środa, 20 stycznia 2016

nr 8, 30 września



30 września 2015 r.
Środa

Ciąża: 13 tydzień, 0 dzień
Waga: 56 kg? (no bo kiedy mam się ważyć? ale nie sądzę, bym specjalnie przytyła w tym stresie)
Pogoda: Nie wiem. Nie odgrywa w ogóle roli. Chyba nie pada. Tyle wiem.

12:11
 
Dowiedziałam się, że to badanie robi się jeszcze prywatnie w kilku miejscach, m.in. w Krakowie. Robi to jeden lekarz, który nota bene pracuje w tej klinice i na tym oddziale! Tylko oczywiście nikt tego tutaj nie zaproponuje, bo kwalifikacje na przeprowadzenie tego badania są bardzo trudne do uzyskania i ma je zaledwie kilku lekarzy w Polsce. A jak ktoś się wybija poza środowisko, to nie jest to tamże mile widziane.

Poza tym kasa. Umówmy się: jeśli badanie - trudne i niebezpieczne - wykonuje tylko kilku ludzi w Polsce, to prywatnie będzie nieprzyzwoicie drogie. Ale nie znam nawet szacunku, ile może kosztować. Może nawet z kilka tysięcy...

Wczoraj nie mogłam spać, a dziś już jest nadzieja... Tylko pytanie, czy będziemy mieli tyle. Nie ma czasu na zaoszczędzenie, bo mam kilka dni, żeby to badanie zrobić... 

W mojej sytuacji powinno się zrobić inne badanie: biopsję kosmówki, czyli pobranie fragmentu łożyska. Potem się te komórki hoduje i wtedy dopiero można coś stwierdzić. To wymaga czasu. Teraz przypominam sobie, jak tłumaczył mi to badanie lekarz... 
Chyba zejdę ze świata: chcą mnie kłóć, co niesie duże ryzyko poronienia, a będą badać nie to, co trzeba! Czuję się jak w filmie absurdu. Czekam, że może P. (wujek) przyniesie jakieś wieści.

14:30

Koło południa przyjechał P. i od razu wkroczyl do akcji. Okazało się, że prowadzić mnie będzie jego dobry kolega. On jest ginekologiem-onkologiem. To zmienia wszystko. Jest podobno naprawdę doświadczony i konkretny. Był teraz w przychodni i ma do mnie przyjść po południu. Z tego, co mu powiedział P. - widział te moje badania (kolega), które robili mi dziś, powiedział, że zaśniad to podejrzenie ogromnego kalibru. I z tego,co widział badania,on myśli że to nie to. A jest onkologiem. Zaśniad to nowotwór, facet musi wiedzieć co mówi a jeszcze zna P.,wiec raczej przez wzgląd na to, na pewno nie tylko "rzucił okiem".

Co więcej: P. powiedział też, że zostawią mnie na razie na tym oddziale (o, rany! co za ulga!) i przynajmniej będę pod dobrą opieka, bo reszcie lekarzy nie bardzo ufam. Jak i P. ... Z drugiej strony on tam poszedł, a jest lekarzem - to w wielu sytuacjach zmienia postać rzeczy. Lekarze bardziej współpracują i coś więcej mówią...
P. też ma codziennie dzwonić i dopytywać. Takiego czegoś nie można zbyć. Jeszcze jedna lekarka, docent, starsza kobita, ma zejść tu do mnie. Jest endokrynologiem, a jak byłam tu ostatnio, to niestety jej nie spotkałam. Nie miałam wielu konsultacji, po które mnie z S. tu przywozili.

Lekarka N. jakkolwiek widać, że kompetentna, nie widziała moich badań. N. ją tak ogólnie o to wypytała. P. wziął do niej namiary i powiedział, że będzie wieczorem do niego dzwonił, jak będzie już po rozmowie ze mną (lekarz-kolega). Powie mu jeszcze o tej biopsji jeszcze. Cały czas mnie to stresuje, bo czasu nie mam... Podobno to działa tak, że szpital wysyłający przygotowuje pacjentkę: robi badania, na które czeka się tydzień. A jeszcze termin... Niestety nie ma tak, że 'wskoczy się', bo jest taka sytuacja. Tam kobiety czekają w takiej samej sytuacji jak ja. Nie maja lepiej. Poza jednym: są umówione.

Na razie P. mnie skutecznie, chociaż tylko częściowo, uspokoił. Przynajmniej wśród nieodpowiedzialnej zgrai lekarzy (aż się na usta ciśnie: lekarczyków) jest ktoś sensowny, myślący i nie jestem skazana na całą resztę. Pewnie po jego wizycie i jakimś namyśle (musi podjąć działania) będę wiedziała więcej... Czy słusznie mogę lodetchnąć..

Mięli mnie przenosić na ten okropny oddział, ale na szczęście zostaje tutaj. Tamci lekarze byli gorsi: tylko straszyli nowotworem, a po dwóch dniach wysłali do domu. Tu nawet są ludzkie warunki. Dziś kobieta, która leżała ze mną na sali - wyszła. Jestem sama w małej dwuosobowej sali. Łazienka ma zamykane nowe prysznice a nie te śmieszne firanki. Mimo wszystko takie rzeczy w ogóle nie maja znaczenia, kiedy człowiek goni czas, zdrowie czy nawet życie. Ale przynajmniej tym jednym się człowiek nie musi stresować: że leży z obcą chorą baba albo kilkoma na sali, która odpycha (sala, nie baba, rzecz jasna!) i człowiek marnieje od samego w niej przebywania; że ktoś pod prysznic wejdzie a tam licha na wpół przeźroczysta firanka...itd. Trochę tak, jakbym się miała martwić, że H. (moja córunia) pójdzie do przedszkola w brudnych ubrankach a eR. nie ogarnie domu. Jakbym się jeszcze o to miała martwic, to bym padła. Niby nie ma znaczenia, a jednak zapewnia komfort psychiczny.

14:55

Jeszcze teraz właśnie rozmawiałam ze swoim lekarzem. Dzwonił do mnie. Wypytał o wszystko i okazuje się, że on też zna tego kolegę P.. Zadzwonił do niego, jak się dowiedział, że on mnie będzie prowadził.

Zna też kilku tutaj i mówi, że na tym oddziale może coś jeszcze "popchnąć"dalej. Powiedział, że będzie do niego dzwonił i "gnębił telefonami" jak to ujął, żeby mnie nie zbyto.

To jest fantastyczne, że trafił mi się taki spoko ginekolog.

15:15

Lekarz znów dzwonił: rozmawiał z tym kolegą po tym, ja rozmawiał ze mną. Wychodzi na to, że na razie nie ma zagrożenia, bylebym się nie ruszała z łóżka, jak nie muszę.
Tak dla odmiany.

Poczucie, że tyle osób mam za sobą i mogę rzeczywiście odczuć ich wsparcie jest czymś naprawdę niesamowitym. Po prostu nie jestem z tym problemem sama i wydaje się, że już w dobrych rękach.

17:15

Dzięki naciskom P. i mojego lekarza, kilku ludzi siedziało nad moimi wynikami, badał mnie nawet ordynator (no, czuję się zaszczycona... ekhm).
Wykluczyli zaśniad. Na tym etapie, w organizmie byłyby już komórki nowotworowe, które nie wyszły w badaniach. Co prawda nie wiedzą, co mi jest, ale przynajmniej czas nieco zwolnił i wiem, że dziecku nic nie ma.

Strategia? Na razie mają mnie monitorować. Przynajmniej do piętnastego tygodnia, czyli około dwóch tygodni, bo sytuacja mimo że stabilna, jest wciąż niepokojąca. Zwłaszcza te jajniki.
Muszą je uspokoić, ustabilizować i upewnić, że mnie nie bolą. A bolą. I póki bolą nie ma mowy, że mnie wypuszcza.

Z drugiej strony oni się tu nie patyczkują i bez potrzeby trzymać nie będą. Na dzień dzisiejszy prognozy są takie, że psychicznie muszę się nastawić na leżenie do końca i cesarkę, bo w takiej sytuacji rodzenie siłami natury nie wchodzi w grę. Ale na myślenie o tym jeszcze przyjdzie czas, wiec nie wybiegam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli zatrzymałeś/aś się tu tylko na chwilę, daj znać. Nawet nie wiesz, jaką sprawisz mi tym przyjemność!

Bądź na bieżąco

Design by | SweetElectric