piątek, 19 lutego 2016

Szpital Przyjazny Dziecku kontra uzasadniona konieczność cesarskiego cięcia

 

 Szpital Przyjazny Dziecku” - czy aby na pewno?


Ostatnio natknęłam się w sieci na ciekawy artykuł. Była to historia kobiety, którą nachalnie nakłaniano, by poddała się cesarskiemu cięciu. Przedstawiano najróżniejsze powody, dla których cesarka miałaby być najlepszym rozwiązaniem w jej sytuacji. Ale kobieta była kuta na cztery nogi. I do tego prawniczka - wiedziała jak w tej sytuacji powinna postąpić i o tym możecie przeczytać tutaj. Wśród znajomych i rodziny nie słyszałam jeszcze, by ktoś był tak usilnie nakłaniany do cc, które - jakby nie patrzeć - jest operacją. Częściej słyszałam historie o tym, jak to w sytuacji zagrożenia lekarz nadal nie widział potrzeby cięcia. Zainspirowana niejako artykułem Przepisowej Mamy, postanowiłam napisać swój. O tym, jak walka szpitali o bycie na szczycie listy ośrodków „przyjaznych mamie i dziecku” odbija się na samych zainteresowanych: matce i dziecku.

Wyobraźmy sobie, że idziesz do szpitala rodzić. A ponieważ wcześniej naczytałaś się o tym, że szpital jest „przyjazny matce i dziecku” i wiesz, jakie masz prawa w czasie porodu (wszędzie trąbi się o tym, jak to masz prawo „rodzić po ludzku”), jesteś przekonana, że nie czeka cię nic gorszego, niż okropne boleści porodowe.

Trochę historii...


Warto się w tym miejscu na moment zatrzymać. Co to znaczy, że szpital jest przyjazny dziecku? Na logikę wydaje się nam, że wiemy, co się pod tym hasłem kryje i każdy szpital powinien być przyjazny. Ale tutaj chodzi o inicjatywę Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i Fundusz Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci (UNICEF) stworzenia tytułu „Szpitala Przyjaznego Dziecku” dla wszystkich placówek, które spełniają odpowiednie kryteria. Wiecie kiedy? W 1991 r. (w Polsce od 1992 r.). Szok, że dopiero od niedawna możemy mówić, że w Polsce się ją realizuje. I to jeszcze nie wszędzie, żeby było jasne.

Już od 1985 r. obie organizacje podejmowały próby zwrócenia uwagi na kwestie okołoporodowe w szpitalach. Właśnie wtedy WHO i UNICEF przedstawiły zalecenia odnośnie przebiegu porodu, gdzie zostało podkreślone, iż poród nie jest chorobą. Logiczne, prawda? Ano niekoniecznie, gdyż pacjent szpitala, to człowiek chory, który - podpisując zgodę na umieszczenie go tam - jest pod opieką lekarza i godzi się na większość procedur związanych z pobytem.

Co więcej można znaleźć w owym dokumencie? Przede wszystkim przedstawione zostały prawa, jakie ma rodząca: na co może, ale nie musi się decydować.

1. Społeczeństwo powinno być poinformowane o różnych formach opieki okołoporodowej, aby umożliwić każdej kobiecie wybór.
2. Nie ma żadnych wskazań do usuwania owłosienia łonowego i do wykonywania lewatywy przed porodem - decyzja należy do rodzącej.
3. Nie powinno się wywoływać sztucznie porodu bez ważnych wskazań medycznych.
4. Nie ma naukowego uzasadnienia dla rutynowego, wczesnego przebijania pęcherza płodowego.
5. Elektroniczne monitorowanie porodu powinno się wykonywać w wyselekcjonowanych przypadkach związanych z wysokim prawdopodobieństwem śmiertelności oraz przy porodach indukowanych.
6. Podczas porodu powinno się unikać rutynowego podawania środków przeciwbólowych, znieczulających itp. jeśli nie są specjalnie zalecone dla zapobiegania komplikacjom porodowym.
7. Na życzenie rodzącej środki te są podawane.
8. Rutynowe nacinanie krocza jest nieuzasadnione. W przypadkach uzasadnionych lekarz informuje o takiej potrzebie rodzącą.
9. Karmienie piersią powinno być podjęte natychmiast po porodzie.
10. Zdrowy noworodek powinien zostać z matką, o ile pozwala na to stan obojga.*

To jest start. Szpital, aby uzyskać certyfikat, musi jeszcze wdrożyć program „10 Kroków do Udanego Karmienia Piersią”, efekt kampanii UNICEFu, którą rozpoczęto, by zachęcić szpitale do przestrzegania nowych zasad postępowania zawartych w raporcie wydanym przez WHO i UNICEF zatytułowanym „Ochrona, propagowanie i wspieranie karmienia piersią - specjalna rola służb położniczych” z 1989 r.:

1. Sporządzenie na piśmie zasad postępowania sprzyjających karmieniu piersią i zapoznanie z nimi całego personelu.
2. Przeszkolenie wszystkich pracowników tak, aby mogli realizować ustalone zasady.
3. Informowanie wszystkich ciężarnych kobiet o korzyściach płynących z karmienia piersią i o właściwym postępowaniu podczas karmienia.
4. Pomoc matkom w rozpoczęciu karmienia piersią w ciągu dwóch godzin od urodzenia dziecka.
5. Poinstruowanie matek, jak należy karmić piersią i jak utrzymać laktację, nawet jeśli będą oddzielone od noworodków.
6. Niekarmienie noworodków niczym poza mlekiem matki (z wyjątkiem szczególnych wskazań medycznych).
7. Stosowanie systemu ROOMING-IN, który umożliwia matce przebywanie razem z dzieckiem w jednym pokoju od urodzenia i przez całą dobę.
8. Zachęcanie matek do karmienia piersią „na żądanie" i ułatwianie im tego.
9. Niepodawanie smoczka niemowlętom karmionym piersią.
10. Angażowanie się w tworzenie i pracę grup kobiet, które wspierają się w karmieniu piersią, i kierowanie do nich karmiących matek wypisywanych ze szpitala lub będących pod opieką .**

Jeśli szpital wdroży oba programy, podpisuje także zobowiązanie do przestrzegania Międzynarodowego Kodeksu Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece. Podpisany w 118 państw Kodeks miał na celu ograniczenie marketingu firm produkujących mleko zastępcze dla dzieci do 6 miesiąca. To oznacza, że producenci mleka nie mogą:
  • bezpośrednio kontaktować swoich przedstawicieli handlowych do szpitali, personelu medycznego czy matek lub kobiet w ciąży;
  • rozdawać bezpłatnych próbek mleka ww szpitalach i tym podobnych placówkach;
  • reklamować produktów mlecznych dla dzieci poniżej 6 miesiąca życia, smoczków i butelek;
  • rozdawać firmowych prezentów rodzicom i pracownikom medycznym;
  • idealizować opakowań czy stosować wizerunki matki i dziecka na etykietach;
  • na opakowaniu nie powinno być takich określeń, jak np. „ludzkie” czy „matczyne”***

Poza tym na opakowaniu powinna być informacja, iż karmienie piersią jest najlepszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o żywienie niemowląt, a mleko zastępcze powinno być stosowane w porozumieniu z lekarzem.

No. Niestety tyle, jeśli chodzi o konwencje, deklaracje i tym podobne dokumenty międzynarodowe. W teorii wydawałoby się, że nic, tylko rodzić. Tymczasem rzeczywistość skrzeczy.

W praktyce szpital, który szczyci się certyfikatem i może pochwalić szlachetnym tytułem „Szpitala Przyjaznego Dziecku”, bardzo często inaczej interpretuje zapisane deklaracje...

Wróćmy do zaczętego wątku...


Idziesz do szpitala rodzić w przekonaniu, że certyfikat „przyjaznego szpitala” zapewni ci maksimum komfortu psychicznego w tej jakże niekomfortowej sytuacji.

Pracownicy może i przeszkoleni z zasadami postępowania podczas porodu i później w kwestii karmienia piersią, ale już nachalne nakłaniania do karmienia piersią („No raczej! A jak by Pani chciała karmić?”) to już daleka nadinterpretacja 3-go punktu („informowanie [...]kobiet o korzyściach płynących z karmienia piersią”).

„Pomoc w rozpoczęciu karmienia” jest rozumiane następująco: położna wpycha noworodkowi na siłę pierś. Wygląda to tak, jakby chciała mu ją wepchnąć przynajmniej do połowy.

Poinstruowanie matek, jak należy karmić piersią i jak utrzymać laktację[...]”. Ten punkt jest nagminnie łamany. Nie pamiętam, by ktokolwiek powiedział mi, jak mam to robić, by karmić długo i bezboleśnie. Być może któraś z położnych coś pod nosem mruknęła o instrukcji wraz z obrazkami, która znajdowała się na korytarzu. Wiem, że inne moje koleżanki też miały problem na tym etapie w szpitalu. Z innych, bardziej fachowych źródeł wiem, że w Polsce generalnie jest problem z tą nauką karmienia. W Stanach już wszystkie położne w prowincjonalnych nawet szpitalach wiedzą, co zrobić, by noworodek ładnie ssał pierś: trzeba przyłożyć ją do ust malucha i - uwaga - poczekać, aż otworzy buzię i wystawi język. Język, jak się okazuje jest tu kluczowy. Dopiero wtedy na język można kłaść pierś. Ta sama zasada dotyczy butelki. W ten sposób dziecko ładnie i szczelnie będzie ssać. Nie będzie problemu z połykaniem powietrza ani bólu...

Zasada niekarmienia noworodków niczym innym, tylko mlekiem matki (o ile nie ma zaleceń lekarza) jest zmorą dla matek po cesarskim cięciu. Niejedna koleżanka mówiła mi, jakie miała trudności z karmieniem (mimo usilnych prób). Nie miała pokarmu, dziecko się darło, a położna na nią krzyczała, że nie może jej dać mleka zastępczego. A mogła. To przecież jest jeden z tym przypadków, kiedy wręcz powinna nakarmić dziecko tym mlekiem modyfikowanym. Takiego horroru się nie zapomina. I ja im wierzę.

Kiedy coś, co ma być dla nas dobre, obraca się przeciwko nam.

Dlaczego tak się dzieje, że dobre zasady, sprzyjające naturze, mające na celu realne wsparcie kobiety podczas porodu i w trakcie połogu obracają się przeciwko kobietom? Odpowiedź jest prosta: ranking. Który szpital ma najlepsze statystyki, ten idzie w górę „listy przebojów” Przyjaznych Szpitali. O jakich statystykach tu mowa? Każda ciężarna, która zdecydowała się na poród w takim szpitalu jest jak pula punktów. Jeśli po porodzie wyjdzie ze szpitala i można będzie napisać, że:
  • rodziła siłami natury,
  • wie, jak karmić piersią (czytaj: widziano ją, że karmi, dziecko nie płakało z głodu, czyli daje radę),
  • dziecko nie było sztucznie dokarmiane,
  • leżała na sali z dzieckiem
  • karmiła „na żądanie” itd.,
...wtedy za każdy z punktów szpital będzie mógł przydzielić sobie punkty. A wiadomo: im więcej punktów, tym wyżej w rankingu. Im wyżej w rankingu, tym lepsza pozycja szpitala i większe szanse na dodatkowe fundusze... itd...

Dlatego walka o punkty jest zacięta. Nie patrzy się jednak na dobro matek i dzieci. Jest wiele sytuacji, które są dalekie nie tyle od ideału, co od zwykłej uczciwości wobec świeżo upieczonych matek. O ile matka jest w stanie wywalczyć swoje (a jeśli nie ona, to mąż) w kwestii karmienia, narażając się najwyżej na opryskliwość położnych i ich fochy (bo jak to możliwe, że się sprzeciwiłaś. Skandal...), o tyle w trakcie porodu jest to bardzo trudne.

Nie zawsze decydujemy się rodzic w obecności męża/partnera (a i on może w takim momencie nie mieć nerwów), więc jesteśmy same na sali porodowej. Umieramy z bólu, włączają się hormony, które mają nam pomóc przetrwać ten nieludzko bolesny czas, więc ogarnianie rzeczywistości może być trudne, więc zwyczajnie nie mamy głowy, by zawalczyć o swoje prawa.

Nie daj się zbyć hasłem: „musi Pani”. Jeśli szpital jest przyjazny to ty nie musisz. Czego? Na przykład nie musisz godzić się na lewatywę, podpisujesz co prawda oświadczenie, że w razie konieczności cię natną, ale nie powinni tego robić, jeśli nie ma konieczności. Nie musisz rodzić w jednej pozycji. I przeciwbólowe środki mogą ci zostać podane, jeśli chcesz (tylko musisz mieć aktualne badania i konsultację z anestezjologiem). Gorzej, kiedy ty uparcie twierdzisz, że nie musisz i nie chcesz tego czy tamtego, a oni chcą cię do tego zmusić. Nawet nie muszą specjalnie się starać: ulegniesz, bo kiedy skurcze już się rozkręcają, jesteś łatwym celem i walka z tobą jest tak łatwa jak nierówna.

Póki jeszcze rozbija się to wszystko o twój komfort, to można nawet przymknąć oko i machnąć ręką: co tam, niech robią lewatywę i nie muszą mi już tego gazu rozweselającego podawać (rodzaj środka przeciwbólowego), przecierpisz i tyle. Ale jeśli w grę wchodzi życie dziecka, wtedy już nie wolno ci się ugiąć. 

Kiedy lekarz nie chce zrobić koniecznej cesarki... 


Niestety w Polsce mamy bardzo wiele przypadków lekarzy (w szpitalach, które szczycą się sukcesami na wielu oddziałach, są uznawane za najlepsze pod względem wykształcenia i fachowości personelu czy zaopatrzenia w sprzęt medyczny), którzy za wszelką cenę walczą o ten punkty za naturalny poród. Zdarza się, że zwlekają do ostatniej chwili, aż jest za późno. Niektóre historie opierały się na trudnym porodzie z komplikacjami, a lekarz i tak nie podjął właściwej decyzji i skończyło się to upośledzeniem dziecka. Znam nawet przypadek całej grupy lekarzy i położnych, którzy sfałszowali wyniki KTG, by odwlec cc, co o mały włos nie skończyło się tragedią (dla niewtajemniczonych: badanie KTG to badanie akcji serca płodu oraz zapis skurczów macicy, czyli z powodzeniem można stwierdzić, czy dane skurcze, to skurcze małe, przepowiadające, czy już te właściwe - porodowe).

Co powinna zrobić kobieta w takiej sytuacji, kiedy to szpital - miejsce, gdzie teoretycznie jest bezpieczna - może stać się przyczyną jej nieszczęścia?

  1. Przede wszystkim nie należy się straszyć przez całą ciążę tym porodem i historiami o tragicznych błędach lekarzy. Zostaw je sobie na koniec - wtedy i tak po prostu już się o tym myśli nawet kompletując wyprawkę dla siebie do szpitala.
  2. Jeśli jest jeszcze czas, powinna skonsultować się z kilkoma lekarzami. Jeśli wiedziała z góry, że np. z powodów zdrowotnych jest na tę cesarkę skazana i rodzenie siłami natury nie wchodzi w grę, może wziąć takie zaświadczenie o konsultacji i jej wynikach z innymi lekarzami do szpitala, w którym zamierza rodzić. A przy pierwszych oznakach niechęci lub zwłoki, kazać mężowi wieźć się do innej placówki. Tu chodzi o i życie dziecka i twoje - nie możesz ryzykować!
  3. Robić wszystko, by lekarz, który opiniował o cesarce był przy porodzie. Wówczas mamy pewność, że się odbędzie.
  4. Poczytać opinie o lekarzach w danej placówce, czy nie mają już w swojej historii zawodowej przypadków podjęcia złej decyzji w trakcie porodu.
  5. Miej przy sobie zaufaną położną, która towarzyszyć ci będzie przez cały poród. To ona jest głównie obserwatorem sytuacji i niejednokrotnie to właśnie ona zwraca uwagę lekarzowi, że coś się dzieje. Ponieważ jednak bardzo często lekarz przychodzi dopiero w kulminacyjnym momencie porodu, musi być totalnym bufonem, by nie brać pod uwagę zdania położnej, która jest z kobietą od początku.
  6. Mąż to świetny adwokat, jeśli nie zmrozi go cała sytuacja, to on powinien zawalczyć w twoim imieniu. To może być dla niego prawdziwy sprawdzian męskości, ale jeśli się wykaże, nie będzie mógł przestać chełpić się swoją odwagą i zachowaniem zimnej krwi w tak trudnej sytuacji.

Najważniejsze jednak, byś informowała położną czy też męża o wszystkim, co cię niepokoi. Nawet jeśli to nie jest twój pierwszy raz na bloku porodowym i wiesz - mniej więcej, z naciskiem na „mniej” - co cię czeka, to i tak nigdy nie można powiedzieć, że kolejne porody (a wcześniej ciąże) podlegają jakimś zasadom podobieństw bądź różnic względem tego pierwszego (czy pierwszej ciąży). Położna może cię uspokoić, albo od razu zareagować, jeśli okaże się, że to coś, co rzeczywiście powinno wręcz niepokoić.

A czy któraś z was miała w tym temacie jakieś doświadczenie, czy słyszałyście o przypadkach? A może w ogóle nie brałyście pod uwagę takiego... trudnego scenariusza?
Jakie macie doświadczenie z tym, jak szpitale respektują prawa, do których się zobowiązały?
___________________________________
* Zalecenia WHO
** 10Kroków do Udanego Karmienia Piersią
*** MiędzynarodowegoKodeksu Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece



 

7 komentarzy:

  1. Miło mi, że Cię zainspirowałam :) Fajny artykuł i bardzo potrzebny. Dopełnienie mojej historii, choć przyznam, że ja poza tym namolnym nakłanianiem do cesarki byłam traktowana jak jajko, wszystkie prawa matki rodzącej zastosowano wobec mnie na wysokim poziomie ;) Może bali się, co się stanie, jeżeli tego nie zrobią :P.
    Ale...już dzień po narodzinach mojej córki przywieziono kobietkę z noworodkiem, której nikt nie powiedział nawet o tym, że po porodzie fajnie jest zapewnić dziecku i sobie kontakt "skóra przy skórze" (!) Takich zaniedbań było kilka, czytając Twój artykuł pamięć mi się trochę odblokowała i myślę, że jeszcze o tym napiszę :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, że odniosłaś się do tego artykułu :)
    Muszę powiedzieć, że w szpitalach jest pełno nierówności. Nie chcę sugerować, że "coś" za tym stoi (bo jak nie wiemy o co chodzi, to wiadomo, o co...). Nawet nie mam pomysłu, z czego to może wynikać. Oczywiście, że jak położna na oddziale zobaczy znajomą twarz, to i kilka razy dziennie przyjdzie zapytać o samopoczucie itp., co jest po prostu zrozumiałe.
    Kiedy wychodziłam ze szpitala nikt mi NICZEGO nie powiedział, nie przedstawił zaleceń (moja położna nie miała wówczas dyżuru i jak się dowiedziała, to była w szoku, że mnie tak zaniedbali)... dobrze, że z założenia nie polegam tylko na tym, co mi powiedzą w szpitalu, tylko sama wypytuję. Jednak przyznam, że nie miałam pojęcia o prześwietlaniu bioderek i nie wpadłabym na to sama, gdyby nie rodzina...

    Im więcej nas będzie piszących o tych kwestiach, tym lepiej. Bo, jak się okazuje, certyfikat a rzeczywistość to czasem dwie różne kwestie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogłabym się nie odnieść, naprawdę z niecierpliwością czekałam na ten tekst ;) Podejście zarówno do cc, jak i do samej kobiety na porodówce wciąż wymaga przeprowadzenia dużej rewolucji. A do rewolucji potrzebni są świadomi swoich praw rodzice. I trzeba o tym pisać, pisać i jeszcze raz pisać.
    Chwyciłam się za głowę, gdy przeczytałam, że nie przedstawiono Ci żadnych zaleceń i nikt nic nie powiedział :( U nas prześwietlenie bioderek jako zalecenie wpisali nawet na wypisie małej ze szpitala... ale... prawda jest taka, że nie słyszałam jeszcze o takim szpitalu, w którym wszystko od A do Z byłoby takie, jakie powinno być.
    A propos - planujesz urodzić drugie dziecko w tym samym szpitalu, co pierwsze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wiele położnych (głównie, powiedziałabym, starszego pokolenia) wciąż zachowuje się tak, jakby obecność pacjentów im przeszkadzała. Co jest okropne, bo czasem chodzi tylko o uśmiech zamiast krzywej miny. Jeszcze rozumiałabym, gdyby pracowała na oddziale, który jest pesymistyczny, ale to oddział radości! Zwłaszcza dla kogoś, kto ma do tego zawodu powołanie.

      Zalecenia miałam tylko napisane przy wypisie i to ... swoim. Ja akurat wychodziłam w sobotę, ale czy kogokolwiek zwalnia to z obowiązku powiedzenia młodej matce (przecież na każdym kroku pytają, który to poród!), co powinna zrobić? Przecież oni tam najlepiej wiedzą, że kobiecie po porodzie cudem nie przybywa wiedzy na temat tego wszystkiego!

      Co do planów, to ... pff... zabrzmi to wręcz kuriozalnie, ale w tym samym zamierzam rodzić. Niestety nie mam wyjścia. Najbliższy szpital jest o 1,5h jazdy samochodem ode mnie. A moja ciąże teraz jest..hm.. specyficzna i obawiałabym się ryzykować i czekać aż się zacznie, a potem w aucie modlić, żeby zdążyć...
      Na szczęście tym razem moją ciążę nadzoruje ktoś inny niż wcześniej i będzie przy porodzie, więc nie boję się o sam poród - wiem, że będę w dobrych rękach. A co do zaleceń... hm... chyba już je znam :)
      Poza tym jestem mądrzejsza o doświadczenie i zamierzam zawalczyć o swoje. Np. o to, by facet kobiety, która ze mną może leżeć na sali wyszedł kiedy będę karmić. Wtedy byłam tak spłoszona, że tylko - pesząc się i zakrywając - przecierpiałam to, że siedział u niej 22/24 h...

      Usuń
    2. Masz rację, to powinien być oddział radości nie tylko w teorii, ale i w praktyce ;) Ja zaraz po porodzie naprawdę czułam, że cały personel też się cieszy z tego, że mam swoje dziecko przy sobie. Nawet mam taki obraz w pamięci, że gdy wieziono mnie na salę poporodową, na korytarzu stał jakiś lekarz i się do mnie uśmiechał. I życzę tego każdej z nas ;)
      Mam nadzieję, że Ty też teraz, gdy będziesz w dobrych rękach, nawet w tym samym szpitalu też zobaczysz to, co ja prawie 2 lata temu.
      Szpital znasz, zalecenia znasz, ze wszystkim dasz radę :)
      Co do wizyt 22/24 h, do mojej salki dzień po narodzinach mojej córeczki przywieźli parę z dzieckiem. W karmieniu mi nie przeszkadzali, ale... Tatuś był tak szczęśliwy, że przestał liczyć czas. Około północy powiedziałam im, że jak mają ochotę, niech sobie siedzą, ale ja chcę spać, więc może by tak zgasili światło. Tatuś pojechał do domu.
      To nawet nie była jakaś zła wola, żeby przeszkadzać innej mamie. Po prostu był tak poruszony faktem, że ma syna, że nie myślał. Może z facetem Twojej poporodowej towarzyszki było podobnie ;) Ale fakt - nie masz co się męczyć, jak Ci cokolwiek czy ktokolwiek będą przeszkadzać, eliminuj te przeszkody :)
      Powodzenia raz jeszcze!

      Usuń
  4. Ale chamstwo internetowe! Nie opublikował się mój komentarz i zniknął gdzieś! wrrr...

    To nie tak, że rodziłam w jakimś koszmarnie ponurym miejscu, okropnie smutnym i przygnębiającym :) Podczas porodu (w zasadzie tuż przed tym jak urodziłam) była zmiana położnych i kilka z nich przyszło no blok popatrzeć i ucieszyć się tym, że oto nowe życie... itd. To było wzruszające. Dla mnie taki widok pewnie nie byłby za piękny, patrząc trzeźwo i obiektywnie. I naprawdę z dwojga wolę być po tej stronie (rodzącej).
    Poza tym nie było tak tragicznie, że na każdym kroku ktoś łamał moje prawa, to nie tak. Wiele sytuacji opisywanych to wynik wielu historii (jednak zawsze z pierwszej ręki). A u mnie było kilka niedociągnięć, a po części i mnie w tej niepewności zabrakło tej siły, by pewnych rzeczy się wydomagać. Oczywiście, że powinni sami z siebie (taki mają obowiązek) pewne rzeczy zrobić czy wytłumaczyć, ale pewnie nie odmówiono by mi tych informacji, gdybym o nie poprosiła. A sytuacje "burczącej położnej" zdarzały się z rzadka (miałam pecha raz mieć taką na wieczornym dyżurze). Nie to, co koleżankom w innych szpitalach...

    A co do przesiadywania... w moim wypadku nie mogło być mowy o zaaferowaniu i "zapomnieniu się". Facet siedział CAŁY czas, przez te kilka dni. Przychodził tuż po śniadaniu, wychodził na obiad i kolację. I kiedy lekarz mu kazał podczas obchodu porannego i wieczornego. Ostatecznie wizytę kończył koło 23. Ona niestety w ogóle nie umiała tez wyczuć, że karmię i to może mnie krępować. Czasami przesadnie głośno mówiłam mojemu, że ona zaczyna karmić, więc lepiej byśmy wyszli. Była tylko jedna sytuacja, kiedy karmiłam (po raz kolejny speszona obecnością tego gościa)i przyszła położna... ale się zbulwersowała: "No wie pan co?! Przecież ta pani karmi! Niechże ma pan trochę wyczucia!" No - miłe toto nie było, ale szczere i skuteczne ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, od samego rana aż do 23?! Nieźle. I faktycznie, całkowity brak zrozumienia, że jego partnerka nie leży sama na sali, że inna mama (czyli Ty) chce spokojnie nakarmić dziecko, że przecież to zwyczajnie nie wypada. Brak podstaw kultury normalnie. Dobrze, że ta położna mu przygadała, należało się :P.
      Teraz w razie, jakby Ci się takie towarzystwo trafiło, śmiało wyrzucaj za drzwi ;)
      Wiem też, że o wszystkie swoje prawa na pewno się upomnisz :)
      I podobnie, jak Ty, chciałabym, żeby każda z nas - mam - miała zapewnione poszanowanie wszystkich swoich praw. Żeby nie było tych niefajnych historii o tym jak było przed/w trakcie/po porodzie.

      Usuń

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric