim tak dobrze, to niech sobie mają. Tylko ja tego czytać nie chcę i nie będę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie o to chodzi. Czy naprawdę warto się sprzedać? Bo kiedy ja lukruję pozytywami taki sprzęt, to to chyba nie jest najwyższych lotów wpis sponsorowany. Nie od dziś wiadomo, że trzeba to zrobić umiejętnie, żeby ludzi to ruszyło. Zresztą może sobie pisać, co chce, mnie tam nic do tego. Tylko ja już tam nie będę wchodzić, bo najwidoczniej tylko Ci z pralką na poziomie się tam odnajdą. Ja widoczniej margines internetowy... A prawda jest taka, że jeśli ktoś potrafi dobrze napisać taki artykuł, na poziomie to i do kupna zachęci ;)

      Usuń
  4. A ja lubię gadżety :P I absolutnie się tego nie wstydzę. Lubię mojego robota planetarnego, choc mam go miesiąc i wcześniej żyłam dość szczęśliwie bez niego. Marzy mi się odkurzacz, co to sam sobie jeździ i sprząta. Ktoś lubi torebki, ktos buty, ktoś inny ma tony książek (ja mam gadżet. czytnik ebooków ;) bo miejsca dla ludzi zaczynało brakować, tyyyyle książek w domu było ;) ). Istotą jednak jest to, czy gadżety służą ułatwianiu życia, w stylu: niech robot miesza ciasta, a ja pobawię się z synem; czy też utrudnianiu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest to, co miałam na myśli. Gadżety, które są dla nas niezbędne. Są takie, które nie tylko są fajnymi gadżetami, ale mega ułatwiają życie i generalnie służą nam w dobrym celu. Jeśli mam stać pół dnia przy garach, to wolę posłużyć się gadżetem, by spędzić czas "kuchenny" przy dzieciach czy robiąc coś innego pożytecznego. Ale bajery, które mają pokazać, że jest się KIMŚ, to chyba już nie taka spoko sprawa.

      Usuń
    2. Ostatnie zdanie Twojego komentarza to kwintesencja problemu.
      Przypomniał mi się pan adwokat z jednego z dużych miast w Polsce, który to 15 albo i 20 lat temu chwalił się swoimi gadżetami typu odkurzacz w ścianie (a i pralko - suszarką może też :)). W jego ocenie te gadżety wyznaczały jego status społeczny. A fakt, że bił swoją śliczną (na szczęście teraz już ex) żonę nie miał przy tym żadnego znaczenia :(

      Usuń
    3. No i od razu widać jaki to jest format człowieka. Przekłamywanie rzeczywistości: by inni widzieli mnie jako lepszego człowieka. Ale, jak wiadomo, z pustego i Salomon nie naleje, więc gadżety nie zrobią z człowieka... człowieka. Jeśli wiesz, co mam na myśli.

      Usuń
    4. Oczywiście, że wiem. I wiem, że takie też było przesłanie Twojego posta :)

      Usuń
  5. Hmm... też nie mam programu piorącego ręczniki, a pralka nie jest taka stara, chyba niezbyt dokładnie przemyślałam jej zakup ;-) Każdy ma swoje zdanie, ale przed wrzuceniem czegoś do sieci często warto najpierw pomyśleć co się pisze... No chyba, że najważniejsza jest liczba wyświetleń, komentarzy i posty sponsorowane ;-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric