poniedziałek, 13 lutego 2017

"Mała duża historia o jutrze" - Réka Király

 

Nie wiem, jak wasze dzieciaki, ale moja Buńka od zawsze miała problem z tym, co było wczoraj i z tym, co będzie jutro. Z dziś nie było problemu. Większego. Wczoraj odkąd pamiętam miało zakres od faktycznego wczoraj do nawet miesiąc wstecz. Jutro z kolei potrafiło sięgać w przód nawet kilka miesięcy i wydawało się być dla niej czymś tak odległym, że potrafiła wpaść w rozpacz, że dopiero jutro będzie weekend. Też tak macie?




No, dobra. Umówmy się, że to nie jest problem, który spędza mi sen z powiek, tak? To raczej na zasadzie: kiedyś się trzeba za to wziąć. A jeśli nie teraz, kiedy dziecko ma już 3 lata, to kiedy? Dlatego ucieszyłam się, kiedy wydawnictwo Dreams zaproponowało mi właśnie tę książeczkę dla Buńki. A mianowicie była to "Mała duża historia o jutrze" Réki Király. Okładka wydawała się zapraszać do świata małych zwierzątek, które próbują się same uporać z tym trudnym zagadnieniem. 



- Wiesz, co to jest jutro? - zapytałam pewnego poranka, kiedy Mania bawiła się u moich stóp, a Bu jadła swoje grzanki w fotelu.
- Jutro... - powiedziała, żując kęs, który wcześniej z lubością odgryzła. - Chyba, że nie.
- "Chyba, że nie", mówisz? - uśmiechnęłam się. 
- Jutro... - zamyśliłam się. - Jutro pojedziesz do przedszkola...
Ale niewypał. Dziś też jedziemy i pojutrze też. Świetny podałam przykład.
Popatrzyło na mnie dziewczę w skupieniu zlizując dżem z grzanki, ale zignorowałam to, usiłując wymyślić coś, co jednak jej pomoże zrozumieć istotę jutra. 
Ale Bu była pierwsza:
- Wiesz, mama, w takim razie to jutro mnie wykończy.

Stwierdziłam, że jednak poczekam, aż będziemy miały więcej czasu i wyciągnę dla niej wspomnianą już książeczkę. 



Sowa nie do końca rozumie, czym jest jutro. Niby taka mądra sowa, a tu - takie potknięcie, chciałoby się powiedzieć. Ale czy nie miała się prawa w tym wszystkim pogubić, jeśli dla niej dzień zaczyna się... po zmroku? Noc staje się dniem, więc gdzie było wczoraj? Gdzie dziś? Już nawet nie wspominam o domniemaniu jutra. Zwierzątka postanawiają więc nie spać razem z sową. Co z tego wyniknie? Czy sowa dojdzie do tego, kiedy jest jutro? Ba! Kiedy jest jutro z perspektywy dnia wczorajszego! I jak się do tego ma Ptaszek i jego urodziny? No, ja wam nie powiem. Bu też nie, chociaż już wie. 

Jak dla mnie najlepsza jest końcówka: liścik Jeżyka do Ptaszka.



Pamiętam, kiedy czytałam książeczkę z Bunią, zdałam sobie sprawę, że jest napisana wierszem, chociaż zupełnie nie wygląda jak wiersz, tylko jak proza. Ale się rymuje, a dzieci uwielbiają rymowanki, śpiewność, rytm. Ale sztuką jest napisanie takiego rymowanego wierszyka dla dzieci, by nie był trudny w odbiorze, a równocześnie nie był banalny i grafomański. Tutaj czyta się lekko i śpiewnie. 

Może mam specyficzny gust, ale ilustracje mnie nie powaliły na łopatki. Nie, żeby były brzydkie. Ale przy takiej technice, dałabym żywsze odcienie tych samych kolorów. Bo w takim zestawieniu robią się rysunkami z Painta. Z całym szacunkiem do autora ilustracji. No, nic nie poradzę. Jedynie sowa mi się podobała. Pociecha taka, że Bu pozostała wobec nich obojętna, skupiając się na tekście. Bo za tekst - brawa! I za tę naukę. 



Moja ocena: Polecam. Książeczce niczego nie brak, tylko te ilustracje... Ale ilustracje - rzecz gustu. Każdy ma swój. Ocena tekstu jest bardzo pozytywna. Ze strony rodzica.


Tytuł: Mała duża historia o jutrze
Autor: Réka Király
Wydawnictwo: Dreams
Rok wydania: 2016
ISBN: 9788363579715
Oprawa: twarda, kartki z grubszego papieru, ale szorstkie
Liczba stron: 32
Wiek czytelnika: 3-6 (moje)

Recenzja powstała za sprawą wydawnictwa Dreams

 _____________________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric